Zaczyna się od fragmentów programów informacyjnych, w których reporterzy mniej lub bardziej profesjonalnie opowiadają o pewniej krwawej masakrze. Później wjeżdża klimatyczna i dopracowana graficznie czołówka pełna noży, krwi i ciał i już wiadomo, że nie będzie to poważny film. Można się było tego spodziewać po polskim tytule nawiązującym do Co robimy w ukryciu. Konwencja prześmiewczego mockumentu jest ta sama – tym razem jednak ekipa filmowa towarzyszy nie wampirom, a początkującym mordercom. Ujawnia się również główny sprawca całego zamieszania, pomysłodawca projektu, dokumentalista Norman.
Norman oraz główny bohater jego filmu, aspirujący morderca, Aiden, mają stanowić dla siebie nawzajem przełom w karierach. Dla Aidena powstający o nim film dokumentalny będzie motywacją do porzucenia pracy (przymusowego, bo dyrektor kina nie lubi, jak mu się symuluje zabijanie klientów na bramce) i zajęcia się zabijaniem na poważnie. Chce zdobyć sławę, bo wszyscy przecież znają imiona sławnych morderców, a o ofiarach nie pamięta nikt. Norman znalazł wreszcie wymarzony i unikalny temat na film i nie może się doczekać, aż ktoś dostrzeże jego talent, co oczywiście również ma go uczynić sławnym. Choć początki są różne i pierwsza próba morderstwa kończy się utratą przytomności przez Aidena, sytuacja się poprawia, gdy postanawia on wraz ze swoją dziewczyną założyć rodzinę. Oczywiście taką na wzór Charlesa Mansona. Zbiera się w niej kilkoro prawdziwych miłośników dobrego mordowania i jeden typ, który pomylił zapisy do sekty z zajęciami jogi.
Stereotypowy psychopatyczny morderca to typ z nudna pracą, miłośnik horrorów, death metalu i noży, który jest przekonany o własnym geniuszu, ma bardzo niepokojący uśmiech i zdobną tabliczkę ze zdjęciami swoich przyszłych ofiar. Taki jest główny bohater. Do tego trzeba dodać czarny humor, mnóstwo żartów z psychopatów, zabijania, okultyzmu, feminizmu, emigrantów, bogatych, sierot i seksu, dołożyć kilka schematów z horrorów, przerażające bliźniaczki, trochę krzyczenia, krwi i trupów. Voila. Powstał film Co mordercy robią w ukryciu.
Nie jest to film zbyt odkrywczy, wtórnie wykorzystuje wszystkie pomysły. Nie bardzo wychodzi mu też udawanie dokumentu. Choć bohaterowie mówią do kamery, która trzęsie się w ujęciach z ręki, mamy zbyt wiele ujęć z różnych ustawień i mnóstwo wygodnych zbliżeń, a wszystko zmontowane ze sobą jak w klasycznej fabule. Co mordercy robią w ukryciu nadrabia jednak charyzmą postaci, szybkim tempem i moim ulubionym czarnym humorem i to sprawia, że nie sposób się nudzić. Co najważniejsze – nikt nie chciał tutaj zrobić wielkiego dzieła, a po prostu przyjemną komedyjkę do obejrzenia na przykład w piątkowy wieczór.
Film można obejrzeć do 19 grudnia w ramach Splat!FilmFest na stronie internetowej festiwalu. Szukajcie w sekcji Strasznie śmieszne.