Szefowa – recenzja nowej komedii z Melissą McCarthy

Melissa McCarthy dzieli kinomanów na tych, którzy kochają jej aparycję i komediowy talent, oraz tych, którzy na sam dźwięk jej nazwiska dostają drgawek. Do kin wchodzi właśnie Szefowa, drugi film Bena Falcone, aktora, reżysera i scenarzysty, a prywatnie męża Melissy. Czy z tej małżeńskiej kolaboracji mogło wyjść coś sensownego?

Szefowa opowiada o Michelle Darnell, która po pełnych porażek latach w sierocińcu sióstr zakonnych zostaje odnoszącą sukcesy bizneswoman i dochodzi do naprawdę dużych pieniędzy. Film otwiera dynamiczna, pełna energii scena, w której bohaterka wygłasza mowę na jednym ze spotkań motywacyjnych. Niestety na kolejną mocną sekwencję będziemy musieli długo poczekać.

Punktem zwrotnym w życiu Michelle jest moment, w którym traci całą swoją fortunę na rzecz byłego faceta, a obecnie śmiertelnego wroga Renaulta (w tej roli zapatrzony w kulturę samurajów Peter Dinklage). Po krótkiej odsiadce za przekręty gospodarcze, kobiecie nie pozostaje nic innego, jak wprowadzić się do swojej byłej asystentki (Kristen Bell), wychowującej samotnie córeczkę, no i zacząć wszystko od nowa. Tak oto narodzi się ciasteczkowy biznes dla harcerek, ale i piękna przyjaźń, która przeżyje wzloty i upadki.

W ten sposób rozkręca się szczątkowa, raczej pretekstowa fabuła, mająca prowadzić od jednej absurdalnej sceny do drugiej. Film stoi w rozkroku pomiędzy familijnym wydźwiękiem i morałami o istocie przyjaźni i wartości rodziny, a żartami o raczej niskim poziomie, przez co trudno jednoznacznie zakwalifikować film. Generalnie jednak nie jest to rozrywka dla najmłodszych.

 

 

Z humorem bywa różnie. Przez pierwszą godzinę raczej nie ma się z czego śmiać, żarty są kompletnie nietrafione i po prostu nie „siadają”. Dopiero ostatnie trzydzieści minut wprowadza trochę mało finezyjnego, ale przynajmniej skutecznie rozbawiającego humoru. Historia jest niestety schematyczna i powoli zmierza po oczywistych punktach, więc o jakichkolwiek zaskoczeniach nie może tu być mowy.

Odnoszę wrażenie, że Szefowa to propozycja wyłącznie dla fanów Melissy McCarthy, którzy lubią jej rubaszny humor i wieczne ogrywanie swojej nadwagi. Niestety, aktorka od jakiegoś czasu nie wychodzi poza swoje emploi, po raz kolejny grając dokładnie na tych samych tonach. Z czasem widz po prostu traci zainteresowanie wydarzeniami na ekranie i niestety nie jest to najlepsza rekomendacja.

 

Film jest BARDZO niezobowiązującą rozrywką, zdecydowanie skierowana do niewymagających widzów. Ostatnie 30 minut nieco nadrabia i likwiduje kompletny niesmak, na dodatek z głośników od czasu do czasu pobrzmiewają rozpoznawalne muzyczne przeboje, ale to zdecydowanie za mało, by z czystym sumienie zarekomendować seans fanom sensownych komedii.

Za seans dziękujemy: 

Zastępca redaktora naczelnego

PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?