Disney Imagineers to spółka-córka giganta, zajmująca się wymyślaniem, opracowywaniem, rozwijaniem i testowaniem atrakcji w parkach tematycznych korporacji, na ich firmowych rejsach, w ośrodkach wypoczynkowych itp. Zatrudnieni są w niej różni specjaliści: architekci, projektanci, ilustratorzy, scenarzyści i nie tylko. Tym razem jednak głośno zrobiło się o inżynierach.
Tuż przed weekendem zamieścili w sieci wideo prezentujące robota wykonującego niesamowite triki – skoki na rozchuśtanej linie, salta i superbohaterskie pozy w międzyczasie. To robot-kaskader, który ma być odpowiedzią na rosnące oczekiwania odwiedzających parki turystów.
Wśród bohaterów Disneya coraz więcej jest postaci, które na ekranie biorą udział w wyjątkowych akcjach: latają, ratują świat, walczą i niszczą miasta, a wszystko w bardzo widowiskowym stylu. Przedstawienia mające miejsce w parkach zostają w tyle za tym, co dzieje się na ekranach – na żywo trudno jest przygotować bezpieczny popis na poziomie walk Luke’a Skywalkera czy Iron Mana, a przy tym aktorzy odgrywający postaci także mają ograniczenia. Stąd pomysł na roboty.
Jak powiedział serwisowi TechCrunch Tony Dohi, kierownik spółki,roboty takie jak Stuntbot mają być wytrzymałe i niezawodne, aby mogły wykonywać zaplanowane triki i brać udział w występach przez lata, codziennie, kilka razy dziennie. Stworzono nowy zespół – Stuntronics – który zaczął od prostych konstrukcji, by w końcu przedstawić prototyp humanoidalnego robota, który wykonuje sztuczki, ma możliwość samodzielnej korekcji trajektorii podczas akrobatycznych wyczynów i przy tym zawsze ląduje w wyznaczonym miejscu.
To nie wszystko. Kilka miesięcy temu pojawiła się informacja, że Disney złożył wniosek patentowy na „miękkie roboty” – maszyny, które mają mieć postać przyjaznych bohaterów filmów (jak Kubuś Puchatek czy Baymax), a przy tym miękkie, miłe w dotyku – żeby można było je przytulać – oraz całkowicie bezpieczne dla dzieci.
Jak widać wizje twórców science fiction stają się coraz bardziej realne. Miejmy tylko nadzieję, że nie skończy się to jak w Westworld…
Źródło: Gizmodo, Slashfilm