Pełnometrażowy debiut Lorenzo Vigasa zatytułowany Z daleka niespodziewanie zgarnął główną nagrodę na zeszłorocznym festiwalu w Wenecji. W momencie kiedy wszyscy stawiali na sugestywne wizje starych wyjadaczy w filmach 11 minut i Frankofonii , czy wrażliwość Anomalisy jury wyróżniło film kompletnie inny od wymienionych. Dzieło Vigasa to kino kameralne. Operujące dużo subtelniejszymi środkami wyrazu, bazujące na drobnych niuansach. Z tego powodu, nie wszystkich Z daleka przekona, dla wielu będzie to „film o niczym”. Ci jednak, którzy dadzą się uwieść tej anty-efektownej metodzie reżysera, wyjdą z kina co najmniej usatysfakcjonowani.
Jednym z dwóch głównych bohaterów filmu jest Armando. To mężczyzna w średnim wieku, o którym nie możemy powiedzieć zbyt wiele. Jest samotny, zajmuje się naprawą protez, a po godzinach śledzi pewnego starszego mężczyznę oraz… przyprowadza do swojego domu młodych chłopców. Nie krzywdzi ich, a jedynie przygląda się im pośladkom. Jednym ze sprowadzonych przez Armando młodzianów jest drugi bohater opowieści, czyli Elder. Chłopak przeciwstawia się woli mężczyzny i okrada go. Armando nie rezygnuje jednak ze znajomości z chłopcem, ani też nie próbuje odzyskać zabranej własności. Zamiast tego, ponownie zaprasza Eldera do siebie. Powoli, poprzez splot różnych wydarzeń, między bohaterami zaczyna wytwarzać się specyficzna więź. I nie do końca wiadomo w jakim kierunku się potoczy.
Zobacz również: „Mustang” – nasza recenzja filmu nominowanego do Oscara
Vigas, pomimo tego, że Z daleka to jego debiut, jest reżyserem niebywale wręcz zdyscyplinowanym. Film, od początku do samego końca, trzyma się obranej ścieżki i nie zbacza z niej nawet na chwilę. To duży plus w przypadku filmu, który niemal w całości bazuje na bardzo delikatnych środkach wyrazu. Wszak w takim przypadku bardzo łatwo można by zepsuć zamierzony efekt łopatologiczną metaforą lub dialogiem wyjaśniającym więcej niż powinien. Vigas nie daje się zwieść. Reżyser buduje więź między głównymi bohaterami trochę na zasadzie kryminału. Z tym, że zamiast klasycznego „kto zabił?” będziecie sobie zadawać pytanie „co nimi kieruje?”. Niewiele powiedziane jest wprost, dużo pozostawia się „na domysł” widza i prowadzi relację w zaskakujące rejony. Przez niemal cały film widz próbuje rozgryźć co kieruje małomównym, unikającym kontaktu fizycznego Armando i porywczym Elderem. Czy Armando kieruje jedynie skrywana seksualność? A może ma to podłoże zupełnie inne? Chodzi o względy quasi rodzicielskie? Wydaje się, że reżyser skłania się właśnie ku tej ostatniej wersji. W ostatecznym rozrachunku wszystko się tu kręci wokół ojców. Zarówno jedenj jak i drugi bohater wspominają w dialogach, że relacje z rodzicielami nie należały do zbyt udanych. Wydaje się też, że relacje z ojcami są głównym czynnikiem motywującym takie, a nie inne przysposobienie tych postaci.
Zobacz również: „Anomalisa” – recenzja filmu animowanego twórcy „Być jak John Malkovich”
Z drugiej strony to też trochę film oparty na starym jak świat koncepcie przeciwstawienia sobie dwóch kompletnie odmiennych charakterów. Unikający dotyku, małomówny i raczej introwertyczny Armando jest na zupełnie innym biegunie niż żywiołowy Elder. Reżyser z uwagą pokazuje wzajemne wpływanie na siebie tych charakterów. To oczywiście prowadzi relację między bohaterami w często zaskakujące rejony. Co ważne jednak, nawet jeśli bohaterowie zachowują się nie do końca tak jakbyśmy się spodziewali to ich reakcje, prędzej czy później zostaną właściwie umotywowane. Tak aby były wiarygodne. Tłem dla całości jest obraz codziennego życia w Wenezueli. Siłą tego portretu jest fakt, że Vigas nie idzie w sztuczny naturalizm, który podkreślałby jak bardzo biedni są biedni. Nie, w Z daleka, bieda, slumsy, brud to normalna część życia Eldera. Coś co jest zwykłą częścią otoczenia. Zostaje to oczywiście skontrastowane z zamożnością drugiego z bohaterów, ale na tym koniec wielkiego moralizatorstwa. Strona techniczna, muzyka (a raczej jej brak) są podporządkowane oszczędnej wizji reżyserskiej. Na uwagę zasługują zwłaszcza zdjęcia. Nie znajdziemy w filmie Vigasa efektownych jazd czy mastershotów. Jest za to dużo statycznej kamery i dobrze skomponowane kadry mówiące nieraz więcej o bohaterach niż dialogi.
Zobacz również: Festiwal Cannes 2016 – znamy pełny skład jury!
Jeśli miałbym się do czegoś w filmie Wenezuelczyka czepiać to będzie to pewien efekt uboczny zastosowanej metody. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że Z daleka to film tak subtelny i niedopowiedziany, że nie mówi nic. I być może jest w tym nieco racji. Momentami tak wiele rzeczy dzieje się tutaj poza kadrem, widz musi tyle sobie sam dopowiedzieć, że można się poczuć zdezorientowanym. Jedno jest jednak pewne. Z daleka warto zobaczyć nie tylko ze względu na wenecką nagrodę. To porządnie skonstruowane kino wymagające od widza sporo skupienia. Czasem warto w kinie bawić się i tak.
źródło ilustracji wprowadzenia: materiały prasowe