Trzeci tom Giant Days ponownie zbiera 4 zeszyty serii i ani na moment nie obniża lotów. Opowieść o trzech przyjaciółkach być może nie pędzi donikąd fabularnie i składa się raczej z serii udanych gagów i pomniejszych wątków, ale jedna rzecz jest w tym wszystkim najważniejsza: poruszane tematy są bliskie każdemu czytelnikowi, niezależnie od płci.
Pierwszy zeszyt porusza kwestię istotną dla chyba wszystkich: współżycia seksualnego. Każdy z nas pamięta swój pierwszy raz – niezbyt często przecież całkowicie udany i bezbłędny. Nie inaczej jest z Edem, którego romans ze starszą koleżanką doprowadzi w końcu do łóżka. A tam, jak wiadomo, początkujący mają czasem pod górkę. Ed również nie wdrapuje się na wyżyny swoich możliwości, o czym niedługo dowie się pół szkoły. Dzielny bohater będzie musiał poradzić sobie ze wstydem, ale i wyciągnąć wnioski, które przybliżą go o krok do stania się mężczyzną.
Podobała mi się również druga historia, w którym poruszony został wątek imprezowego życia studenckiego oraz przedwczesnego macierzyństwa. Na dodatek autorom udało się opowiedzieć o tym subtelnie, lekko i zabawnie, bez nadmiernego umoralniania, co w moich oczach dodatkowo podnosi wartość komiksu.
Nieco gorzej prezentują się dwa ostatnie zeszyty, kręcące się wokół wyborów na przewodniczącego związków. Zaangażowana w kampanię Susan poświęca na to każdą wolną chwilę, w wyniku czego cierpi jej związek z McGrawem. W pewnym momencie wąsaty mężczyzna nawet decyduje się zakończyć męczącą relację, oczywiście wbrew swoim uczuciom. Załamana Susan wyjeżdża wraz z Esther i Daisy na kemping, a mieszczuchy na łonie natury to świetny przyczynek do udanej komedii, a tym właśnie jest ostatni zeszyt Giant Days tom 3 – Bycie miłą nic nie kosztuje.
Na brak humoru nie można zresztą narzekać podczas całej lektury – widać go w dialogach, czy iście slapstickowych sytuacjach. Rysunki Lissy Treiman idealnie odwzorowują dowcipny scenariusz Johna Allisona, a całość świetnie współgra ze sobą, czyniąc obcowanie z tym komiksem prawdziwą przyjemnością. Jej prace, jak wspominałem w poprzednich recenzjach, nie mają wiele wspólnego z realizmem, ale są bardzo ekspresyjne i dynamiczne jak na komiks o tak skromnym rozmachu.
Lubię bohaterki i bohaterów Giant Days za dwie rzeczy: za ich naturalność i za to, z jaką łatwością można przejrzeć się w nich jak w lustrze. Przyziemne sprawy, przyziemne problemy i przyziemne rozwiązania – właśnie to sprawia, że ta seria jest aż tak dobra. Wątki obyczajowe, w gruncie rzeczy przecież poważne, podane są w lekki, zjadliwy, uroczy i zabawny sposób, ale nigdy nie są traktowane z pobłażliwością czy lekceważeniem.
Dziś pomyślałem sobie, że Giant Days idealnie nadawałby się na serial komediowy, utrzymany w takiej konwencji jak na przykład Community, Suburgatory czy Fresh off the boat, czyli lekkiej, dynamicznej i zawadiackiej. Trzymam kciuki, by ktoś na odpowiednim stanowisku i z wystarczającą siłą przebicia zauważył ten komiks, kupił do niego prawa i pozwolił tym przesympatycznym, dającym się lubić postaciom odżyć na nowo, tym razem na małym ekranie.
Tytuł oryginalny: Giant Days vol. 3
Scenariusz: John Allison
Rysunki: Lissa Treiman
Tłumaczenie: Bartosz Sztybor
Wydawca: Non Stop Comics 2018
Liczba stron: 112
Ocena: 80/100