Zanim o Iniemamocnych, słówko o Bao. Taki tytuł nosi bowiem nowa krótkometrażówka, którą serwują nam twórcy przed właściwym seansem. Opowiada ona o pewnej gospodyni, której kiedyś własnoręcznie ugotowany przez nią pierożek zrobił niespodziankę podczas obiadu. Jest zwięzła, zabawna, ma niegłupi morał oraz fantastyczną kreskę, której warto poświęcić kilka minut dłużej. To zdecydowana poprawa po średnio udanej decyzji z Olafem.
Teraz już jednak danie dnia. Działania superbohaterów uznane zostały oficjalnie przez rządy wszystkich państw za nielegalne. Nasza ulubiona rodzinka zostaje więc oficjalnie (w tej wersji w rajtuzach oczywiście) wyjęta spod prawa i nie może już robić tego, na czym zna się najlepiej. Bob zaczyna się więc powoli obawiać powrotu do sprzedaży ubezpieczeń, a Elastyna stara się zrobić z niego pana domu, który będzie opiekować się dziećmi, gdy to ona znajdzie pracę. W pewnym momencie na horyzoncie pojawia się jednak okazja od odkupienia win. Jest na świecie bowiem ktoś, komu prawo wobec obdarzonych ponadnaturalnymi mocami przeszkadza podobnie. I ma możliwości, aby udowodnić jego bezcelowość. Po drodze pojawią się jednak małe problemy…
Zobacz również: The New Pope – Jude Law i John Malkovich w obsadzie następcy Młodego papieża
Historyjka jest jednak bardzo sztampowa. To wprowadzenie brzmi całkiem nieźle, jednak potem mamy już opowieść, jakich wiele w tego typu kinie i nie wyróżnia jej już nic. Główny zwrot akcji widać z kosmosu, a scenarzystom brakuje pary na kolejne minuty seansu. Nie przeszkadza to jednak serwować nam historię na najwyższym biegu, z cały czas włączonym gazem. Akcja w Iniemamocnych 2 gna na złamanie karku i nie daje widzom zbyt wiele wytchnienia. W dodatku jak na animację dla dzieci film nie należy do najkrótszych. Zlatuje szybko, ale pozostawia z uczuciem niewielkiego zmęczenia wszystkimi wydarzeniami.
Najlepiej animacja radzi sobie jednak z tym, z czym powinna, czyli zabawianiem odbiorców, na których będzie jej zależeć najbardziej. To przecież bajka dla dzieci, a dzieci w tego typu produkcji będą uśmiechać się najbardziej na widok wykorzystania mocy bohaterów. Tego jest tu mnóstwo, a przy tym jest bardzo kreatywnie prowadzone. Każdy członek naszej rodzinki ma okazję się wykazać, wrogowie też mogą poszczycić ciekawymi zagraniami, a główny antagonista prezentuje umiejętność, jaką na ekranie w filmach superhero widać raczej rzadko. W dodatku w bardzo pomysłowej wersji. No i jest jeszcze Jack Jack, najmłodszy z Iniemamocnych, u którego rodzice odkrywają supermoce. Naprawdę świetne to sceny, jednak cierpiące na tę samą przypadłość, która trawi całą produkcję. O ile na początku bawią znakomicie, później zaczyna już na nie brakować pomysłu. Patrząc na metraż myślę, że można było po prostu parę z nich wyciąć.
Zobacz również: TOP 20 – Najgorsze polskie komedie
Najmłodszy z rodu gra tu bardzo ważną rolę, ale nie przyćmiewa całej rodzinki. Film bardzo szanuje swoich bohaterów, każdemu dając wątek poboczny, napędzający fabułę i świetnie wygrane relacje. Mamy pierwsze randki, zamianę ról w małżeństwie, wychowującego dzieci Iniemamocnego i wszystko to ogląda się znakomicie. Problem w tym, że cały czas ma się wrażenie, że gdzieś już było. Są w fabule zawiązania żywcem wyjęte z pierwszej części. Wydaje mi się również, że z dwójki płynie identyczny morał. Nie wiem, na ile to kwestia mojego odczytu, ale porównując zakończenia, nie da się nie wyczuć deja vu.
Powroty mamy także w polskim dubbingu, bo to właśnie tę wersję dane mi było obejrzeć. Wracają znakomici Dorota Segda i Piotr Fronczewski, reszta głosów również daję radę. Fanom piłki na pewno nie umknie krótka rola jednego najpopularniejszych dziennikarzy sportowych w kraju, który odczytuje w filmie jeden z komunikatów. Polski oddział Disneya podczas kolejny zasługuje na pochwałę, bo choć oryginalnej wersji po seansie dalej jesteś ciekawy, to nigdy nie masz wrażenia otrzymania wybrakowanego produktu. Nawet jeśli w tym oryginalnym można posłuchać takich tuz jak Samuel L. Jackson czy Bob Odenkirk.
Iniemamocni 2 to dobry film, jednak gdy Pixar zabiera się za sequel jednego z najbardziej kultowych ze swych dzieł, dobry film to trochę za mało, aby zaspokoić mój apetyt. Świeże bajkowe spojrzenie na superhero z pierwszej części stało się pełnym miłości, ale jednak policzonym na zysk produktem. A coś mi mówi, że to jeszcze nie koniec…