Green Hell pod koniec marca tego roku doczekało się już trzeciej części dodatku Spirits of Amazonia, czyli dużego rozszerzenia skupiającego się wydarzeniach sprzed głównego wątku fabularnego gry. To właśnie wtedy Jake Higgins natknął się po raz pierwszy na agresywne amazońskie plemiona. Pierwotnie sięgnąłem po grę z myślą sprawdzenia również tego dodatku, ale niestety okazało się, że Spirits of Amazonia dostępne jest obecnie tylko na PC. Do wersji konsolowej rozszerzenie również zawita, ale w późniejszym czasie obecnego roku. Szkoda.
Nadal oczywiście mogłem zaznajomić się z podstawową kampanią, która zapewniła mi blisko 20 godzin zabawy. Na początku tej historii poznajemy wspomnianego wcześniej Jake’a, czyli antropologa, który niedawno wydał książkę o tubylcach zamieszkujących lasy Amazonii. Tym razem przybywa on w te niebezpieczne regiony wraz ze swoją żoną, która chce zbadać pewne plemię. Wkrótce kobieta znika, a naszym zadanie jest zinfiltrowanie amazońskiej dżungli i odnalezienie śladu zaginionej ukochanej. Dalej fabuła nie jest już najważniejsza, ale pozwoli przeżyć nam jeszcze kilka dobrych momentów. Nasza wędrówka to przede wszystkim walka o przetrwanie – survival przygotowany przez warszawskie studio to bowiem całkiem rozbudowane pole do popisu dla znawców gatunku.
Green Hell zostało wyposażone w masę ciekawych mechanik. Dla osób zaznajomionym chociażby z The Forest może nie jest to nic odkrywczego, ale i tak trzeba doceni szczegółowość, o jaką zadbali deweloperzy. Klasycznie musimy zbierać tu surowce i inne przydatne przedmioty, rozkładać je na ważne materiały i tworzyć z nich nowe bronie, budynki, dania do spożycia, opatrunki, leki i tak dalej. Tutaj można się jednak przyczepić, że twórcy nie wszystko jasno tłumaczą i trzeba spędzić sporo czasu na naukę wszystkich mechanik. Odrobinę lepiej mógłby też działać interfejs, bo z czasem zaczyna trochę denerwować.
Nie można jednak nie zachwycić się survivalowymi szczegółami gry. Warto na przykład wspomnieć o zegarku, który monitoruje nasze nasycenie składnikami niezbędnymi do przetrwania. Musimy zadbać o odpowiednie nawodnienie, poziom węglowodanów czy tłuszczów. Woda jest praktycznie wszędzie, ale często jest zanieczyszczona – nadal możemy ją wypić, ale w ten sposób istnienie duże prawdopodobieństwo, że złapiemy jakiegoś pasożyta. Wtedy zaczniemy chorować. Pasożytów możemy się jednak pozbyć, ale musimy zebrać leczące grzyby. Tłuszcze za to możemy uzupełnić, jedząc mięso dzikiej zwierzyny. Tu warto zadbać, aby mięso upiec, bo jedzenie surowego mięsa wpływa źle na nasze zdrowie psychiczne – tak, ten wskaźnik też się w grze znajduje. Dalej – musimy dbać o naszą kondycję, bo brak snu i przemęczenie spowoduje utratę przytomności. Wtedy uśniemy na gołej ziemi, co wiązać może się z robakami, które zalęgną się pod naszą skórą. Wydobycie ich wiąże się szeregiem czynności, które musimy wykonać.
Green Hell poza trybem fabularnym pozwala na grę również w klasycznym trybie survival. Tutaj bez żadnych ograniczeń możemy szkolić naszą sztukę przetrwania. Tylko od poziomu trudności zależy, jakie to będzie dla nas wyzwanie – podobnie w kampanii fabularnej. Możemy bowiem ograniczyć ataki tubylców i zwierzyny lub też pójść w totalny realizm. Każdy znajdzie coś dla siebie. Gra od studia Creepy Jar prezentuje dość standardowy poziom graficzny, jeśli porównamy ją z innymi tytułami z tego gatunku. Naprawdę dobrze prezentuje się dżungla, która potrafi zauroczyć swoją dzikością. Słabiej natomiast wygląda sprawa modeli ludzi czy zwierząt – jest dość topornie. Podobnie jest w kwestii walki, która działa i prezentuje się biednie. Fani survivali jednak już chyba przywykli do takich widoków.
Green Hell to nadal świetny tytuł ze swojego gatunku, który dostarcza zabawy na długie godziny. W końcu z grą mogą zapoznać się konsolowcy – sięgniecie po tytuł w tej formie nie jest złym pomysłem, bo ten działa na konsoli naprawdę dobrze (PS5). Warto sprawdzić grę już teraz, aby być gotowym na dodatki, a te na pewno niedługo ukażą się także poza pecetem.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe