Jak najszybciej streścić komiks? Pozwolę sobie na parafrazę Stephena Kinga – Kowboj szedł przez pustynię, a nieumarli podążali tuż za nim. Aż w końcu ich ścieżki się spotkały, co pozwoliło mistrzowi kung-fu na popis swych umiejętności. Nie dostajemy przy tym pięknego teatru ciosów czy pokazu dyscypliny wojownika, a absolutną rzeź. Bohater siecze, rąbie, kaleczy i dewastuje chodzące truposze na wszelkie możliwe sposoby i rozmaitymi narzędziami, wśród których moim ulubionym jest długi kij z piłami mechanicznymi zamontowanymi u obu końców. I tak to leci niemal do samego końca.
Tytułowy bohater intryguje. Zarówno w tym, jak i w poprzednim tomie nie mówi prawie nic. Jego fizjonomia nie sugeruje, by był wielkim wojownikiem. Jest kimś w typie legendy karate – Chokiego Motobu. W chwili największej sławy Japończyk również nie należał do młodzieniaszków, jego postura daleka była od atletycznej, a i buźka dopełniała wrażenia sympatycznego, zwykle unikającego kłopotów emeryta. Tymczasem wielokrotnie pokazał, że potrafi dać łupnia, a tężyzną fizyczną zawstydzał młokosów. Kowboj to dokładnie ten sam typ i szkoda, że jego historia w pewnej mierze jest krótkim wstępem do właściwej opowieści, że nie wspomnę o godnej, ilustrowanej genezie…
Jeśli ktoś myśli, że historie z Deadpoolem czy wyczyny Granta Morrisona są absurdalne, czy wręcz kwasowe, niech przyjrzy się scenariuszom Darrowa. Wejście do świata Kowboja z Szaolin bez nastawienia się na zupełnie nowy rodzaj rozrywki to jak żwawe nastąpienie na minę przeciwpiechotną. Duży huk, trochę dymu, a potem krzyk, w tym przypadku niezrozumienia. Współtwórca Hard Boiled sięga po wiele motywów, między innymi z kina kopanego i westernu, wlewając całą tę masę do dadaistycznej, absurdalnej formy. Miałem pewne trudności z przyswojeniem sobie takiej historii, ale już jakiś czas po lekturze wszelkie wątpliwości co do kunsztu autora odeszły. Choć nadal uważam, że to komiks dla ludzi, którzy już swoje przeczytali i mają pewien dystans do powieści graficznej.
Nie wiem jak wygląda dzień pracy Darrowa, ale przypuszczam, że raczej nie pozwala sobie na szybkie rysuneczki, bo goni termin. Szwedzki bufet jest jednym wielkim rysunkiem prawie bez grama tekstu, ale przy tym mniej złożonym pod względem różnorodności świata przedstawionego. Umarlaki oraz sposoby ich rozczłonkowywania zajmują dziewięćdziesiąt procent komiksu, ale cała sztukateria warsztatu autora nie pozwala na szybkie przewertowanie komiksu, nawet jeśli usilnie chce się to zrobić. Szczególiki stopują z siłą głazu zawalającego drogę i już jak wzrok zatrzyma się na chwilę, to ciężko ponownie przyśpieszyć.
Kowboj z Szaolin: Szwedzki bufet to ciężka lektura do oceny. Geof Darrow stworzył ekstremum i tak jak poprzedni album był po prostu groteskowy i ekscentryczny, tak ten to czysta artystyczna jazda bez hamulców. Gdybym znał jedynie kunszt Darrowa i co nieco usłyszał o fabule, pomyślałbym, że całość to epatowanie talentem. Po lekturze wiem, że to po prostu dobra zabawa, przy której rysownik/scenarzysta bawił się przednio. Wydawnictwo KBOOM zapowiedziało kolejny tom Kowboja z Szaolin i choć nadal mam obiekcje wobec tej serii, to jestem zaciekawiony kolejnymi epizodami z życia bohatera. Darrowowi na pewno udało się stworzyć coś niezwykłego i nawet zaznaczyć swą pozycję jako samodzielnego autora i choćby dlatego warto sięgnąć po tę pozycję.
Tytuł oryginalny: The Shaolin Cowboy – Shemp Buffet
Scenariusz: Geof Darrow
Rysunki: Geof Darrow
Tłumaczenie: Marceli Szpak
Wydawca: KBOOM 2022
Liczba stron: 136
Ocena: 60/100