Axis: Carnage i Hobgoblin – recenzja komiksu

Plejada przeciwników Spider-Mana jest na tyle duża, że pojawiają się w niej pewne wtórności. Schematy te, nieco zmienione, potrafią jednak pozytywnie zaskoczyć, a miejscami nawet przebić oryginał. I tak naczelnym symbiotem obok Venoma jest jego dziecię – Carnage, zaś inspirację stylem i techniką walki po Green Goblinie odziedziczył Hobgoblin. Obaj panowie stanowili dla Parkera nielichy problem, ale teraz, w wyniku wydarzeń z Axis zmienili nieco swoje priorytety. Z etatowych badassów stali się superbohaterami, oczywiście we własnym rozumieniu tego słowa.

Strona komiksu Axis: Carnage i Hobgoblin

O ile Venom jest bohaterem zmiennym, oscylującym często na granicy zła i dobra, o tyle jego potomek to bezwzględna i plugawa istota, na dodatek mająca skłonności do łączenia się z personami o psychopatycznej naturze. Ten morderczy zestaw sprawia, że zarówno on, jak i Spider-Man mają z nim periodycznie sporo kłopotów. W okresie Axis Carnage z krwawego mordercy ze skłonnościami do sadyzmu staje się herosem, odczuwającym moralne pobudki czynienia dobra. Kłopot w tym, że z czerwonym symbiotem jest jak z nieodżałowaną gwiazdą rocka, Lemmy’m Kilmisterem. Gdy przyszedł czas na leczenie po wieloletnim hulaszczym trybie życia okazało się, że terapia może mu bardziej zaszkodzić, niż pomóc. Carnage w obliczu moralnej powodzi czuje się nieco zagubiony i nie wie, jak właściwie być tym herosem. Stara się więc szukać wzorców do naśladowania.

I tu pojawia się kolejny ciekawy motyw. Świeżo upieczony superbohater znajduje sobie wzór, a co lepsze, ów wzór ma w zestawie prześladowcę, który staje się pierwszym prawdziwym superłotrem do pokonania. Dobry Carnage ściera się ze związanym z wczesną aferą z Eddie’m Brockiem osobnikiem pożerającym grzechy. Myślę, że nie tylko ja odniosłem wrażenie, że to symbiot jest w tej konfrontacji bliższy bycia tym złym. Wrażenie to wzmaga się, gdy w heroiczny sposób „ratuje” damę w opresji.

Strona komiksu Axis: Carnage i Hobgoblin

Nieco w inny sposób działa kolega z plejady złoczyńców Pajęczaka. Hobgoblin był dla mnie zawsze personą osadzoną kilka szczebli niżej od Green Goblina. Brak psychopatycznej otoczki i znacznego wpływu na życie prywatne Petera Parkera, a do tego zmiany osobników na tej posadzie, które do tego wiązały się z opłatami za używanie pseudonimu, nie budziły we mnie żadnego respektu. Tytuł autorstwa Kevina Shinicka diametralnie jednak zmienił moją opinię na jego temat. Oryginalny Hobgoblin, czyli Roderick Kingsley, wchodzi na nową ścieżkę kariery. Latający dotąd w festynowym przebraniu i rzucający bombami w kształcie halloweenowej dyni łotr staje się celebrytą i autorem nowych trendów. Jego książki, gadżety z wizerunkiem Hobgoblina oraz hasła, które głosi, w niczym nie przypominają dawnych sposobów działania, co wyraźnie nie podoba się Philowi Ulrichowi. To właśnie ten koleżka zobowiązany był do opłat za możliwość wcielania się w rolę zakapturzonego złoczyńcy. Obecnie jako Goblin Knight stara się zepsuć intratny interes Kingsley’a, co owocuje naprawdę ciekawym finałem całej historii.

Oba Hobgobliny to nie jedyne gwiazdy tego komiksu. Odkurzeni zostają także złoczyńcy z drugiej, a nawet trzeciej ligi, tacy jak Space Boy, Water Wizard czy Tiger Shark. Stanowi to dowód na to, że nieco niedzisiejsi bohaterowie w sprzyjających okolicznościach mogą na nowo zagościć na łamach komiksu i przy tym nie budzić zażenowania. Ich nieracjonalność ze zaśniedziałej śmieszności stała się nostalgiczną antykwarycznością i ciekawostką.

Strona komiksu Axis: Carnage i Hobgoblin

Wizualnie dominuje część poświęcona Hobgoblinowi. Javier Rodriguez przedstawia nam zupełnie nowego Rodericka Kingsley’a, przypominającego teraz bardziej charyzmatycznego wizjonera, niż pośledniego superłotra. A co najciekawsze, jako dobroczyńca w swoim pomarańczowym wdzianku wygląda bardziej wiarygodnie, niż w roli łotra. Rodriguez doskonale czuje klimat całej historii, w której wymuskany Kingsley kontrastuje z nieco niechlujnym  Ulrichem. Z kolei German Peralta zajął się historią Carnage’a i jego batalią z pożerającym grzechy złoczyńcą. Nie próbował nadać mu nowego wizerunku, gdyż Cletus Kasady właściwie nie staje się kimś innym. W głębi jest nadal psychopatą, a bonus w postaci emocji i moralnego kręgosłupa jedynie nieco go ukierunkowuje na lepsze ścieżki. Jest więc nadal czerwonym potworem z wyszczerzonymi kłami, z zamiłowaniem używającym ostrzy. Całą historię z nim oddaje najtrafniej okładka zdobiąca ten tom. Zwykle bowiem Old Glory znajdowała się w rękach Kapitana Ameryki, Supermana czy innych nieskazitelnych moralnie herosów. Carnage z flagą USA to zaś lekka kontrowersja.

W jednym tomie otrzymujemy dwie ciekawe historie, które w pewien sposób odświeżają postacie klasycznych złoczyńców. Czyniący dobro, a raczej mniejsze zło Carnage i stający się medialnym lwem Hobgoblin to osobnicy dużo ciekawsi, niż ich standardowe wersje, które współcześnie nie robią już takiego wrażenia, jak kiedyś. Jeśli tak mają prezentować się tie-iny, to oby było ich jak najwięcej. Na dodatek autorzy nie wtłaczali bohaterów na siłę w główną akcję Avengers i X-Men: Axis, a pozwolili im na swobodną autoprezentację, która w pełni mnie satysfakcjonuje.


 Okładka komiksu Axis: Carnage i Hobgoblin

Tytuł oryginalny: Axis: Carnage & Hobgoblin

Scenariusz: Kevin Shinick, Rick Spears

Rysunki: Javier Rodriguez, German Peralta

Tłumaczenie: Tomasz Kupczyk

Wydawca: Egmont 2018

Liczba stron: 132

Ocena: 85/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?