Produkcja opowiada o dwójce nastolatków, którzy we wczesnym dzieciństwie utracili bliskie osoby w dokładnie tych samych, tragicznych okolicznościach. Wypadek obdarzył oboje zdolnościami, które przez lata pozostały nieodkryte. Dopiero dużo później, po jednym zupełnie przypadkowym spotkaniu, skonfliktowani ze swoimi środowiskami młodzi ludzie doświadczają przebudzenia mocy, które zmienia wszystko. Można powiedzieć, że sam początek Cloak & Dagger stanowi swoisty prolog do opowieści.
Największym atutem, który w głównej mierze sprawił, że wciągnąłem dwa pierwsze epizody jeden po drugim i bez żadnej przerwy, jest unikalna, niespieszna narracja. Choć pilot mógł w niektórych momentach nużyć, nadal pozostawało to „coś, dzięki któremu drążyliśmy dalej. Bohaterami to bowiem para nastolatków, każde z nich zaś już na samym starcie ma mocno rozbudowane backstory, na które potrzebna była odpowiednia ilość czasu ekranowego. Wpierw zatem płyniemy powolnym i zarazem dalekim od jednostajności nurtem, przerywanym co rusz kolejnymi retrospekcjami, a towarzyszy nam stale świetnie dopasowana muzyka. Kiedy trzeba, jest melancholijna, innym razem zaś nabiera odpowiedniej dynamiki.
Na obecną chwilę moce obu tytułowych bohaterów schodzą na boczny tor, stanowiąc tylko subtelnie wetknięte wytrychy, które wprowadzają zamieszanie w ich i tak już chaotyczne i pokomplikowane życie. Póki co to bardziej pełna wrażliwości i jednocześnie bezkompromisowości telewizyjna ballada o młodych ludziach, których dotknęła tragedia aniżeli serial superbohaterski. Poetyka Cloak & Dagger jest doprawdy niespotykana w produkcjach tego gatunku. Gdy już raz uda nam wciągnąć w ten specyficzny sposób opowiadania historii, niczym zahipnotyzowani podążamy za misternie utkaną nicią wydarzeń przeszłych i obecnych w życiu Tyrone’a i Tandy.
Jak na razie ciężko także mówić o jakiejś głębszej relacji wspomnianych postaci. To dodaje zresztą naturalności, uwiarygodnia ich więź, która choć jest nieprzypadkowa, nie pozostawia z drugiej strony u widza poczucia nachalności. Mimo wszystko mówimy tutaj o osobach z zupełnie innych światów. Dodatkowo ujmować może dbałość o konstrukcję naszych bohaterów. To po prostu normalne, przeciętne osoby, które postawiono w trudnej sytuacji. Traumatyczne przeżycia wpłynęły bardzo mocno na ich życie rodzinne. Tyrone zmaga się z nadmiernym perfekcjonizmem i protekcjonalizmem rodzicieli, Tandy z kolei zupełnie na odwrót – tak długo ma poczucie wiecznej utraty czegoś w swoim życiu, że ucieczka przed potencjalnym bólem czy przywiązaniem wchodzą im w krew. Zarówno Olivia Holt, jak Aubrey Joseph stanęli na wysokości zadania, znakomicie oddając emocje i rozdarcie towarzyszące swoim bohaterom.
Ostatnia scena drugiego odcinka wyraźnie zarysowała punkt przełomu, możemy więc spodziewać się na przyszłość dostrzegalnej zmiany w konstrukcji serialu. Wydaje mi się jednak, że nie ma co specjalnie się martwić o dalszy rozwój serii. Muszę przyznać, że od czasu wybitnego Legionu nie oglądałem tak oryginalnej, wrażliwie zarysowanej telewizyjnej historii superhero. Kameralna (choć chwilami faktycznie lekko zbyt senna) narracja, postawienie supermocy bardziej w roli środka niż celu i szczegółowo nakreślone postaci czynią z Cloak & Dagger receptę na dzisiejsze sztampowe przeciętniaki z dziesiątkami powielanych bez końca czerstwych motywów.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe