Niezdarny mistrz Po!
Film „Kung Fu Panda” okazał się przed laty prawdziwym kasowym przebojem, niszcząc na wiele lat konkurencje i nie mówię tutaj tylko o sektorze poświęconemu animacji. Według rankingu sporządzonego przez portal Filmweb.pl produkcja znajduje się na 96 miejscu najbardziej dochodowych filmów w historii kinematografii bijąc na głowę wiele marvelowskich czy disnejowskich hitów, a w tym obie części „Iron Mana”, „Ant Mana”, aktorską wersję „Kopciuszka” czy nawet „Zaplątanych”. Zapytacie się zapewne, w czym tkwi magia tego filmu bądź zarzucicie, że wynik jest zasługą sprytnego marketingu, nie mylę się? Z pewnością będziecie mieli rację, to przecież zwyczajna, z pozoru przygłupia bajeczka traktująca o Dalekim Wschodzie, która jednakże niemal z miejsca podbiła serca milinów widzów na całym świecie, dzięki przezabawnej otoczce, barwnym postaciom i oryginalnemu pomysłowi na obraz, zrealizowanemu niemalże w stu procentach. Nie wierzycie? Przekonajcie się o tym sami po lekturze poniższego tekstu.
Rzecz trzeba zacząć od tego, że „Kung Fu Panda” to swego rodzaju przemyślana parodia azjatyckich produkcji związanych ze sztukami walki, a także szeroko pojętego kina kopanego. Któż z Was nie pamięta takich filmów jak „Wąż i cień orła”, „Karate Kid” czy nawet „Kickboxer”? Animacja studia DreamWorks to najprawdziwsza farsa, przedstawiająca w krzywym zwierciadle znane z rzeczonych obrazów schematy oraz motywy. Przebieg historii zatem możecie odgadnąć niemalże od pierwszych minut obrazu.
Bohaterem animacji, jak nietrudno się domyślić zerkając na jej tytuł, jest znudzona swoim życiem Panda o imieniu Po. Niepozorny protagonista całym sercem pragnie wyrwać się z okowów ograniczającej go codzienności i spełnić swoje najskrytsze marzenia, które niestety są odległe niczym gwiazdy na niebie, a raczej schody prowadzące od wioski pod stopy ogromnego klasztoru. Nic więc dziwnego, że w momencie, gdy zostaje ogłoszona ceremonia wybrania Smoczego Wojownika, protagonista pędem udaje się na uroczystość, jednak mimo szczerych chęci musi pocałować klamkę antycznej wręcz bramy. Szczęście w nieszczęściu bohater przypadkiem wpada na odbywające się widowisko i to nie w byle jakim stylu! Po zostaje wybrańcem, a jego marzenia mają okazje się właśnie ziścić, lecz… czy aby na pewno takiego losu pragnęła niespełniona i ambitna panda?
Przedstawiona przez twórców historia stanowi standardowy szkielet każdego dobrego filmu opowiadającego o sztukach walki. Główny bohater to zatem niezdarny i nieokrzesany młodzieniec (w tym przypadku panda), który w wyniku nieoczekiwanego splotu wydarzeń zostaje uczeniem szanowanego trenera, a następnie zmuszony jest stawić czoła niepokonanemu przeciwnikowi – same schematy i znane nam wszystkim wzorce. Fabuła animacji pełni więc funkcję pretekstu do kolejnych niezwykle zabawnych gagów i scen, które są kwintesencją komediowego widowiska akcji. Tak, siła produkcji nie leży w jej ogranej warstwie fabularnej, lecz spowijającej dzieło otoczce udanych żartów, ironii, komizmu sytuacyjnego oraz prześmiewaniu rządzących gatunkiem schematów. Twórcy wyolbrzymiają i przekoloryzują postacie, jak również dziejące się na ekranie wydarzenia. Dzięki temu „Kung Fu Pandę” śledzi się z niegasnącym na twarzy uśmiechem i ogromną przyjemnością, niejednokrotnie podziwiając pomysłowe rozwiązania twórców oraz zabiegi filmowe, które często zahaczają o absurdalność i niedorzeczność. Widzowie otrzymują zgrabnie skrojoną parodię bezlitośnie wyśmiewającą się z filmów opowiadających o sztukach walki. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że to najprawdziwsza farsa, gdzie uwypuklone zostają błędy poszczególnych postaci, co prowadzi do kuriozalnego punktu kulminacyjnego i zakończenia obrazu. Należy też dodać, że historię przedstawiono z ogromnym wyczuciem. Dodatkowo charakteryzuje się ona szybkim tempem akcji, więc możecie zapomnieć o jakichkolwiek dłużyznach. Seans trwa jedynie nieco ponad godzinę, dzięki czemu całość sprawia wrażenie dynamicznej i interesującej bajeczki, która w żaden sposób nie męczy, co najwyżej pozostawia uczucie niedosytu – chciałoby się niewątpliwie więcej tak dobrze skrojonego obrazu.
Animacja od strony audiowizualnej to techniczny majstersztyk. Kadry wypełnione są zarówno pełnymi słońca, barwnymi i ciepłymi lokacjami – górzysta wioska, wieloletni klasztor spowity chmurami, jak również mrocznymi i słabo oświetlonymi miejscami – więzienie, w którym przetrzymywany jest główny szwarccharakter filmu – Tai Lung. Tak wyraźnie kontrastujące obrazy wzbudzają ciekawość i pobudzają naszą wyobraźnię, nie pozwalając przy tym się nudzić. Jednakże koniecznie trzeba wspomnieć o widowiskowych pojedynkach wręcz. Jak na film o sztukach walki przystało, są niezwykle efektowne, dynamiczne i zapierające dech w piersiach. Będziecie zachwyceni, mogę Wam to zagwarantować. Przy okazji warto dodać, że elementy komediowe zostały również wplecione do samych pojedynków.
Na osobny akapit zasługuje nietuzinkowy wydźwięk dzieła. Byłem naprawdę zdziwiony dojrzałym morałem animacji, szczególnie ze względu na obraną przez twórców konwencję. W obrazie „Kung Fu Panda” mowa o akceptacji, pogoni za marzeniami oraz urzeczywistnianiu ich. W filmie widzowie mają okazję zobaczyć, jak spełnia się najskrytszy sen głównego bohatera, który niestety nie jest taki idealny. Po zderza się z brutalną rzeczywistością i tylko dzięki własnej determinacji oraz nieoczekiwanemu wsparciu trzeciej osoby udaje mu się osiągnąć zamierzone cele i pozyskać szacunek. Opisana powyżej sytuacja dowodzi, że o własne marzenia musimy dbać i niczego w zasadzie nie dostajemy od losu w prezencie – to pouczająca lekcja.
Równie ciekawa jest wymowa traktująca o przeznaczeniu. Twórcy filmu chcą kinomanom powiedzieć, że nic nie dzieje się bez przyczyny; każde wydarzenie czy osoba stanowi część wielkiej maszyny, jakiegoś bliżej nam nieokreślonego planu. Zatem, mimo iż mamy w pewnym stopniu mamy wpływ na własny los, to określone rzeczy pozostają poza naszym zasięgiem. Jedyne, co możemy w takich wypadkach zrobić, to postarać się zrozumieć przytrafiające się nam „przygody” i wyciągnąć z nich odpowiednie wnioski. Ponadto animacja w niezwykle zabawny sposób stara się uświadomić wszystkim widzom, że nawet najbardziej bolące nas wady i słabości, mogą równie dobrze okazać się naszymi zaletami i najsilniejszymi atutami. Warto o tym pamiętać.
„Kung Fu Panda” to jedna z nielicznych bajek, która w tak prosty, a zarazem niezwykle pomysłowy sposób potrafi połączyć ze sobą wartką akcję, przemyślane gagi oraz udany komizm sytuacyjny, jak również przyprawić całość niebanalną wymową z pouczającym morałem. Produkcja to stające na wysokim poziomie kino familijne, idealne na wspólny rodzinny seans w święta lub weekendy. Pociechy będą rozanielone, a rodzice rozśmieszeni na kilka kolejnych dni. Polecam!
„Kung Fu Panda” reż. Mark Osborne, John Stevenson – Ocena Movies Room to: 79/100