X-Men: Apocalypse – przedpremierowa recenzja filmu Bryana Singera!

Bryanie Singerze, Bryanie Singerze, cóżeś ty uczynił? Uniwersum X-Menów znasz od podszewki, bo sam je stworzyłeś, reżyserem jesteś zdolnym, miałeś ciekawego i arcypotężnego mutanta, sprawiłeś też, że mogliśmy ostatecznie puścić w odmęty niepamięci dokonania „reżysera” Bretta Ratnera. Dlaczego więc twoje najnowsze dziecko, X-Men Apokalipsa, jest takie brzydkie?

Wszystko zaczyna się kilka tysięcy lat temu – w Starożytnym Egipcie żyje En Sabah Nur, pierwszy i najpotężniejszy mutant. Jednak moment, gdy zmienia ciało na młodsze, do tego samo-leczące się, zostaje zakłócony przez zdrajców, co kończy się pogrzebaniem go na wiele lat. En Sabah Nur zostaje przebudzony w latach 80. XX wieku, zaś jego celem staje się zniszczenie cywilizacji człowieka i na jej gruzach zbudowanie nowego, lepszego świata, którego byłby jedynym panem i władcą.

x men apocalypse

Zobacz również: Kim jest Apocalypse? Historia superzłoczyńcy #3

Jak łatwo się domyślić przeciwstawią się mu X-Meni, dowodzeni przez profesora Charlesa Xaviera. Zanim to jednak nastąpi, Bryan Singer zmarnuje mnóstwo czasu na przekazanie widzom informacji, gdzie który bohater się znajduje i co robi. Problem w tym, że ma to sens wyłącznie w przypadku Magneto, bo dzięki temu poznajemy jego motywacje i rozumiemy, dlaczego postanawia przyłączyć się do Apokalipsy. Pozostałe sceny nie mówią nic, a przynajmniej nic ciekawego i w zasadzie nic też nie tłumaczą. To jeden z głównych problemów X-Men: Apocalypse – struktura tego filmu trzeszczy i to wyraźnie. Jest on najzwyczajniej w świecie za długi i przez to momentami niesamowicie nudny. Paradoksalnie mając tyle czasu, Bryan Singer praktycznie nic nie mówi nam o bohaterach i ich motywacjach. Przykładowo jedna z popleczniczek En Sabah Nura, Psylocke, jest po prostu piękna (chociaż kostium już ma głupi), ale to tyle, co o niej wiadomo. Trudno jest się więc przejąć tym, co się dzieje i czy postaciom uda się to, co planują. Niby większość z nich to starzy znajomi, których lubimy. Żeby jednak ekscytować się ich przygodami muszą się oni rozwijać i zmieniać – tutaj zmiany następują wyłącznie dlatego, że tak było napisane w scenariuszu.

x men apocalypse 6

Zobacz również: Magneto mówi po polsku! Akcja X-Men: Apocalypse rozgrywa się również w Prószkowie!

Niektóre z powyższych zarzutów byłyby pewnie znacznie mniejszego kalibru, albo wręcz w ogóle by nie zaistniały, gdyby nie największa wada filmu, czyli tytułowy Apokalipsa. To po prostu kolejny gość, który jest zły, bo chce przejąć władzę nad światem (i wpierw go zniszczyć). I tyle. En Sabah Nur jest postacią całkowicie bez wyrazu, bez czegoś, co mogłoby uwieść widza, albo sprawić, żeby się chociaż bał. Twórcy w zwiastunach obiecywali wielkie zniszczenia, tymczasem Apokalipsa de facto nic specjalnego nie robi, a i jego moce są bardzo oszczędnie pokazywane. Może dlatego koniec końców zostaje zaskakująco łatwo powstrzymany (to chyba nie spoiler, prawda?), a odbiorca jedyne co może zrobić, to wzruszyć ramionami.

Nic zatem nie zmienią pozytywne występy Sophie Turner w roli Jean Grey, ani dłuższy niż w Przeszłość, która nadejdzie występ Quicksilvera. Swoją drogą Bryan Singer doskonale wie, która scena w jego poprzednim dziele była najlepsza i najbardziej efektowna, więc tutaj ją powtarza, tylko na większą skalę. Quicksilver znów musi wykorzystać swoje moce i ratować innych. Jest to oczywiście bardzo efektowna i zabawna scena – w sumie jeśli za coś dziękować obecności tej postaci to właśnie za odrobinę humoru, którą wprowadza do filmu.

x men apocalypse 8

Zobacz również: Poważne zmiany w świecie DC! Jon Berg i Geoff Johns na czele DC Films!

Są to jednak tylko łyżki miodu w beczce dziegciu, bo X-Men: Apocalypse można skrytykować za jeszcze więcej rzeczy. Od faktu, że zarówno Michael Fassbender jak i Jennifer Lawrence wyglądają na okrutnie znudzonych tym, co się dookoła dzieje, przez fakt, iż w sumie żadne wydarzenie nie ma znaczenia (nawet gdy aż się prosi, by było inaczej, patrz: wyznanie Quicksilvera), po sporo momentów, gdy film przekracza granicę śmieszności. To ostatnie związane jest przede wszystkim z wątkiem Magneto, który przez pewien czas żyje w Polsce – konkretnie Pruszkowie napisanym przez „ó” – i któremu każą mówić w naszym ojczystym języku. Jest to trochę metafora całej produkcji – Fassbender niby bardzo się stara, by brzmiało to dobrze, ale za cholerę mu nie wychodzi.

Za udział w seansie dziękujemy:

http://www.cinema-city.pl/loga/cc/Cinema_City_Master_RGB_whiteBg.png

 

Ilustracja wprowadzenia: mat. prasowe

Przede wszystkim redaktor serwisu warszawa.ngo.pl. Do tego dziennikarz piszący o filmach i serialach dla wielu portali internetowych. Wszystkie recenzje można znaleźć na fanpage'u Cisza na planie. W ten sposób można się też ze mną skontaktować ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?