Ten, kto uważnie śledzi egmontowskie DC Odrodzenie pewnie zauważył, że nie wszystkie sztandarowe tytuły prezentują poziom godny ich legendy, a herosi, którzy zazwyczaj kryli się w cieniu czarnej i czerwonej peleryny, mają o wiele więcej do powiedzenia. Do takich zalicza się główny bohater cyklu Nightwing, który w swej karierze miał kilka momentów autonomii, a nawet samodzielnego działania w masce Batmana, ale zawsze powracał pod komendę swego mentora. Tim Seeley stara się na nowo ukształtować Graysona zarówno jako herosa, jak i młodego człowieka. Dick to rozpoczynający samodzielne życie mężczyzna, a cóż może być lepszego dla takiego osobnika, jeśli nie porzucenie obiadków Alfreda i czujnego oka Wayne’a i wyprowadzka do innego miasta?
Idealnym miejscem na separację wydaje się Blüdhaven, miasto, które w przeszłości Graysona odegrało ważną rolę. Po wielu perturbacjach życiowych, zwłaszcza tych związanych z Raptorem, miejsce to wydaje się idealne i na pewno lepsze na złapanie oddechu od ciągle zagrożonego Gotham. Początki jednak nie są łatwe. Dick nie otrzymuje wygodnego apartamentu wynajmowanego przez wujcia Bruce’a, a gnieździ się w dość skromnym lokum. Ponadto podejmuje się wolontariatu, który dzieli rzecz jasna z działaniami herosa, które skądinąd również wykonuje za darmo. To właśnie ta zwyczajność bohatera stanowi o poziomie tego komiksu i jego autentyczności. Komiks superbohaterski dawno bowiem wyrósł z ukazywania swoich postaci jako nieskazitelnych figur.
Nightwing nie pozostaje sam poza Gotham. U jego boku szybko pojawia się niebieskowłosa sojuszniczka, którą łączy z nim nie tylko superbohaterska sfera życia. U jej boku stoi cała zgraja kolorowych herosów, których ksywki i stroje przypominają złote czasy Stana Lee i Jacka Kirby’ego. Motyw zupełnie nowej grupy superbohaterów w wieku studenckim to nic innowacyjnego, lecz tym razem zamiast wspólnych wypadów i obijania przestępczych facjat Nightwingowi przyjdzie odgrywać rolę mentora. I to opierającą się dokładnie na tym samym, co relacja bat-rodziny z Mrocznym Rycerzem, czyli mieszance szacunku, podziwu i lekkiego strachu.
Lecz czy samozwańczy herosi są aż tak heroiczni, jacy by chcieli być? Relacja na linii superbohater-władza bywa różna, nawet sam Batman częstokroć stawał naprzeciwko służb mundurowych. Nic dziwnego więc, że Shawn Tsang i jej ferajna przebierańców nie są do końca akceptowalnym elementem społeczeństwa. Wszystko okraszone jest słodyczą romansu, gdyż Nightwing nie jest stały w uczuciach i mimo sercowych relacji z takimi heroinami jak Starfire czy Batgirl dość śmiało zerka w stronę charakternej dziewczyny. A z pomniejszych spraw? Podobał mi się wątek z gorylem, pobratymcą Grodda, który w przeciwieństwie do superłotra zaczął łamać prawo z przymusu. Seeley porusza tu kwestię ludzi z nizin społecznych, często omijanych przez oślepione neonowymi kolorami media, z czego heros doskonale zdaje sobie sprawę.
Nightwing spotyka także Supermana. Człowiek ze Stali udaje się z nim w dość niecodzienną podróż, w której naprzeciw bohaterów stanie Doktor Destiny, złoczyńca znany chociażby z pierwszego tomu Sandmana. Samo zestawienie postaci jest dość ciekawe, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę fakt, iż obecny Superman pochodzi z innej rzeczywistości. Nie jest on jednak jedynym sojusznikiem pierwszego Robina i przez krótką chwilę robi się dość tłoczno.
Już sama okładka tomu Nightwing tom 2: Blüdhaven doskonale broni wizualnie jego zawartości. Nightwing to heros miasta, nie posiadający na szczęście ambicji do kosmicznych wojaży. Co prawda nie mogę pozbyć się wrażenia, że techniką i sposobem działania bliżej mu do Daredevila, niż do Batmana. Marcus To, mimo widocznych różnic między ilustratorem pierwszej części, zachowuje ogólny, nietoperzowo-miejski klimat. Pomysłowe są projekty postaci, które mocno amatorskim wyglądem kontrastują z czarno-niebieskim strojem Nightwinga. Warto też zerknąć na samo miasto. Blüdhaven jest sporo mniejsze od Gotham, ale znacznie mniej mroczne i przytłaczające. Cienie zastąpiono jaskrawymi barwami świateł, niebędącymi zwiastunami dobrobytu, a pewnego rodzaju spotwornienia miasta.
Nightwing jest serią, której należy poświęcić szczególnie dużo uwagi. Na naszym rynku w końcu pojawia się tytuł, który nie opowiada o kolejnym członku Ligi Sprawiedliwości, ukazując losy mniej pompatycznego i tym samym bliższego czytelnikowi bohatera, a i odpoczynek od mrukliwego Batmana również jest wskazany. W okresie The New 52! Dick Grayson objawiał się jako młodzieniec bez wad, szczególnie w okresie, gdy porzucił swój strój na rzecz służby w organizacji Spiral. Seeley tworzy postać Nightwinga o wiele sprawniej, niż miało to miejsce wcześniej, jednocześnie nie zachowując wszystko co najlepsze w młodym herosie . Jeśli ktoś zastanawia się pomiędzy Batmanem a Supermanem, pierw niech zaryzykuje i sięgnie po Nightwinga, Na pewno się nie rozczaruje, a poznanie postaci zazwyczaj odgrywającej rolę tła dla Batmana jest nie tylko ciekawe, ale też edukujące.
Tytuł oryginalny: Nightwing Vol. 2: Back to Blüdhaven
Scenariusz: Tim Seeley
Rysunki: Marcus To
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2018
Liczba stron: 156
Ocena: 85/100