Przed premierą Alicji w Krainie Czarów studio Walta Disneya stawiało pierwsze, nieśmiałe kroki w dziedzinie aktorskich wersji znanych bajek. Od tego czasu pokonało długą drogę. Dziś, gdy do kin trafia kontynuacja Alicji, Disney ma już za sobą ogromne sukcesy i zapowiedziało aż 15 kolejnych tego typu produkcji – więcej niż zaplanowanych filmów Marvela.
Taka sytuacja nie powinna dziwić. Alicja w Krainie Czarów zarobiła przeszło miliard dolarów i jest najbardziej kasowym filmem w karierze Tima Burtona. O cztery lata nowsza Czarownica, częściowo niesiona gwiazdorską siłą Angeliny Jolie, przyniosła studiu ponad 750 mln. Wreszcie tegoroczna Księga dżungli ma już na koncie przeszło 820 mln. Opowiadanie na nowo starych bajek okazało się bardzo opłacalne. Disney jednak, jak każda duża korporacja, z początku podchodził do nowej konwencji ostrożnie i próbował ją ugryźć na wiele sposobów.
Alicja przeciera szlaki
Alicja w Krainie Czarów nie jest remakem klasycznej animacji Disneya z 1951 roku. Nie jest nawet adaptacją powieści Lewisa Carrolla. Scenarzystka Linda Woolverton wpisała znanych bohaterów w niemal wojenną fabułę fantasy. Tim Burton zaś zapewnił widowisku odpowiednio niesamowitą, groteskową i trochę mroczną oprawę. Efekt okazał się bardzo odległy od pierwowzoru, ale wyraźnie odpowiedział na potrzeby widzów.
Zobacz również: Będzie się działo! Czyli co przyniesie czerwiec do świata kina i telewizji!
W podobny sposób Disney podszedł do Oza Wielkiego i Potężnego. Dopisał znanemu bohaterowi nową historię i zatrudnił obdarzonego nietypową wyobraźnią reżysera, Sama Raimiego. Eksperyment również zakończył się powodzeniem. Wszystko wskazywało więc na to, że wkrótce ekrany kinowe zaludnią wymyślone od zera fabuły osadzone w znanych światach. Sprawy potoczyły się jednak inaczej.
Śladami Królewny Śnieżki
Najwyraźniej nie Alicja, a wyprodukowana przez Universal Królewna Śnieżka i Łowca miała większy wpływ na kierunek, jaki obrał Disney. Film luźno opiera się na baśni braci Grimm. Znacznie większą i pogłębioną rolę przypisano złej królowej, którą soczyście zagrała Charlize Theron. Atmosfera była dość mroczna, przeznaczona dla starszych dzieci. Takie podejście okazało się trafione. Znacznie lżejsza, komediowa Królewna Śnieżka z Julią Roberts zarobiła ponad dwa razy mniej.
Głód intrygujących antybohaterek i mrocznych, a zarazem pociągających baśniowych światów leżą u fundamentów disneyowskiej Czarownicy. Produkcja wzbudziła dużo emocji. Nie dość, że na ekrany kin miała powrócić jedna z kultowych postaci Disneya, to jeszcze do głównej roli zaangażowano Angelinę Jolie. Aktorka gra ostatnio rzadko i nie jest kojarzona z kinem familijnym.
Zobacz również: Wiedźmin wczoraj i dziś, czyli efekty specjalne w polskim kinie – wywiad z Januszem Bocianem
Główny zamysł filmu cieszył przewrotnością. Wydarzenia ze Śpiącej Królewny zostały pokazane z punktu widzenia Diaboliny, złej wiedźmy. Choć fabuła nie okazała się tak niegrzeczna, jak się można było spodziewać, to świetna rola Jolie, gra znanym motywem i klimat bardzo bliski Królewnie Śnieżce i Łowcy zadecydowały o sukcesie.
Znów zdawało się, iż Disney znalazł swoją kurę znoszącą złote jaja. Już nie nowe historie w znanych światach, a znane historie pokazane z innej strony miały nieść aktorskie baśnie studia. Coś z takiego myślenia zostało. Aladyn otrzyma prequel z Dżinem w roli głównej, do panteonu dzielnych księżniczek dołączy siostra królewny Śnieżki. Znane z animacji bajkowe światy stopniowo się rozrastają. Na razie jednak podejście, które charakteryzowało Czarownicę, poszło w odstawkę. Disney zrobił kreatywny krok wstecz.
Powtórka z rozrywki
Dość niespodziewanie przystąpiono do realizacji całkiem standardowych remake’ów. Na pierwszy ogień poszedł Kopciuszek. Przykurzonej bajce nowy blask nadał sam Kenneth Branagh, w obsadzie znalazły się Cate Blanchett i Helena Bonham Carter. Film odniósł sukces finansowy, choć daleko mniejszy od Czarownicy. Okazał się przy tym bardzo zachowawczy. Cukierkowe podejście zaskoczyło po staroświecku i mimo że Kopciuszek jest bardzo dobrze zrobiony, wydaje się pochodzić z innej epoki.
Nowa Księga dżungli Jona Favreau robi kolejny krok dalej. Wypełniają ją jednoznaczne cytaty z klasycznego, animowanego musicalu. Atmosfera jest co prawda mroczniejsza niż niegdyś, ale znaną fabułę reżyser poprowadził dość topornie. Nie stworzył też filmu samego w sobie, za bardzo wypełnił go grą z pierwowzorem. Dziwi, że przy filmie, który gładko mógł pójść śladami Alicji w Krainie Czarów, zdecydowano się na tak wtórne podejście.
Najwyraźniej kreatywne siły Disneya nie są w stanie obsłużyć całej fali projektów. W 2017 roku na ekrany wejdzie remake Pięknej i Bestii, gdzie nawet zachowano konwencję musicalu. Studio wyraźnie coraz mniej ingeruje w materiał źródłowy. Od zupełnie nowych historii, przez reinterpretację starych, przeszło do kopiowania, tyle że z aktorami w miejsce animowanych postaci.
Co po nowemu? Co po staremu?
Na szczęście sytuacja najpewniej się zmieni. Siłą rzeczy nowe historie przyniosą Alicja po drugiej stronie lustra, prequel Aladyna i zapowiedziany na fali sukcesu Księgi dżungli jej sequel. Kolejna, po dwóch produkcjach z lat 90., aktorska wersja 101 dalmatyńczyków ma iść śladem Czarownicy i skupić się na czarnym charakterze, Cruelli de Mon. Nową perspektywę przyjmie też Dumbo Tima Burtona. Głównymi bohaterami będą członkowie ludzkiej rodziny, którzy dopiero natkną się na latającego słonia.
Zobacz również: Jak rozpętałem wojnę w Westeros. Fanowska teoria na temat Brandona Starka
Z pewnymi opowieściami trudno zrobić coś odkrywczego. Sporo emocji wzbudza nowy Piotruś Pan. Po klęsce gruntownej reinterpretacji tej historii w Piotrusiu: Wyprawie do Nibylandii Joe’go Wrighta, rozsądek każe wybrać tradycyjne podejście. Na więcej kreatywności pozwoli może film o wróżce Dzwoneczku, choć jej przygody w rozlicznych animacjach cechuje raczej odwrotność tego słowa.
Czy wrócą różowe słonie?
Disney zdumiewająco szybko opróżnia swój bogaty skarbiec animacji, które mogą otrzymać nowe wersje. Poza wspomnianymi już tytułami zapowiedziane są: Mała Syrenka, Pinokio, Miecz w kamieniu, Kubuś Puchatek, Mulan, a nawet do rozmiarów pełnej fabuły urośnie jedna krótkometrażówka z eksperymentalnej Fantazji.
Budzi wątpliwości, czy przerabianie wszystkiego ma sens. Niektóre bajki faktycznie trącą już myszką. Tak było w przypadku Śpiącej królewny i Kopciuszka. Z kolei Pinokio albo Dumbo nie zestarzały się ani trochę. Ba, podejście zgodnie ze współczesnymi kanonami może je tylko popsuć. Wyobrażacie sobie, że w nowej wersji Dumbo zobaczycie równie psychodeliczną scenę jak parada różowych słoni? Wątpię, nawet z Burtonem za kamerą.
Poszukując złotego środka
Sukces kolejnych przeróbek wydaje się jednak przesądzony. Disney bardzo sprytnie rozgrywa sentyment dorosłych, gotowych na nowo oglądać bajki z własnego dzieciństwa i oczekiwań dzieci odnośnie nowoczesnych, dynamicznych widowisk. Nie szczędzi kosztów, dzięki czemu olśniewa rozmachem, za którym stoją najwybitniejsi twórcy scenografii, kostiumów i efektów specjalnych.
Studio nie odkryło jeszcze jednak złotego środka. Alicja w Krainie Czarów razi banalnością i schematycznością całkiem nowej fabuły. Księga dżungli irytuje niesamodzielnością i w gruncie rzeczy psuciem dobrych pomysłów z animowanego musicalu. Najbliższa ideału wydaje się Czarownica. Ma sporo nowych pomysłów, a utrzymuje więź z klasycznymi wersjami. Skoro już Disney uparł się, by odkurzać klasykę, niech idzie tą drogą.
ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe