Są takie serie, których nie da się pokochać od razu. Pierwszy tom Rat Queens dostał ode mnie nieco zawyżoną ocenę na zachętę, głównie ze względu na wyczuwalny, choć wciąż zamaskowany potencjał, jednak trudno było ukryć fakt, że pierwsze przygody Dee, Violet, Betty i Hannah nie grzeszyły ani złożoną fabułą, ani chwytającymi za serce zwrotami akcji. Chociaż właściwie… serce? Jakie serce? Bohaterki tej opowieści prędzej złapałyby czytelnika za genitalia i zagroziły ich obcięciem, gdyby ten śmiał narzekać. A więc nieco nieśmiało zaglądam do drugiego tomu zatytułowanego Dalekosiężne macki N’rygotha by sprawdzić, czy tym razem jest nieco lepiej, niż ostatnio.
Rat Queens to nietypowe fantasy: dosadne, brutalne, przepełnione wulgaryzmami, erotyzmem, oraz niewyszukanym humorem, którego nie powstydziliby się podpici brodaci motocykliści w najbardziej plugawych spelunach. Atrakcyjne bohaterki nie mają wiele wspólnego z subtelnością, przejawiają raczej wyjątkowo hedonistyczne postawy. I wiecie co? Za to właśnie kocham je coraz bardziej.
W Dalekosiężnych mackach N’rygotha ten wulgarny klimat jest odczuwalny jeszcze bardziej: więcej tu rzucania mięsem, seksu, a biusty i przyrodzenia zaczynają pojawiać się na porządku dziennym, niczym w Grze o tron. Nie to, żeby mi to przeszkadzało – przeciwnie, uważam, że panikowanie z tego powodu to gruba przesada, chociaż lojalnie ostrzegam, że komiks lepiej położyć na górnej półce, z dala od dzieci.
A co w fabule? Mieszkańcom Palisady grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, kiedy Gerrig, jej dotychczasowy przywódca, pogrążony w szale zemsty i rozpaczy, przyzywa tytułowego N’rygotha, wyposażonego w macki, iście lovecraftowskiego stwora, który sieje śmierć i zniszczenie. Tylko współpracując bohaterki będą miały szansę w walce, ale jedna z nich, Dee znana też jako Delilah, odegra tu największą rolę. Snuta przez Kurta J. Wiebe opowieść powoli nabiera rumieńców i zgodnie z moimi przewidywaniami z poprzedniej recenzji – jest po prostu lepiej.
Zmienia się natomiast warstwa graficzna, tym razem nie do końca z prozaicznych powodów. Roc Upchurch, władający lekką, kreskówkową kreską autor pierwszego tomu, został w 2014 roku zatrzymany pod zarzutem przemocy domowej, skierowanej w stronę byłej żony. Jego miejsce zajął Chorwat Stjepan Sejic, scenarzysta i ilustrator wydanej w Polsce przez Waneko serii Sunstone. Jego twórczość w tej podszytej BDSM opowieści podobała mi się nieco bardziej niż to, co wyczynia w Rat Queens – być może jest to wynik porównania z wysoko ocenianymi przeze mnie dokonaniami Upchurcha. Sejic jest bardziej niechlujny i niedokładny, ale jednocześnie o wiele bardziej dosłowny, szczególnie w ukazywaniu erotyki.
Dalekosiężne macki N’rygotha to zauważalnie lepsza opowieść, niż ta serwowana w tomie Magią i maskarą. Dee, Violet, Betty i Hannah wciąż harcują, korzystając z przyjemności życia, ale jednocześnie coraz bardziej pokazują pazurki, zacieśniają relacje między sobą, a także powoli odnajdują się w rolach bohaterek. Postacie mają swój urok i nie sposób ich nie lubić, nawet jeśli czasem zachowują się w sposób, jaki przecież damom nie przystoi.
Co ważne, seria bawi, bo oprócz wulgarnych odzywek są też subtelniejsze żarty, całkiem zgrabnie przełożone na język polski. Silnie feministyczny charakter fabuły nie razi w oczy i nie przechyla się skrajnie w żadną ze stron: nikogo nie obraża, ani nie krytykuje – idzie po prostu swoją drogą. Przedstawiony świat wydaje się bogatszy, a umiejętnie dawkowane retrospekcje rozbudowują głębię bohaterek. W przyrodzie jest zatem równowaga: scenariusz ewoluuje, warstwa graficzna wręcz przeciwnie, ale całościowo Rat Queens tom 2 i tak wypada nieco lepiej, niż poprzedni album. Jeśli więc skreśliliście serię po Magią i maskarą, dajcie jej jeszcze jedną szansę.
Tytuł oryginalny: Rat Queens vol. 2 – The Far Reaching Tentacles of N’Rygoth
Scenariusz: Kurtis J. Wiebe
Rysunki: Roc Upchurch, Stjepan Sejic
Tłumaczenie: Kamil Śmiałkowski
Wydawca: Non Stop Comics 2018
Liczba stron: 136
Ocena: 75/100