Thor powraca zza grobu po Ragnaroku, dzieląc swój żywot z dawno niewidzianym Donaldem Blake’em, ale świat, jaki znał, uległ kilku istotnym zmianom. Avengers rozpadli się i ponownie zjednoczyli, co i tak nie trwało długo, bo Wojna domowa zrobiła swoje. W całym tym zamieszaniu Iron Man pozwolił sobie na stworzenie kopii Thora, a najbardziej bolesną konsekwencją całego zamieszania była śmierć Kapitana Ameryki. Do tak niestabilnego świata Gromowładny dokłada swoją cegiełkę, a raczej cały Asgard, sprowadzony nad Oklahomę. A to ledwie wierzchołek tego, co znajdziecie w tym komiksie.
Do świata żywych powracają też rodacy boga piorunów, zresztą za jego inicjatywą. Przy okazji dostajemy kilka dojrzałych, jak na superhero, opowieści. Konflikty etniczne w Afryce, skutki huraganów w Luizjanie czy śmiertelna choroba to kwestie przemycone przez autora jakby bocznym torem, dodające jednak dynamicznej opowieści nieco powagi. Straczynskiemu udało się też poruszyć gorzki wątek relacji Thora i Iron Mana, gdzie ten pierwszy przypomina światu, dlaczego godny jest Mjollnira. W czasie trwania akcji tego tomu w świecie Marvela sporo się dzieje i spór dawnych kompanów odchodzi w niepamięć, gdy nadchodzą czasy Dark Reign, tu najbardziej odczuwalne w rozgrywce Lokiego i Dooma z Asgardczykami, których pomyślunek najwyraźniej nie dorównuje ich sile. A skoro wspomniałem o Lokim…
Bóg kłamstwa obecnie jest antybohaterem i ma równie spore grono fanów, co jego muskularny brat. Jego przemiana z ikonicznego łotra w postać niezależną zaczęła się właśnie u Straczynskiego. Fakt, że Loki jest tu niewiastą, nie oznacza co prawda, że od razu łagodnieje. Wprost przeciwnie, o czym szybko przekonują się Thor i Balder. Jednak przy całym swoim intryganctwie pojawia się ojcowski wątek, który u Aarona został lepiej rozpisany. Zresztą wielcy ojcowie mają tu sporo do powiedzenia i nie chodzi tylko o Laufeya i Odyna.
Straczynski miał sporo narzędzi do stworzenia solidnej opowieści i z wielu z nich skorzystał, ale też wiele dodał od siebie. Mamy klasykę thorowych historii – spiski Lokiego, Donalda Blake’a, Jane Foster i Wojów Trzech. Ale to sprowadzenie Asgardu nad Oklahomę i zderzenie tubylców z Asgardyczkami było podstawą pod to, co kilka lat później stworzył Jason Aaron. Straczynski nie pozbawił Asgardu boskości i majestatu, a pokazał jedynie, że nordyccy bogowie też mają słabości i dotykają one nawet najznamienitszych z nich, z kolei śmiertelnicy mogą być równie interesujący, nie tylko w roli wyznawców.
Darzę szczególnym szacunkiem prace Oliviera Coipela, a wzięło się to właśnie od wspomnianego albumu z WKKM. Swą laurkę dla autora zacznę od tego, że dokonuje on tu boskich czynów, gdzie niekiedy na kilku kadrach naprzemiennie można poczuć się jak na ulicach amerykańskiej prowincji rolniczej, a chwilę później podziwiać wieże Asgardu. Straczynski może i jest architektem tej opowieści, ale jej klimat zbudował Coipel. Podoba mi się też jego sposób rysowania Thora. Wydaje się on jeszcze większy i szerszy niż dotychczas, a jego twarz i uczesanie budzą pewne skojarzenia z legendarnym Cymeryjczykiem. Choć nawet Conan to cherlak przy wielkim jak góra Gromowładnym Coipela. Równie dobrze radzi sobie z innymi bohaterami, nawet tymi o mniej boskim pochodzeniu. I choć cenię Marko Djurdjevicia, to przy swoim koledze wypada jedynie poprawnie.
Thor by J. Michael Straczynski trafił z datą wydania w okolice premiery kolejnego filmu z bogiem gromu. I choć obraz Waititiego fabułą będzie odbiegał od tego albumu, to warto zażyć liczącą ponad pięćset stron dodatkową dawkę gromu. Komiks jest idealnie wyważony. Sporo tu asgardzkiej przygody, ale i bardziej ludzkiej strony Marvela, gdzie przyjemny humor miesza się ze zgrabnie podanymi wątkami obyczajowymi. Szkoda jedynie, że fabularnie tom nie jest domknięty, a możliwość jakiejkolwiek kontynuacji wydaje się mglista…
Tytuł oryginalny: Thor by J. Michael Straczynski Omnibus
Scenariusz: J. Michael Straczynski
Rysunki: Olivier Coipel, Marko Djurdjević
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca: Egmont 2022
Liczba stron: 504
Ocena: 80/100