Po kolejnym żmudnym roku czekania czas na szóstą już odsłonę kultowej już Gry o tron. Niestety, nasz zapał do oglądania kolejnego sezonu zostaje natychmiast ostudzony kubłem zimnej wody. Najwyraźniej twórcy serialu wzięli sobie szczególnie do serca wkoło powtarzaną maksymę „nadchodzi zima”. Przeanalizujmy więc na chłodno, co poszło nie tak, a co zasługuje na wyróżnienie.
Odcinek rozpoczyna się mocno i dosyć ponuro, bo otrzymujemy zbliżenie na zaszlachtowane ciało Jona Snowa (Kit Harington). Sezon rozpoczyna się zatem dokładnie tam, gdzie poprzedni się zakończył. Zwłoki zostają w końcu zauważone, co wywołuje ogromny rwetes na zamku. Ser Davos Seaworth (Liam Cunningham) nie traci czasu, gromadząc tych członków Straży, którym jeszcze można ufać. W tym samym momencie Ser Allister Thorne (Owen Teale) stara się opanować sytuację. Następnie przenosimy się do Winterfell i w okolice. Boltonowie nie mają zbyt wiele czasu, by cieszyć się z triumfu nad podupadającą armią Stannisa Baratheona (Stephen Dillane). Muszą ścigać Sansę Stark (Sophie Turner), której w ucieczce pomógł nie kto inny, jak Theon „Fetor” Greyjoy (Alfie Allen). Jest to jeden z niewielu wątków w tym odcinku, które w jakiś sposób emocjonują, jednak w końcu dochodzi do szybkiego deus ex machina i czar pryska. Właśnie do tego konkretnego momentu odcinek nie schodził z poziomu chociażby tych z sezonu poprzedniego. Potem zaczynają się schody.
Zobacz również: TOP 5 – Najlepsze pojedynki z Gry o tron!
Przenosimy się do Królewskiej Przystani. Cersei (Lena Headey) rozpacza po zamordowanej córce, chwilę pociesza ją Jaime (Nicolai Coster-Waldau) i… to byłoby na tyle. W międzyczasie Margaery Tyrell (Natalie Domer) wciąż przetrzymywana jest w klasztorze. To kolejne wątki, o których niewiele da się powiedzieć, ponieważ zostają przeprowadzone zbyt szybko i nie posuwają akcji nawet o milimetr do przodu. Ale z nawiązką nadrabia to wątek w Dorne. Szkoda, że na minus. Przykre, że twórcy postanowili dalej promować Żmijowe Bękarcice – być może najgorsze postacie, jakie kiedykolwiek pojawiły się w serialu – dowodzone przez oszalałą z rozpaczy Ellarię Sand (Indira Varma). Ich działania na obecną chwilę wykastrowały i (tutaj nawet literalnie) zadźgały największy potencjał na stworzenie czegoś ciekawego w tej części Westeros. W Meereen przynajmniej witają nas Tyrion (Peter Dinklage) i Lord Varys (Conleth Hill). Nie mają zbyt wiele ciekawego do powiedzenia, ale klasa aktorów jakoś ratuje ten wątek. Gdzie indziej w tamtej części świata Ser Jorah Mormont (Iain Glein) i Daario Naharis (Michiel Huisman) poszukują Daenerys (Emilia Clarke), zaginioną po aferze na arenie. Ich dialog należy do najciekawszych i nielicznych, które czemuś służą w tym odcinku. Tymczasem sama Matka Smoków znajduje się w nieciekawej sytuacji. Można powiedzieć, że znalazła się w punkcie wyjścia – otoczona przez Dothraków. To może być interesujący wątek, jeżeli nie zostanie przespany przez scenarzystów.
Po króciutkiej sekwencji ze ślepą Aryą (Maisie Williams), która otrzymuje pierwszą lekcję walki kosturem bez używania wzroku, odcinek zamyka powrót na Mur. Ser Allister negocjuje kapitulację z Davosem oraz garstką zbuntowanych członków Straży, których od przeważających sił wroga dzielą zaledwie drewniane drzwi. Czuć napięcie, widać, że ta krótka scenka jest cliffhangerem przed kolejnym odcinkiem. Finałowe ujęcia podnoszą nieco poziom całości. Poznajemy bowiem mroczny sekret Melisandre (Caurice van Houten). Można by było iść o zakład, że wielu fanom tej postaci przewróciło się w żołądku.
Zobacz również: Warcraft: Początek – nowy plakat promujący film!
Póki co początek 6. sezonu Gry o tron rozczarowuje. Można zrzucić to na karb tego, że chciano rozpocząć jak najwięcej wątków w tym konkretnym epizodzie, lecz przecież już tak czyniono i efekt był minimum o klasę lepszy. W tym zaś odcinku po prostu wieje nudą. Dialogi są w przeważającej części odbębnione, sytuacje zazwyczaj nakreślono zaledwie poprawnie i bez polotu, a poza samym początkiem i końcową sceną emocje, jakie można poczuć, są w większej części negatywne. Oby tym razem ten serial potrzebował więcej czasu na rozkręcenie się niż zwykle, bo inaczej czeka nas serialowy blamaż roku.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe