Metal Lords
Metal Lords

Metal Lords – recenzja filmu. Where is my painkiller?

Jedni twierdzą, że heavy metal już umarł, natomiast inni mówią, że wciąż żyje. Zarówno jedna, jak i druga strona ma racje. Zauważmy, że najbardziej rozpoznawalne kapele typu Black Sabbath, Iron Maiden czy Metallica pochodzą z drugiej połowy ubiegłego wieku, gdy akurat był boom na tę muzykę. No ale zespoły takie jak Nocny Kochanek, Gojira czy Behemoth żyją sobie jak pączki w tłuszczu grając metal. Co jednak, gdy młodzi i gniewni planują założyć zespół? Ten temat poruszył Netflix w Metal Lords.

Gdy zobaczyłem zwiastun Metal Lords to trochę mnie skręciło, bo pomyślałem, że dostaniemy kolejną, cringe’ową komedyjkę z heavy metalem w tle. I cholibka, nie myliłem się. Film opowiada o dwóch kumplach, którzy kochają muzykę, mają swój własny zespół i chcą wygrać bitwę kapel. Jeden z nich, Hunter jest fanatykiem metalu, co nienawidzi pozerów i ma pokój wypełniony wszelakimi plakatami czy innymi relikwiami bogów tej muzyki (w sumie przypominał mi mnie z gimnazjum). Drugi to Kevin, który po prostu lubi grę na perkusji, a muzykę metalową odkrywa. Zamysł? Trochę oklepany, ale jest okej. Niestety na ich drodze staje Emily, przez co zespół stoi na włosku. To brzmi serio jak jakaś telenowela dla metalowców. I szczerze? To była tragikomedia.

Metal Lords

METAL LORDS (2022) Isis Hainsworth as Emily and Jaeden Martell as Kevin. Cr: Scott Patrick Green/NETFLIX

Zasmuciło mnie to, że miałem racje co do tego filmu, bo w głębi duszy, po cichu liczyłem, że dostaniemy coś w stylu Deathgasm aniżeli próby zrobienia drugiego Heavy Trip. Amerykanie nie potrafią robić dobrych komedii z metalem w tle, jeśli robią je na poważnie. Zawsze będę powtarzał, że łatwiej zepsuć komedię, aniżeli dramat dla nastolatków. W Heavy Trip zamysł był podobny co w Metal Lords, lecz tam żarty były na dużo wyższym poziomie i utrzymane w iście, metalowym, pokręconym stylu, bo przecież to film norweski z ich humorkiem. Tutaj niestety otrzymujemy dowcip schodzący tylko do penisów oraz seksu. Tak jak mówiłem wcześniej – byłoby to fajne, ale gdyby przyjęto to tak jak w Deathgasm, mniej poważnie.

Zobacz również: Bańka – recenzja filmu. Pandemia głupoty

Nie jest to jednak film, który ma tylko same minusy. Fakt, jest on głupi, ale można puścić go sobie w tle, by posłuchać fajnej muzyki. Soundtrack to pierwsza liga heavy metalu. Usłyszymy między innymi Black Sabbath, Iron Maiden, Judas Priest, Metallicę czy Slayera. Dodatkowo Metal Lords są naszpikowani ogromną ilością odniesień do metalowego podwórka, począwszy od rejestracji samochodu Huntera, po cameo 4 ważnych, dla tego gatunku muzyki postaci. Natomiast nie zdradzę Wam jakie to postacie, byście mieli niespodziankę. To wszystko sprawiło, że na mojej twarzy pojawił się lekki uśmieszek.

Metal Lords

METAL LORDS (2022) Adrian Greensmith as Hunter. Cr: Scott Patrick Green/NETFLIX

Jest to głupie, banalne i niedorzeczne. Gdy przestałem się skupiać jakoś bardzo na tym filmie, to czułem przyjemność z oglądania, głównie z racji muzyki oraz tych wszystkich odniesień do metalu, jak i tej kultury. Metal Lords to zły film, lecz maniakalni lub nawet skrajnie konserwatywni fani pokochają go. Ja już jednak do takich nie należę, więc ocenę daję taką, a nie inną.

Redaktor prowadzący dział Newsy

Geek i audiofil. Magister z dziennikarstwa. Naczelny fan X-Men i Elizabeth Olsen. Ogląda w kółko Marvela i stare filmy. Do tego dużo marudzi i słucha muzyki z lat 80.

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?