Sobibór Konstantina Chabienskiego, debiutującego w reżyserii gwiazdora rosyjskiego kina, to druga fabularna relacja o buncie Żydów w niemieckim obozie zagłady. Nagrodzony Złotym Globem film z 1987 roku, w którym wystąpili Rutger Hauer, Alan Arkin i Joanna Pacuła, był solidną, lecz bezstylową produkcją. Chabienski nie tworzy zaś ekranizacji wikipedialnej notki, a opakowuje kino holokaustowe w estetykę wręcz blockbusterową i do opowiedzenia historii posługuje się miszmaszem stylistycznym oraz konwencji.
Zobacz również: Kamerdyner – zwiastun i plakat kaszubskiej epopei Filipa Bajona
Film przenosi nas na kilka dni do tytułowego obozu zagłady, w którym organizowany był bunt. Całość zaczyna się od rekonstrukcyjnie ukazanego przyjazdu nowej grupy Żydów. Razem z przybyłymi (kilka znanych twarzy z polskiego podwórka) wędrujemy przez wszystkie etapy machiny eksterminacyjnej. Oglądamy roztaczaną przez nazistów fałszywą sielankę na stacji kolejowej, segregację kobiet, dzieci i mężczyzn, aż w końcu jesteśmy niemymi świadkami zaprowadzenia niczego nieświadomych osób do komór gazowych na okrutną śmierć. I chociaż w dalszej części filmu Chabienski robi sporo, by podrasować obozową grozę, to proste odwzorowanie i dosyć klasycznie sfilmowana sekwencja robi w Sobiborze największe wrażenie.
Zobacz również: Trzynaście powodów – oficjalny zwiastun sezonu drugiego
Dalej fabuła teoretycznie koncentruje się wokół postaci lidera buntu, radzieckiego żołnierza Peczerskiego (w tej roli sam reżyser), a akcję napędza spiskowanie i planowanie ucieczki, lecz wszystko to właściwie jest tłem dla zapisu cierpienia więźniów Sobiboru. Chabienski okazuje się być takim reżyserem, który słysząc hasło „obozowe piekło” po prostu się nie cacka i serwuje kino dosyć brutalne jak na standardy dramatu holokaustowego, chwilami przechodzące w horror. I w ten sposób w Sobiborze jak nocna panorama, to spowita złowrogą mgłą, jak terror obozowy, to niczym dociśnięty na maksa sadystyczny torture porn, jak zemsta to rodem z filmu gore, a naziści to wydają się być wypożyczeni z nurtu nazisploitation. Część ta jest zdecydowanie dla osób o mocnych nerwach, bo trzeba najpierw patrzeć jak jedni poniżają, biją, karzą, czy organizują igrzyska z piekła rodem, a potem jak drudzy siekiera w głowę, mózg na podłodze. To jednak nie koniec zmian nastroju. Jeszcze inaczej jest, gdy dochodzi do finału dopełniającego ten prawdziwy miszmasz. U rosyjskiego reżysera włącza się wtedy symbolika w trybie „Zack Snyder” i odpala bijącą patosem scenę ucieczki w slow-motion zilustrowaną dźwiękami chórów anielskich.
Zobacz również: Polacy w produkcjach zagranicznych. Podsumowanie 2017 roku
Całość ostatecznie pozostawia mieszane odczucia. Trzeba przyznać, że w Sobiborze obok pomysłów poruszających są też takie, które odbierają powagę produkcji (szczególnie kuriozalna rola Lamberta, który głównie się patrzy na kogoś). Jasne, czasami ponosi reżysera debiutancka fantazja, ale ten zadziwiający miks ogląda się dobrze, a Rosjanin udowadnia, że potrafi zarówno opowiadać historię zbiorowości, jak i indywidualną, panuje nad międzynarodową obsadą, która w filmie mówi różnych językach, a do tego zrealizował całość z estetyczną dbałością. I co najważniejsze, forma nie przykrywa treści, podkreślając historię zwykłych ludzi zmuszonych do walki o godność i wolność w ekstremalnej sytuacji. Zdecydowanie pozycja nie do podrobienia.
https://www.youtube.com/watch?v=2_fce9AhbCU
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe