Ghul to serial z raczej niespotykanym formatem. Składa się z trzech 45-minutowych odcinków, choć pierwotnie miał być filmem — na ten pomysł wpadł Netflix. Skąd taka decyzja? Nawet po obejrzeniu ciężko stwierdzić, bo fabuła jest ciągiem wydarzeń, a nie trzema historiami, które łatwo od siebie oddzielić. Możliwe, że chodzi po prostu o kwestie marketingowe i to, że seriale spod szyldu Netfliksa przyjmowane są lepiej niż filmy.
Jeśli oczekujecie horroru, który sprawi, że będziecie przymykać oczy i skakać w fotelu, to Ghul nie spełni waszych oczekiwań. Jeśli jednak chcecie poznać ciekawą historię, umieszczoną w mocno politycznych realniach, gdzie Ghul kontrastuje z racjonalnym myśleniem… to zdecydowanie to dostaniecie.
Główną bohaterką serialu jest Nida Rahim, pracująca dla rządu młoda kobieta. Jej specjalizacją są zaawansowane przesłuchania. Gdy ją poznajemy, wydaje się twardą, choć jednocześnie ciepłą kobietą. Nasze zdanie szybko się zmienia, gdy „dla dobra kraju” wydaje swojego ojca odpowiednim służbom. Zarzut? Uczenie studentów rzeczy spoza podręczników. Niedługo później Nida trafia do supertajnej jednostki, gdzie przesłuchiwani są groźniejsi przestępcy. Pomijając same trudności związane z brutalną pracą, ma ona jeszcze przed sobą trochę uprzedzonych ludzi z powodu swojego wyznania. Przełożona ma spore wątpliwości co do jej lojalności, z czym od samego początku nie kryje się przed dowodzącym placówką Sunilem Dacunha.
Nida nie jest tak zła i szorstka, jak wymagałoby tego od niej stanowisko, więc rzucają ją od razu na głęboką wodę — pierwszym obiektem jej przesłuchań ma być Ali Saeed, który od lat przewodniczył grupie terrorystów. Nikt nie ukrywa, że przesłuchania są po prostu torturami. W pokojach znajdują się rozmaite świadczące o tym przyrządy, a spłukiwanie morza krwi z podłóg jest na porządku dziennym… lub nocnym. Większość przebywających w placówce nie ma pojęcia czy jest dzień, czy środek nocy, a „przesłuchiwani” są torturowani praktycznie przez całą dobę, z niewielką tylko chwilą wytchnienia.
Gdy Nida wkracza do akcji i staje przed Ali Saeedem, ten wypowiada zdrobnienie jej imienia, takie, którego używał jej ojciec i to dopiero początek wszystkich niepokojących rzeczy, o których Saeed zdaje się wiedzieć.
Ghul, który jest nam znany z popkultury, to nie ten ghul, który występuje w arabskich wierzeniach, bo to właśnie z tamtejszego folkloru wywodzi się ta postać. Tu zobaczymy znacznie bardziej potężną postać, która może przyjąć postać dowolnej osoby z otoczenia, pod warunkiem, że ją ugryzie i je choć kawałek mięsa. Gore? Troszkę. Cała fabuła jest znacznie głębsza niż ta jedna konkretna postać z koszmarów. A w zasadzie, z samym ghulem spotkamy się dopiero w końcówce serialu. Wcześniej poznawać będziemy ohydztwo, którym rządzi placówka, brutalność ścierająca się z polityką i mieszanie ludziom w głowach.
Jest to kawał dobrego, intrygującego przedstawienia. Horrorem jest dopiero na końcu, przez pierwszą godzinę serwując nam polityczno-wojskowy scenariusz. Jeśli szukacie dreszczyku i gęsiej skórki na kręgosłupie to Ghul was zawiedzie. Jeśli jednak macie ochotę na trzymającą w napięciu historię, to dostaniecie ją z nawiązką.