Czarny Młot tom 2 – Wydarzenie – recenzja komiksu

Nie mam bladego pojęcia, jakim cudem seria Czarny Młot przemknęła niepostrzeżenie obok innych, w większości dużo słabszych tytułów. Sam ze wstydem przyznaję, że zajęty innymi pozycjami, z lekką nutą nonszalancji przeczytałem tom pierwszy i dziś uważam, że nie w pełni go doceniłem. Tom drugi został przeze mnie baczniej i godniej prześledzony. I otwarcie mogę powiedzieć, że seria ta na to zasługiwała.

Strona komiksu Czarny Młot tom 2 - Wydarzenie

Kim jest właściwie Czarny Młot? Tytułowego herosa brak na farmie, zaś jego oręż leży odłogiem na ziemi, oczekując godnego go osobnika. To ostatnie brzmi nieco znajomo. Jeff Lemire garściami bowiem czerpie z klasycznych komiksowych historii, a podobieństwo do Thora to niejedyny wspólny mianownik z herosami DC i Marvela. Istotniejsza od bohatera jest tu jego córka, Lucy Weber, która może stać się punktem zwrotnym w patowej sytuacji.

Istotną częścią historii superbohatera jest jego geneza. Co więcej, w niektórych przypadkach jest ona lejtmotywem przedstawianym nawet przez różnych autorów w odmienny sposób, co w wielu przypadkach bywa niezmiernie irytujące. Jakimi więc byliby superbohaterami Abraham Slam i spółka bez należytego originu i zajawek z przeszłości? Te pierwsze miały miejsce już w pierwszym tomie, tutaj pojawia się natomiast geneza samego zespołu. Kompletnie inna, niż w przypadku debiutanckich team-up’ów u dwóch gigantów komiksu. Bez krzepiących serca okrzyków czy początkowych starć między herosami, niemalże przypadkowa i pod wpływem nieuchronnego zagrożenia.

 Strona komiksu Czarny Młot tom 2 - Wydarzenie

Znów nie da się uniknąć porównania Czarnego Młota do Strażników. W drugim tomie Lemire jeszcze bardziej odziera herosów z ich złotogłowia, nie uwypuklając wad, a jedynie słabości. Różnica polega jednak na tym, że dzieło Moore’a rozgrywało się na tle napiętych realiów Zimnej Wojny, a Czarny Młot nie daje nawet swoim postaciom żadnego pola do popisu. Marsjanin z ciągotami homoseksualnymi, nieumiejący pogodzić się z upływem lat emerytowany bokser czy zamknięta w ciele kilkuletniej dziewczyny dojrzała kobieta. To nieco inny typ postaci, niż nieludzko boski Doktor Manhattan czy psychotyczny Komediant. Mimo tych różnic, dzieła robią właściwie to samo – obalają mit superbohaterski, nakładają klosz na jego światło i tym samym oferują czytelnikowi coś więcej, niż kolejny wielki crossover czy powrót zza grobu. Uwspółcześniają i nadają realizmu archetypowi bohatera w pelerynie w nieco mniej korzystny dla niego sposób.

Klimat komiksu też nie wpisuje się w typowe nastroje superbohaterskie. Brak tu atmosfery przygody i ciągłego zagrożenia, próżno szukać też momentów chwały i skrajnej tragedii. Tutejsi herosi snują się i próbują odnaleźć swoje miejsce, wspominając niekoniecznie chwalebną przeszłość, a częściej starają się o niej zapomnieć. Tę apatię dostrzega niespodziewanie przybyła córka Czarnego Młota, która jako zawodowa reporterka robi wszystko, by odnaleźć przyczyny zaistniałej sytuacji. A w dość dziwnym, sennym miasteczku i ze znudzoną bandą superludzi u boku, nie jest to łatwe. Lucy to jednak córka samego Czarnego Młota – dziedzictwo nie pozwala jej na pogodzenie się z własnym losem i oczekiwanie w coraz bardziej napiętej atmosferze.

 Strona komiksu Czarny Młot tom 2 - Wydarzenie

Niegdyś DC i Marvel tworzyli Amalgam Comics, które scalało postaci czołowych postaci obu wydawnictw w jedno. I tak powstały hybrydy Kapitana Ameryki i Supermana czy Batmana i Wolverine’a oraz cała rzesza mniej lub bardziej kolorowych i dziwacznych person. W dobie zaciekłej konkurencji, zarówno komiksowej, jak i filmowej, dalsze losy bohaterów stoją jednak pod znakiem zapytania. Z pomocą przychodzi Czarny Młot gdzie autor tak finezyjnie, a przy tym bezczelnie, łączy motywy z uniwersów obu wydawnictw, iż lektura tego komiksu to nie tylko śledzenie faktycznej fabuły, a doszukiwanie się mnogich easter egg’ów, wśród których perełką jest niejaki Starlok, mający wiele wspólnego z kilkoma koronowanymi głowami obu superbohaterskich światów.

Rysownikiem pozostaje nadal Dean Ormston, lecz na jeden zeszyt zastępuje go współpracujący ze scenarzystą w cyklu Sherlock Frankenstein David Rubín, ilustrujący retrospektywną i sentymentalną Balladę o Talky-Walky. Pamiętacie, jak wyglądały dawne wyobrażenia odległych planet? Te z latającymi spodkami, dziwacznymi stworami i pejzażami godnymi największym mistrzów surrealizmu? Tak właśnie przedstawia się ta historia, na chwile odrywająca czytelnika od nienastrajającej zbyt optymistycznie rzeczywistości uwięzionych herosów.

Czarny Młot tom 2 – Wydarzenie to komiks świeży, trzeci tom nie został jeszcze wydany za oceanem, a co za tym idzie, przyjdzie nam nieco poczekać na rozwiązanie głównego wątku. Jest to jednak oczekiwanie słuszne i satysfakcjonujące. Tytuł ten nie miał hucznego debiutu, jego wejście przypominało wkroczenie na scenę skromnego mistrza magii, który w swoim dziwacznym przebraniu w kilka sekund oczarował widzów i odwrócił ich uwagę od krzykliwych występów wszelkiej maści innych artystów. To kameralna i psychologiczna opowieść, która słusznie ceniona jest przez krytyków, pokazująca, że format superbohaterski może być nieskończony.


Okładka komiksu Czarny młot tom 2 - Wydarzenie

Tytuł oryginalny: Black Hammer Vol 2: The Event
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Dean Ormston, David Rubín
Kolory: Dave Stewart
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2018
Liczba stron: 180
Ocena: 90/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?