Zobacz również: Kultowe seriale #2 – Buffy. Postrach Wampirów
Amy Adams gra tutaj dziennikarkę Camillę Preaker. Ciąży na niej kilka skaz w przeszłości, z którymi nie potrafi sobie poradzić. A jeśli nie potrafi sobie poradzić, to wiemy gdzie ucieka, aby zrobić to choć na chwilę. Tak, do butelki, a raczej do wielu małych buteleczek trunków, którymi zapija smutki. Wiele zmienia się, gdy naczelny wysyła ją do Wind Gap, a więc rodzinnej miejscowości, w której dochodzi do porwań małych dziewczynek. Camille nie była tam dawno i to nie bez przyczyny, dlatego powrót również nie będzie kaszką z mleczkiem. Szczególnie że trzeba trochę pogrzebać w starych ranach.
Choć naprawdę długą część odcinka podążamy za podpitą Amy Adams, ogląda się to znakomicie. Bohaterka wraca na stare śmieci, wita się ze znajomymi z przeszłości, a wraz z tym poznajemy ich my. I mamy okazję od samego początku poznać plejadę ciekawych postaci. Mamy matkę Camilli, której charakter najprościej określiłbym, parafrazując nieco cytat z PRO8L3MU, milczy głośniej, niż krzyczy oraz nie do końca chce, aby jej dawno niewidziana córka grzebała w tragediach mieszkańców. Mamy detektywa z przerośniętą ambicją, brata ofiary w depresji i kilku innych. Przez pierwszą godzinę na pewno nie poznamy dogłębnie wszystkich, ale na przyszłość będą nas ciekawić.
Pierwszy odcinek wypada znakomicie od strony aktorskiej. Amy Adams to wiadomo, świetnie wtóruje jej jednak Patricia Clarkson jako matka oraz Sophia Lillis, która gra … no nieważne kogo gra, zobaczcie to sobie sami (a jeśli akurat jesteście twórcami odpowiedzialnymi za ubiegłoroczne To, od razu się uczcie, bo to duża wskazówka obsadowa, mimo że przyszła nieco za późno).
Ostre przedmioty przynajmniej na początku wydają się bardzo wiernym przełożeniem książki Gillian Flynn. Stwierdzam to, zabierając się za obydwa tytuły praktycznie jednocześnie. Patrząc na przełożenie wręcz 1:1 niektórych dialogów czy wydarzeń, nie chcę sobie wyprzedzać za bardzo serialu książką ani też książki serialem. Jednym mogę sobie popsuć wrażenia z drugiego. Jakoś z tym wyborem będę musiał sobie poradzić, ale nie jest to jeden z takich, które doprowadzają w życiu do płaczu.
Gęsty klimat, znakomite kreacje, amerykańska prowincjonalność, która zawsze mnie w kinie pociąga to wartości dodane do talentu twórców, który przyciągnął przed ekran na początku. Teraz już wiem, że było warto, bo zaraz możemy mieć tu do czynienia z jednym z lepszych seriali w tym roku. Powiecie, że godzina to trochę szybko, aby stwierdzać takie rzeczy. I pewnie będziecie mieć rację, jednak najpierw przeżyjcie we wtorek tę godzinę. Serdecznie polecam.