O Scars Above nie słyszałem praktycznie nic, aż do najnowszych zapowiedzi, na które trafiłem może z miesiąc przed premierą. Wtedy też zostałem kupiony całkiem interesującymi realiami oraz widowiskowymi starciami. Czemu nie słyszałem o tym wcześniej? Scars Above to pierwsza tak duża produkcja studia Mad Head Game, które pracuje w Serbii oraz Bośni i Hercegowinie. Wcześniej twórcy zajmowali się małymi grami na mobilki oraz wydali nieduży tytuł na PC. Można więc zrozumieć, że wydawca niekoniecznie musiał wierzyć w ten projekt, za który odpowiada dość niedoświadczony zespół. Ich najnowsza gra nie jest też tytułem z najwyższego segmentu AAA. To typowy przedstawiciel „średniaków” z AA, co oczywiście nie musi oznaczać, że ta gra nie może być dobra – co to to nie. Jest wiele produkcji z tej teoretycznie niższej półki, które mimo wszystko potrafiły zachwycić. Ja właśnie między nie wstawiłbym Scars Above, tytuł interesujący przynajmniej na kilku płaszczyznach.
Najnowsze dziecko studia Mad Head Game to rasowy przedstawiciel sci-fi i to taki, który może przywodzić na myśl klasykę gatunku, jak Alien czy Prometeusz. Głównym bohaterem, w którego się wcielamy, jest naukowiec i astronauta Kate Ward. Kobieta jest jednym z członków zespołu SCAR składającego się z inżynierów i naukowców. Ich obecne zadanie to zbadanie tajemniczej struktury, która pojawiła się na orbicie Ziemi. Przy próbie zbliżenia się do obiektu nazwanego Metahedronem, ten wciąga zespół i przenosi naukowców daleko w kosmos, na nieznaną planetę pełną niebezpiecznych stworzeń. Po niespodziewanym lądowaniu, Kate zostaje oddzielona od części załogi. Wyrusza więc by ich odnaleźć, a przy okazji poznaje lepiej ten dziwny świat oraz jego historię. Od początku historii otrzymuje wsparcie od hologramu – jednego z rodzimych mieszkańców planety. To dzięki tej pomocy stopniowo rozwikłuje zagadkę wymarcia tej inteligentnej rasy.
Już od początku przygody wyróżnia się fakt, że głównym bohaterem nie jest sprawny i prawie niezniszczalny marine czy inny wojskowy. Tutaj wcielamy się w skórę badaczki, która przez rozwój wydarzeń jest zmuszona do używania broni palnej. Dzięki temu nawet wspomniana broń nie jest typowa, bo powstała z podzespołów wykorzystywanych przy pracach badawczych. Kate nie jest więc ani szczególnie sprawna, ani szczególnie wytrzymała. To pierwszy powód, dlaczego gra do najłatwiejszych nie należy. Nie znaczy to jednak, że nasza bohaterska jest całkowicie bezradna i że pozostaje jej tylko chowanie po krzakach. Gra to przede wszystkim shooter z widokiem zza placów, czyli przed większość czasu walczymy z użyciem broni. Kate jako naukowiec bardzo szybko uczy się wykorzystywać specjalne umiejętności zamieszkujących planetę stworów. Bada je, a następnie wykorzystuje zdobytą wiedzę do tworzenia broni z unikatowymi właściwościami. Na początku będziemy strzelać pociskami rażącymi prądem, potem podpalającymi, zamrażającymi oraz żrącymi.
Pewnie powiecie, że różna amunicja to nic nowego. No i macie rację. Mimo wszystko sposób pozyskiwania nowych broni jest naprawdę interesujący. Co jednak najlepsze, twórcy doskonale wykorzystali różne właściwości naszej amunicji. W grze spotkamy całkiem sporo gatunków potworów, na które będziemy musieli znaleźć najlepszy sposób. Po pierwsze, cześć jest bardziej podatna na przykład na ogień czy lód. Informacje te możemy zdobyć po zabiciu pierwszego napotkanego przedstawiciela gatunku oraz następnie po przeskanowaniu jego truchła sprzętem badawczym. Po drugie, doskonale sprawdza się w grze kombinacja środowiska oraz wspomnianej wcześniej różnej amunicji. Gdy na przykład jakiś brzydki jegomość znajduje się w wodzie, świetnie sprawdza się porażenie prądem. Innym razem dobrym pomysłem jest stopienie lodu pod przeciwnikiem, co sprawia, że ten zamarza. Możemy też sami zamrozić stwora na suchym lądzie, a następnie jego mokre cielsko potraktować prądem. Wszystko to jest niezwykle skuteczne i satysfakcjonujące.
Do naszej dyspozycji twórcy oddają jednak nie tylko broń palną, ale też sporo gadżetów, które użyte we właściwy sposób potrafią w znaczący sposób wpłynąć na przebieg starcia z przeciwnikiem. Możemy na przykład uwięzić wroga w bańce grawitacyjnej albo zatrzymać na chwilę czas, by zajść bardziej wymagającego wroga od tyłu i strzelić mu w słaby punkt. Dostajemy też hologramy, które skutecznie służą jako wabik na zgraję wrogów. Nasza amunicja, choć dość łatwo możemy ją odnowić, zbierając rośliny czy surowce, mimo wszystko jest dość ograniczona. Odpowiednie jej używanie oraz łączenie z gadżetami jest kluczowe do pokonywania wrogów. Sama gra nie należy bowiem do najprostszych. Na szczęście twórcy dali nam możliwość wyboru poziomu trudności, co mnie, osobie notorycznie odbijającej się od soulslike’ów, umożliwiło ukończenie gry.
Na przyjemność poznawania świata w Scars Above wpływ mieli też przeciwnicy, którzy są tu naprawdę ciekawi – mimo że nie mierzymy się z ludźmi. Od początku jesteśmy nękani czy to przez bagniste stwory plujące kwasem, czy to przez czteronożne straszydła strzelające ognistymi pociskami oraz uderzające ognistą falą niszczącą ziemię. Te ostatnie są też mocno opancerzone, więc musimy celować w ich słaby punkt, który akurat dość skutecznie chronią. Co jakiś czas napotykamy też większe egzemplarze przeciwników. Jeden na przykład ma otwór gębowy na pół ciała, z którego wystrzeliwują dodatkowo zabójcze macki. No i zostają jeszcze bossowie. Starć takich jest w grze kilka, ale zdecydowanie zapadają pamięć. Najbardziej ucieszył mnie fakt, że te nie wymagają od nas tylko sprawności manualnej, ale przede wszystkim zastosowania odpowiedniej taktyki. Co więcej, sposób na zabicie bossa musimy znaleźć sami, nie dostaniemy żadnej podpowiedzi. Walki te były więc naprawdę przyjemne i wymagające. Szkoda tylko, że finalne starcie nie dawało aż tak dużego efektu wow, co to wcześniejsze.
Moje porównanie do soullike’ów nie tyczyło się tylko wysokiego poziomu trudności, ale też widocznego inspirowania się grami z tego gatunku w konstrukcji rozgrywki. Grę możemy bowiem zapisywać tylko w specjalnych miejscach, tutaj przy tajemniczych filarach. Po zapisaniu stanu gry, odnawia się nam zdrowie oraz zasoby, ale do życia wracają wszyscy przeciwnicy. Gdy więc zdecydujemy się kawałek wrócić i zapisać grę, musimy jeszcze raz pokonać wrogów przed nami. Często jednak używamy tego samego filaru, gdy odblokujemy jakiś skrót do niego. Wtedy po zapisie możemy ruszyć inną ścieżką.
Jak wspominałem wcześniej, twórcy nie zafundowali nam jednak stuprocentowej formuły znanej z hitów od studia From Software. W Scars Above postanowiono bardziej na filmową rozgrywkę. Jest więc liniowo, nie ma takiej swobody przy przechodzeniu jak w grach soulslike, ale właśnie dlatego można liczyć na większy nacisk postawiony na opowiadanie historii. Ja dzięki temu przeszedłem grę na dwa posiedzenia, co zajęło mi około 12 godzin. Od samego początku zainteresowałem się światem, a druga połowa gry, gdy zaczyna się wyjaśniać cel obiektu na orbicie Ziemi oraz losy inteligentnej rasy na egzoplanecie – jest naprawdę dobrze. Może ostatecznie wszystko rozwiązało się trochę za szybko i zbyt prosto, ale i tak muszę docenić pomysł. Można nawet powiedzieć, że był zamysł na coś w skali trylogii Mass Effecta, ale ostatecznie chyba fundusze nie pozwoliły twórcom rozwinąć skrzydeł. Tak samo jest pod względem oprawy graficznej – gra wygląda jak z poprzedniej generacji. Brakuje szczegółów w modelach postaci, otoczenia, a animacje prezentują się często zwyczajnie drętwo. Nadal mimo to jest całkiem okej.
Podsumowując, Scars Above zaskakuje pozytywnie w wielu aspektach. To pierwsza poważna produkcja serbskiego studia Mad Head Game, a mimo to gra ma na siebie naprawdę ciekawy pomysł. Historia może ostatecznie nie wykorzystuje potencjału i pozostawia mały niedosyt, ale sam zamysł bardzo mi się spodobał. Najwięcej frajdy miałem z samej rozgrywki. Twórcy postarali się o różnorodność, zarówno w naszym arsenale, jak i pod względem przeciwników oraz otoczenia. Fajnie zwiedzało się te zaprojektowane w pomysłem lokacje. Scars Above to pozycja zdecydowanie warta uwagi, zwłaszcza biorąc pod uwagę atrakcyjną cenę. Nie zwlekajcie więc i ruszajcie na zwiedzanie tej intrygującej planety.
Tytuł do recenzji otrzymaliśmy od polskiego wydawcy, ale nie miało to wpływu na ostateczną ocenę.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe