Szpieg, który mnie rzucił to taki uroczy miszmasz filmu akcji, komedii szpiegowskiej i buddy movie w wersji kobiecej. Mamy Audrey (w tej roli widywana ostatnio jako zła mamuśka Mila Kunis), do której chłopak napisał SMS-a. A będąc bardziej szczegółowym, tekstowo powiadomił ją, że to koniec. Wiemy przecież, że tak się raczej nie powinno robić, dlatego nasza bohaterka nie sprawia raczej wrażenia zadowolonej. Gdy akurat ma urodziny i tak zapija sobie smutki, zarówno my, jak i ona, dowiadujemy się o przyczynach takiego stanu rzeczy. Okazuje się bowiem, że Drew nie do końca był tym, za kogo się podawał. A w dodatku jego tajną misję trzeba będzie wykonać za niego.
Mam pewną słabość do muzyki w filmie. Jeśli jakaś produkcja choćby podczas napisów końcowych, miała w swoim repertuarze jakiś utwór, który trafia w mój gust, film od razu u mnie plusuje. Ten wraz z pierwszymi scenami daje nam posłuchać legendarnego Wind of Change Scorpionsów, przy okazji dokładając do tego wymownego kawałka jakiś przekaz. Krótko mówiąc, robi dobre pierwsze wrażenie.
W filmie uświadczymy naprawdę sporo całkiem nieźle nakręconych scen akcji. Idąc na seans nie wiedziałem o nim za wiele, dlatego od razu zaskoczyła mnie sekwencja, która tę produkcję rozpoczyna. Mamy Wilno i pościg z mnóstwem akcji jego ulicami. Nakręcone jest to ładnie, jest trochę strzelania, jeżdżenia, walki wręcz i innych klasycznych elementów tego typu kina. Już chciałem myśleć, że pomyliłem film (jeszcze raz pozdrawiam te dwa o Dywizjonie 303), kiedy do akcji wkroczyły główne bohaterki. One też jednak długo nie kazały nam się tylko śmiać.
Jak na klasycznego akcyjni aka zapożyczającego sporo od Bonda czy Mission: Impossible przystało, reżyserka Susanna Vogel funduje nam bilet na przejażdżkę po kilku pięknych europejskich stolicach. Oprócz wspomnianego już wcześniej Wilna mamy Budapeszt, Pragę czy Berlin. Każda lokalizacja odgrywa istotną rolę w fabule, ale też w każdej jest czas, na zrobienie zdjęcia na pocztówkę. A przecież w wakacje tęsknota do takich wojaży jest większa.
Szpieg, który mnie rzucił to jednak przede wszystkim kumpelska komedia. Relacji naszych głównych bohaterek, Audrey i Morgan poświęca się tu zdecydowanie najwięcej czasu. I może nie wychodzi to nad wyraz oryginalnie, wszak trafiło na mocno wyeksploatowany grunt, jednak patrzy się na nasze best friends forever z przyjemnością. Spora w tym również zasługa aktorek. Zarówno Mila Kunis, jak i Kate McKinnon pokazywały już jednak, że komediowy repertuar bardzo im odpowiada. Tutaj tylko to potwierdzają. Obu paniom wtórują panowie, na których też nie ma co narzekać. No i jest jeszcze Gillian Anderson, wpadająca na epizody, ale również dobarwiająca aktorsko ten film.
Nowa komedia z Milą Kunis to po prostu niezła wakacyjna rozrywka. Jasne fabuła jest tu głupia jak but, zaczyna się w absurdalnym punkcie wyjścia, a przyczepić się można jeszcze do nie wnoszących kompletnie nic retrospekcji. W dodatku cały czas trzeba przechodzić do porządku dziennego nad tym, jak dwie dziewczyny z ulicy co rusz są sprytniejsze od wyszkolonych agentów CIA. Robi się nam to jednak łatwiej, bo film ma sporo atutów, które są w stanie rozluźnić siedzącego przy ekranie widza. Dlatego też myśleć o nim będę ciepło. Szczególnie w te równie ciepłe, sierpniowe dni.