Trzeci tom Ascendera to czas powrotów. Telsa i jej załoga spotykają dawno niewidzianego towarzysza, cieszącego się poparciem pewnego autorytetu, a Andy próbuje uratować swą ukochaną z chwiejnego wampirycznego stanu bytowania. To wszystko przeczytacie w opisie zamieszczonym przez wydawcę i nieco spoilerując – całość to cisza przed burzą. Lemire po zamieszaniu, jakie wywołał przejściem z konwencji SF do fantasy, powraca na stare tory, nie ułatwiając życia bohaterom. Ale przy tym też stosuje znane wszystkim jego czytelnikom sztuczki.
Lubię Jeffa Lemire’a, ale po przeczytaniu niemal wszystkiego, co zostało u nas wydane, zauważam już nie tylko jego manierę pisania czy powtarzające się motywy, ale i słabości. Lemire niezależnie od tempa akcji i jej charakteru musi przysolić czytelnikowi obyczajówką. I robi to umiejętnie, ale częstotliwość tego zjawisko sprawia, że jego pierwotna moc wypłowiała i kanadyjski twórca powoli zaczyna być rzemieślnikiem z wypracowanymi mechanizmami. Zresztą wtórność widać nie tylko w tym miejscu. Cała intryga dziwnie zaczyna kojarzyć mi się z Gideon Falls, choć to zupełnie inna galaktyka gatunkowa i fabularna, ale gdy raz usłyszycie melodię wygrywaną na pianinie, rozpoznacie ją w aranżacji na saksofon, czyż nie? Powtarzalność udziela się zresztą nie tylko scenarzyście.
Podobne uczucie znużenia dotyczy też prac Dustina Nguyena. W Descenderze rysownik stworzył jeden z najciekawszych światów SF, jakie ostatnimi czasy się narodziły. Kontynuacja zapowiadała się mniej kosmicznie, a bardziej w stylu umiarkowanego fantasy, ale gdy już miała pojawić się nowa nuta okazało się, że pieśń się zapętla. Nie pomógł nawet powrót bohaterów z przeszłości ani finalne sceny i zaskoczenia. Nguyen, podobnie jak Lemire, pociągnął dalej ten sam wątek i choć czyni artystyczne dobro, to mogłoby mieć one już nieco inne barwy.
Ascenderowi należy się jednak też kilka ciepłych słów. Lemire ma rękę do postaci. Wiertacz jako mój ulubieniec powraca w pełni, a w dziwacznym duecie z Mizardem zasługują na pewne wyróżnienie. Od finału Descendera Telsa jest dla mnie postacią najtrudniejszą, wahającą się między byciem herodem w spódnicy a kobietą czułą i troszczącą się o ukochane osoby i pewnym ugłaskaniem jej natury jest postać jej partnerki. To bohaterowie trzymają serię w całości i jeśli wszystko zostanie doprowadzone do końca w przyzwoity sposób, Ascender może z godnością zakończyć całą gwiezdną sagę Lemire’a, ale też zapisać się w złocie w bibliografii autora. A ma sporą konkurencję.
Fani Lemire’a, których jest u nas niemało, zapewne będą zadowoleni, bo poziom historii nie spada i dostają jeszcze więcej tego, co kochają. I dla mnie tu zaczyna się kłopot. Bo szybko się nudzę, nawet jeśli obiekt zainteresowania jest wysokiej jakości. Ascender tom 3: Cyfrowy mag to nic nowego pod słońcem, taśmowy produkt made by Jeff Lemire. Jednak Jeff Lemire to nadal autor dobry i jeśli go lubisz, to album będzie dla ciebie kolejną udaną pozycją Kanadyjczyka do kolekcji. Przy trzecim tomie nie złapałem zadyszki, a wręcz przeciwnie – czuje się zmęczony brakiem bardziej spektakularnego progresu i mocno liczę na ostatni, czwarty tom historii Tima-21.
Tytuł oryginalny: Ascender Vol. 3: The Digital Mage
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Dustin Nguyen
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca: Mucha Comics 2022
Liczba stron: 104
Ocena: 65/100