Zobacz również: Whitney – nowy banner dokumentalnego filmu o niebywałej artystce!
Czuwaj to w teorii thriller psychologiczny, którego głównymi bohaterami są rozbijający obóz gdzieś daleko w lesie harcerze. Tematyką ich spotkania jest Powstanie Warszawskie. Chłopcy oddają ładny hołd bohaterom tego wydarzenia, jednak nie wszyscy są w stanie to zrobić. Do grupy dołącza kilku typów spod ciemnej gwiazdy z okolicznego poprawczaka, a ich pojęcie patriotyzmu jest już inne. Grupa ich raczej nie chce, jednak ma się od początku wrażenie, że nie chce kogokolwiek.
Ten film nie lubi bowiem swojej tematyki. Harcerzy przedstawia jako chłopców wykonujących wszystkie swoje zadania bo wypada, bez jakiegokolwiek przekonania ani chęci. W dodatku nie wyglądają na pałających jakąkolwiek sympatią do innych członków obozu. W tym filmie nie pada bodaj żaden dialog, po którym stwierdziłbyś, że jego uczestnicy się lubią, bądź choć trochę tolerują. Czasem wydaje się, iż taki pozytywny wydźwięk jest już blisko, jednak wrażenie zaraz przerywa soczysta k**wa, rzucona rozmówcy w twarz. Tego też tu o wiele za dużo.
Jakby tego było jednak mało, film nie lubi także swoich bohaterów. Choć postaci jest tu bardzo dużo, sympatii nie wzbudza absolutnie żadna. Główny bohater, grany przez znanego z Belfra Mateusza Więcławka, to chłopak obsesyjnie źle nastawiony do naszych nieproszonych gości, jednak jako Oboźny niedający sobie zupełnie rady z tym, co dzieje się w tym obozie. Patrząc na wszystkie kwasy, jakie są w tym zespole, nie sposób się temu dziwić, ale film nie robi nic, abyśmy mogli mu w tej walce pokibicować. Oprócz niego ważną postacią jest Ewa, lekarka z obozowego ambulatorium. Ładna dziewczyna, jednak jak dla mnie cały czas doczepiana do naszej rozgrywki na siłę. Gdyby chowała się gdzieś z tyłu i stanowiła tylko obiekt westchnień chłopaków, wypadłaby pewnie dużo lepiej. Jednak film cały czas nieudolnie próbuje ją wikłać w relacje z bohaterami, a że jak już wspomniałem, żadnego z nich nie daje nam lubić, wypada to blado.
Na liście rzeczy, których nie lubi ten film, jest też on sam. Nie ma do siebie szacunku, przeradzając z założenia ciekawą i wchodzącą w głąb psychiki opowieść w rzecz nieśmieszną i nielogiczną. Wystarczy tylko spojrzeć, jak nasz Oboźny Jacek prowadzi swoje prywatne śledztwo. Wszystko opiera o jeden, niespecjalnie przekonując dowód, w żadnym wypadku nie dopuszczając do siebie innych możliwości. Oprócz tego mamy wspomnianą grupę dresów, zaciągniętych na obóz na siłę. Ich charaktery nie przebywają jednak żadnej drogi. To taka sama patologia na początku, jak i na końcu. Co prawda film zabiera głos w tej kwestii, jednak wytłumaczenie to jest jak wszystko w tym filmie, nieprzekonujące. Tak jak zakończenie i rozwiązanie zagadki. Zbudowane jest bowiem na lubianej przez twórców złych filmów zasadzie – Chrzanić logikę, ma być zaskakująco. To, co proponuje nam reżyser, nie ma najmniejszego sensu.
Zobacz również: Zimna wojna – premierowa recenzja filmu Pawła Pawlikowskiego z Cannes 2018!
Najgorsze z najgorszych jest jednak to, że na szczycie całej tej listy rzeczy, których nie lubi ten film, jest niestety widz. Przez cały seans nie chcesz bowiem być na tym pełnym toksycznych relacji obozie, a nie ma na nim choćby jednej osoby, która chciałaby Cię zatrzymać. I nawet jeśli miałbyś ochotę pośmiać się z nielogiczności i pretekstowości wątku kryminalnego, to przez wspomniane wcześniej kwestie nie czujesz w tym żadnej rozrywki. Nie wiem, co temu filmowi zrobiłem, ale jeśli naprawdę tak bardzo zależy mu na niepolubieniu się ze mną, to teraz okażę wzajemność…