Gdyby spróbować zliczyć wszystkich fanów Marvela na całym świecie, zapewne nie wyrobilibyśmy się do końca rozpoczynającej się za rok, szóstej fazy uniwersum. Także w naszej redakcji nie brakuje ludzi, których obchodzi los franczyzy, która ostatnio nie trzyma się za dobrze pod względem jakości. Serca fanów zostały rozpalone na nowo, gdy na ostatnim Comic-Conie ogłoszono informacje, które niewątpliwie rozpaliły serca fanów, ale jednocześnie sprawiły, że zaczęło powstawać wiele pytań.
Na niektóre z nich spróbujemy odpowiedzieć w ramach redakcyjnego trójgłosu. Zapraszamy do nieco odświeżającej formy dyskusji, w której wraz z red. Hanną Kroczek i red. Mikołajem Lipkowskim oraz moją skromną osobą, pochylimy się nad wątpliwościami, personalnymi decyzjami i nadziejami wiązanymi z dalszym rozwojem MCU.
Choć internet już dawno obiegły plotki o powrocie Roberta Downey Jr. Do MCU, chyba wciąż mało kto poważnie przypuszczał, że to się wydarzy. A jednak. Czy w tym szaleństwie jest jakakolwiek metoda?
Hania: Patrząc na jakość produkcji, które Marvel wypuszcza od czasu Avengers: Koniec gry, takie posunięcie może mieć sens. Przywracając do MCU znanego i kochanego przez fanów Roberta Downey Jr. Oraz braci Russo jako reżyserów nadchodzących części Avengers, miłośnicy komiksowego kina mogą wrócić do kin i na nowo zachwycić się światem superbohaterskiej drużyny. Pozostaje jednak niesmak, jako że odgrzewane kotlety nie sprzedają się najlepiej. Marvel miał szansę na stworzenie nowego złoczyńcy i podarowanie tej roli zupełnie niezwiązanemu ze studiem aktorowi. Jestem w stanie zrozumieć tłumaczenie, że jest to częścią przemyślanej teorii multiwersum. Ale czy musieliśmy oddawać tak istotną rolę aktorowi, który już wyrobił sobie markę na Iron Manie? Jak dla mnie wygląda to na łapanie się ostatniej deski ratunku. Jeśli Downey Jr. i bracia Russo nie uratują Marvela, to czy nie będzie to koniec tego uniwersum?
Adam: Nie będę kłamał, Iron Man umarł na tyle niedawno temu, że do widoku odtwarzającego go dawniej aktora w nowej, dużo bardziej złowieszczej roli, od razu się nie przyzwyczaję. Pokazanie go „na nowo” będzie wymagało zręczności scenarzystów (którzy ostatnio za bardzo się nie trzymają projektów Marvela), ale absolutnie nie wątpię, że Robert Downey Jr. Zrobi wszystko, żeby chociaż swoim aktorstwem obronić ten wybór. Niemniej, nawet gdyby nie był wcześniej Iron Manem, jakoś nie widzę go w tej roli wizualnie. Bardziej liczyłem na aktora pokroju Ciliana Murphy’ego lub Madsa Mikkelsena – kogoś wyróżniającego się „złowieszczą urodą”. RDJ zupełnie mi do tej wizji nie pasuje.
Mikołaj: Ogólnie uważam, że Marvel teraz idzie po najmniejszej linii oporu, by łechtać sentyment fanów, dając żyletkę w lizaku, niczym z okładki płyty Flapjacka „Sugar Free”. Oczywiście, można to rozwiązać tak, że Stark z innego uniwersum staje się Doktorem Doomem, wszak było to nawet w komiksach, lecz dawne Marvel Studios skupiało się na nowych/zapomnianych twarzach Hollywood i to wychodziło bardzo dobrze, bez odgrzewania kotleta po raz pięćset ósmy. Robert Downey Jr. Przez ponad dekadę wcielał się w twarz MCU, a teraz miałby być głównym antagonistą? Ja tego nie kupuję, lecz – obym się mylił i oby to wyszło dobrze.
Czy ten koncept ma szansę się obronić fabularnie, zwłaszcza po tylu przygodach z multiwersum w centrum akcji?
Hania: Multiwersum w MCU ma swoje lepsze i gorsze momenty. Powrót Roberta Downey Jr. jako innej postaci może być ciekawym zabiegiem, jako że można to wyjaśnić nowym wariantem Tony’ego Starka. Gdy stanie naprzeciw znanego nam Spider-Mana, czy będzie miał do czynienia ze swoją rodziną, może nam zapewnić niezwykle poruszający wątek. To, jak Marvel wykorzysta ten potencjał, zależy już tylko od nich.
Adam: Moim zdaniem fabuła ma szansę, nawet większą niż sama postać nowego Dooma. Warto pamiętać, że nowy film o Fantastycznej Czwórce ma być osadzony w alternatywnej rzeczywistości. Dopuszczam zatem wizję, w której w tym świecie Doktor Doom nie jest „oryginałem”, tylko jednym z wariantów Tony’ego Starka. Może to nieźle zagrać (zwłaszcza emocjonalnie) w potencjalnym przyszłym starciu z Avengersami. Jak na chaos panujący w koncepcji multiwersum, to ten pomysł spina mi się w coś ciekawego.
Mikołaj: Multiwersum samo w sobie jest ciekawym konceptem i można by to przedstawić w bardzo intrygujący sposób. Niemniej scenarzyści Marvel Studios mają jednak problem z wyciśnięciem tej cytryny, a fanowskie teorie wyglądają o niebo lepiej niż scenariusz takiego Ant-Mana. Jednak RDJ jako Dr Doom? Trudno mi sobie to wyobrazić pod względem logiki. Jakby rozumiem, mieliśmy Infamous Iron Mana czy też Anthony’ego Starka, który niegdyś studiował z Victorem von Doomem. Jest też opcja stworzenia specjalnego wariantu Starka. Pytanie tylko – po co?
MCU zabrało się po długiej przerwie za Fantastyczną Czwórkę. Czy ich kolejna adaptacja ma szansę osiągnąć sukces? Poprzednie filmy o tej grupie superbohaterów nie zapisały się za dobrze w pamięci fanów…
Hania: Bardzo ciężko to przewidzieć. Adaptacja z 2005 roku i jej sequel z 2007 roku, a później jej następca z 2015 roku pozostawiały wiele do życzenia. Nijaka historia, kiepskie CGI i aktorstwo. Komiksowa grupa superbohaterów ma czytelnikom oraz widzom naprawdę wiele do zaproponowania. Nowa obsada, budżet czy sam fakt, że będzie to oficjalna część MCU, naprawdę napawają mnie nadzieją. Na Comic-Conie w San Diego dowiedzieliśmy się, że ta odsłona przygód Fantastycznej Czwórki skręci w zupełnie inną stronę fabularną. Może w końcu dostaniemy dobrą adaptację, dowiedziemy się tego dopiero w 2025 roku.
Adam: F4 umieściłbym w gronie jako jedną z moich ulubionych grup, jeśli chodzi o Marvela. Niestety, żaden z dwóch dotychczasowych filmów o tych bohaterach nie jest, moim zdaniem, wystarczająco dobry, zwłaszcza ten z 2015 roku. Nie ukrywam, że mam wysokie oczekiwania, zwłaszcza względem obsady, z której chyba za najtrafniejszy casting uważam Josepha Quinna w roli Ludzkiej Pochodni oraz Vanessę Kirby jako Sue Storm.
Mikołaj: Jeszcze sześć lat temu powiedziałbym, że Marvel Studios mogą to uratować. Spójrzmy chociażby na Spider-Man: Homecoming, który zachwycił widzów swoim oryginalnym podejściem i olaniem tego wymęczonego origin story. Fantastyczna Czwórka również ma pójść tą drogą, lecz ja mam lekkie obawy. Kuszenie widzów głośnymi nazwiskami może być dawaniem wysokocukrowego deseru, bez dania głównego, a to przecież deser ma być nagrodą i słodkim finałem, a nie daniem głównym.
Wspomniana Fantastyczna Czwórka, w której RDJ zapewne zadebiutuje jako Doom, rozpocznie szóstą fazę MCU. Widać w tym szansę na ostatecznie odrodzenie i coś porównywalnego skalą do tego, co skończyło się w Endgame, czy raczej będzie to nieświeży kotlet im. Kevina Feige?
Hania: Endgame było niesamowitym przeżyciem dla widzów. Podniecenie fanów, łzy, śmiech. Wszystkie te emocje i oczekiwanie kontynuacji wydarzeń Wojny bez granic spowodowały, że dalej pamiętamy ten czas. Stworzenie nowej grupy, rozwinięcie ich historii, dodanie pobocznych bohaterów i przede wszystkim przekonanie do całości widzów zajmie sporo czasu, o ile w ogóle się uda. Wydaje mi się, że nie powinniśmy porównywać nowej odsłony do tego, co Marvel ma już za sobą. Mają pieniądze, czas i możliwości, aby odrodzić w fanach uczucia, które niegdyś stracili. Pozostaję otwarta na ten nowy rozdział, choć póki co nie należy to do łatwych zadań.
Adam: Zanim przejdziemy w szóstą, jeszcze będziemy mieć Nowy wspaniały świat, Thunderbolts* i Blade’a. Myślę, że od tych filmów też mocno zależy, z jakim nastawieniem jako widzowie „wjedziemy” w kolejny etap. Choć daleki jestem od wieszczenia upadku MCU, tak Fantastyczna Czwórka jest dla mnie ostatnim dzwonkiem, przy którym sprawdzimy, co z tego będzie. Reżyser Matt Shakman zapowiedział już, że ten film nie będzie znów opowiadał origin story bohaterów – myślę, że to pierwszy, niewielki, ale wciąż krok w stronę optymizmu. Fantastyczna Czwórka może wskrzesić atrakcyjność koncepcji multiwersum i alternatywnych rzeczywistości, a przy okazji – wizję Marvela.
Mikołaj: Moim zdaniem Marvel Studios już nie przebija sukcesu Końca gry. Dlaczego? Bo zjadają swój własny ogon i są tak szczerze więźniem swojego fan service’u. Przyzwyczaili odbiorców do częstowania ich cameo zapomnianych gwiazd. Brakuje tutaj świeżości. Okej, mamy rozrywkę, ale co z budowaniem napięcia, angażująca historia i czymś wyróżniającym? Kocham Marvela od dzieciństwa, ale patrząc na nich obecnie, widzę ogromnego AT-AT, który ma się zaraz obalić. Tutaj się przydałby porządny reboot.
Marvel Studios, na początku tworzenia MCU, stawiał na świeże nazwiska lub odświeżał tych zapomnianych – patrz Tom Hiddelstone czy Robert Downey Jr., teraz jednak nie biorą jeńców i biorą pod swoje skrzydła takie znane osoby jak Harrison Ford oraz Bracia Russo. Pierwszy – wiadomo, jest już wiekowy, drudzy nie zrobili dobrej produkcji, poza Marvelem. Czy żonglowanie dużymi nazwiskami to faktycznie ta droga?
Hania: Patrząc na możliwości studia, uważam, że wyławianie młodych talentów czy przywracanie na pierwszy plan aktorów nieco zapomnianych, byłoby świetnym pomysłem. Marvel to kino na tyle uniwersalne, że może wybrać się na nie nastolatek jak i senior. W ten sposób widzowie mogą zapoznać się z nowymi nazwiskami i później, chociażby pocztą pantoflową, zapewnić im popularność. Zatrudnianie tylko gwiazd z pierwszych stron gazet to łatwe i sprawdzone zagranie. Jeśli nie dla historii, fani przyjdą dla nazwiska. Ale czy naprawdę tak nisko się zniżamy?
Adam: Na początku powiem tylko, że będę bronił Gray Mana w reżyserii Russo, bardzo mi się ten film podobał. Ale już na poważnie, to powoli przyzwyczajam się do myśli, że Harrison Ford już ma ponad 80 lat, ale i tak jestem w lekkim szoku, że zdecydował się jeszcze na zagranie w tego typu produkcji. Na powrót braci Russo patrzę trochę, jak na łapanie się przez MCU jedynej w miarę pewnej deski ratunku. Nie brakuje na świecie reżyserów z wizją, do dziś podtrzymuję swój typ Sama Raimiego (Doktor Strange w multiwersum obłędu) jako kogoś, kto wpuściłby świeże powietrze, jednocześnie mając już doświadczenie z marvelowskim kinem. Nie ma co jednak kłócić się z faktem, że Russo są odpowiedzialni za największe sukcesy filmowe w MCU, czują to co robią, więc myślę, że należy im się kredyt zaufania. Emocje i własne upodobania kazałyby mi szukać kogoś pokroju Raimiego, może Cuarona lub Blomkampa, ale na chłodno, ponowne zatrudnienie braci może się okazać sensowne.
Mikołaj: Osobiście kocham zarówno Harrisona Forda, jak i Marvela od braci Russo. Niemniej Kevin Feige ma chyba za mało odwagi, by się postawić i rzucić czymś świeżym. Sukces Końca gry, który jest napakowany fan servicem, chyba przyćmił oczy szefostwa i chcą powielać schemat, który raz się sprawdził. Szkoda jedynie, że sprawdził się raz.
Ostatnio możemy zobaczyć, że Marvel karmi widzów tym samym. Mamy wielkie cameo festy, głaskanie widzów po główce – karmienie nas tym samym. Analizując zwiastun Kapitana Ameryki, możemy zauważyć, że jest to kalka Zimowego Żołnierza. Sam Wilson kontra świat, Generał Ross (w tej roli wspomniany wcześniej Ford) podaje mu rękę niczym Nick Fury w drugiej odsłonie przygód Kapitana. Czeka nas powtórka z rozrywki?
Hania: Mam wrażenie, że Marvel ostatnimi czasy idzie po najmniejszej linii oporu. Przywraca uwielbianych aktorów czy postaci, opowiada podobne historię. Może tonący brzytwy się chwyta? Podobieństw do Zimowego Żołnierza jest sporo, nie da ukryć. Mam jednak nadzieję, że koniec końców dostaniemy zupełnie inną opowieść, która skupi się na nowym Kapitanie Ameryce, a nie na kopiowaniu swoich poprzedników.
Adam: Nie będę kłamał – w koncepcji kręcącej się koło multiwersum chyba najbardziej męczy mnie wspomniane żerowanie na cameo, gościnnych występach. Jeśli chodzi o Kapitana, to powiem trochę przewrotnie, ale mam nadzieję, że Nowy wspaniały świat będzie jak najbardziej czerpać z Zimowego Żołnierza czy Wojny bohaterów. Po wypuszczeniu zwiastuna jednym z najczęstszych zarzutów było to, że ten film będzie kolejnym politycznym komentarzem. Wspomniane wcześniej tytuły są dla mnie wręcz idealnym przykładem, w którym kino superbohaterskie i polityczno-szpiegowskie potrafią się świetnie uzupełniać. Lubię się dobrze bawić i czerpać rozrywkę, ale lubię też czuć, że stawka filmu jest realna i „ziemska”.
Mikołaj: Potwierdza się to co mówiłem. Może i w przypadku Kapitana 4 nie mamy fan service’u, lecz powielany schemat. Znów Kapitan kontra cały świat, z lekką pomocą kogoś z tzw. szefostwa. W Zimowym Żołnierzu był to szef TARCZY, tu mamy szefa amerykańskiego wojska. Znów jest złol, który nie jest nikim nadprzyrodzonym czy z kosmosu, a chłop z karabinem. Sam Wilson ma swojego przydupasa w postaci nowego Falcona? Sabra jako piękna towarzyszka? Wszystko wpisuje się w schemat Zimowego Żołnierza, bez kładzenia na oryginalność, a dawanie nam to co już znamy, bo to lubimy przecież. Wszyscy wiemy, jak skończyli Eternals. Genialny, świeży film, który się spotkał z ogromną krytyką ze strony fanów.
Więcej artykułów o Marvelu na Movies Room:
Adam Kudyba
Dziennikarz filmowy, który uwielbia kino gatunkowe. Od ckliwych komedii po niszowe horrory. W redakcji Movies Room odpowiedzialny za recenzje oraz rankingi.