2. sezon serialu to aż 22 odcinki, które były dostępne tydzień po tygodniu, z trzema większymi przerwami. Rozpoczyna się od rozciągnięcia finalnej sceny 1. sezonu, w której postrzelony zostaje Fred Andrews. Okazuje się, że na terenie Riverdale grasować zaczyna seryjny morderca o pseudonimie Black Hood (Czarna Maska), którego misją jest wyplenić miasto z wszystkich grzeszników. Bohaterowie muszą powstrzymać mordercę, a także poradzić sobie z wciąż pojawiającymi się konfliktami w ich tajemniczym mieście…
Wątek Black Hood znakomicie wprowadził napięcie i dużą dawkę adrenaliny, czego brakowało w 1, sezonie. Oprócz oczywiście kryminalnej zagadki, czyli poszukiwania odpowiedzi na pytanie, kto naprawdę kryje się pod maską, widzowie tym razem otrzymują elementy prawdziwego kina grozy. Psychologiczna gra między Betty a mordercą i przerażające ujęcia (np. odciętego palca) budują wyjątkowy, niepowtarzalny klimat. Emocje podkręca to, że Riverdale stało się areną walk o terytorium i władzę.
Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: Riverdale sezon 2. część B
Na uwagę w tym sezonie zasługują bohaterowie. Archie Andrews w tym sezonie staje się postacią decydującą o sobie, buntującą się, może nawet błądzącą. Stał się bohaterem wyrazistym przez swoje życie uczuciowe oraz specyficzną relację z Hiramem Lodgem. Jako capo bogatego biznesmena Archie wdziera się do nowego, całkowicie mu obcego świata. Kolejną bardziej wyrazistą postacią została Cheryl, gdyż zostaje omówiona jej seksualność oraz rodzinne konflikty. Jeżeli chodzi o same konflikty rodzinne, to znakomicie jest to ukazane również na rodzinie Cooperów, w której pojawia się tajemniczy nowy członek, wnoszący dużo zagadkowości oraz … strachu. Chic to postać, o której praktycznie nic nie wiemy i sama Betty określa go jako creepy. Jedno jest pewne – brat Betty dużo namieszał w fabule 2. sezonu. Na dalszy plan zostaje odsunięta siostra Betty, która pojawia się w niewielu nic niewnoszących scenach. Z jednej strony szkoda, z drugiej jednak i tak panuje już duża wielowątkowość, nad którą czasami trudno zapanować. A, i ważna informacja – jeżeli lubiliście Underwoodów z House of Cards, i ich polityczne zagrywki, to Riverdale was nie rozczaruje. Małżeństwo Lodge’ów jest znakomitym przykładem kolejnej pary chętniej inicjującej rozmaite sytuacje, a konsekwencje ich działań często są zgubne…
Jeżeli chodzi o kwestie techniczne, to serial ponownie zachwyca bogactwem barw, zupełnie jak w Archie Comics. Oczywiście wpływa to na odbiór zewnętrzny, gdyż oglądanie staje się prawdziwą przyjemnością. I to w akompaniamencie takiego soundtracku! Na liście ścieżki dźwiękowej znajdują się m.in. utwór Walking in the Dark (Escape-ism), który świetnie wpasowuje się w klimat tej odsłony. Na szczególną uwagę zasługują również piosenki wykonywane przez głównych bohaterów w trakcie prób do musicalu i głównego występu. Sam musical i cała otoczka wokół niego stały się również okazją do popisu umiejętności twórców co do doboru kostiumów oraz charakteryzacji. Trzeba przyznać, że udało im się wprawić widza w zachwyt!
21. odcinek 2. sezonu ukazał eskalację konfliktów w Riverdale. Połączył on elementy kina grozy, filmu sensacyjnego czy dobrego dreszczowca. Choć momentami akcja za bardzo pędziła do przodu, ten epizod dostarczył wielu emocji i wizualnie był piękny. Po szalonym odcinku przyszedł czas na finał sezonu, który wypadł po prostu blado… Dochodzi do kilku sztucznie gloryfikowanych scen (z Wężami) czy rozmów, które wydawały się nielogiczne. Finalna scena wnosi ponownie zamęt i budzi niepokój przed 3. sezonem. Jest na co czekać!
Tak, 2. sezon wypada lepiej. Choć występuje spora nierówność między poziomem odcinków, to dzięki znakomicie rozbudowanym bohaterom, oglądamy ten serial z przyjemnością. Jest parę elementów, na które warto zwrócić uwagę, jak m.in. inne rozplanowanie akcji na różne odcinki. Archie Andrews i spółka powrócą do mrocznego Riverdale już w 3. sezonie. Pozostaje nam tylko czekać i doczytać w komiksach, co wydarzy się dalej…
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe