Błądząc po ulic korytarzach,
Tamizy przemierzając szlak,
Widzę na wszystkich wokół twarzach,
Słabości znak, niedoli znak.
Koncepcja komiksu jest prosta, ale daje spore pole do popisu. Segura ujawnia potencjalną dalszą karierę zawodową Kuby po zakończeniu serii znanych mordów na londyńskich prostytutkach. Na jego ostrze nadziewają się rozmaite persony – od nieudolnych naśladowców, po zwykłych pechowców wchodzących mu w drogę. Mamy ciekawy wgląd w psychikę Kuby i motywy jego działań, jak i pewne błyski z przeszłości. Całość na tle XIX-wiecznego, paskudnego Londynu…
Epoka wiktoriańska jest niezwykle literacka. Mamy wielkopańskie pałacyki, skąd możni tamtego świata w mało dżentelmeński sposób spoglądali na tych mniej obdarowanych przez los i dziedzictwo. Tysiąc twarzy Kuby Rozpruwacza skupia się właśnie na londyńskiej biedocie, która dla współczesnych Europejczyków jest niepojęta. Wydawać by się mogło, że autorów komiksu nieco poniosła wyobraźnia, ale realia tamtego okresu są tu oddane tu wiernie na tyle, na ile pozwala nieco slasherowa forma historii.
Już w Hombre Segura i Ortiz pokazali, że nie boją się przekraczać granic komiksu dla dorosłych. Za każdym razem jednak robili to umiejętnie, bez tępoty i banalnego eskapizmu. Tu znalazło się miejsce na przewrotność. Urocza seniorka chętnie podająca współlokatorom okazuje się być chytrą babą z Londynu, a pewien Chińczyk w swoim sprycie zapomina, że Kuba to nie bezrozumny rzeźnik. Sam główny bohater to przypadek najciekawszy. Szalony i irracjonalny, ale drapieżnie przebiegły i dziki. Może to ktoś zupełnie inny niż dystyngowana postać z Prosto z piekła Moore’a, ale tytułowe tysiąc twarzy nadaje mu prawdziwie nieokiełznanego i nieprzewidywalnego wymiaru. Autorzy mogliby rozwinąć swe opowieści bardziej, nieco je rozmnożyć, ale i te osiemdziesiąt stron jest dobre.
Jose Ortiz operuje tu w czerni i bieli. Londyńska mgła, lubieżne kokoty, obszarpani obwiesie i pośród tego on – Kuba Rozpruwacz. W wydaniu wielotwarzowym. Dżentelmena w długim płaszczu i z cylindrem na głowie zastępuje osobnik niemal zmiennokształtny, morfujący z młodego mężczyzny w staruszkę, by po chwili stać się ulicznym łobuzem. Nieźle to sobie autorzy wymyślili, ale bez tła akcji nic by z tego nie wyszło. Zacytowany na początku fragment Londynu Blake’a najlepiej oddaje atmosferę prac Ortiza. To miasto, którego nie chcielibyście odwiedzić. Mgła przesłania pole widzenia, za to inne zmysły dostają aż nadto bodźców. Miejskie smrodki, podejrzane dźwięki zza pleców i podskórny niepokój – to wszystko uderza z prac Ortiza, choć ten operuje jedynie obrazem.
Tysiąc twarzy Kuby Rozpruwacza to zbiór krótkich, brutalnych opowieści. Mrocznych niczym londyńskie zaułki, ale oferujących coś więcej niż krwawą rozrywkę. Antonio Segura miał kilka ciekawych konceptów nie będących przy tym tanią jazdą po popkulturowej legendzie Rozpruwacza, a Jose Ortiz kolejny raz pokazał, że idealnie rozumie opowieści swego kolegi. Może trochę tego wszystkiego za mało, bo z tytułowym tysiącem jest jak z liczbą gier na kartridżach do Pegasusa. Antonio Segura i Jose Ortiz to złoty tandem i mam nadzieję, że Lost In Time da nam jeszcze kilka ich wspólnych prac.
Tytuł oryginalny: La Mil Caras de Jack el Destripador
Scenariusz: Antonio Segura
Rysunki: Jose Ortiz
Tłumaczenie: Jakub Jankowski
Wydawca: Lost In Time 2024
Liczba stron: 80
Ocena: 80/100