Tematyka relacji inteligentnej maszyny z człowiekiem jest stałym motywem literaturze SF, niezmiennie powracającym od wielu lat: słynne prawa Asimova, dywagacje i przemyślenia takich tuzów literatury jak Dick czy Lem i nieco mniej ambitne dzieła innych twórców, które jednak czyta i ogląda się przyjemnie. Zazwyczaj nie opowiadają one o przyjaznej kooperacji, a o międzygatunkowej rzezi, w której nie ma miejsca na kompromisy. Nie inaczej jest w pierwszym tomie komiksu Jeffa Lemire’a i Dustina Nguyena pt. Descender. Tytułu przeze mnie oczekiwanego, tym bardziej, iż premiera nieco się opóźniła, co jeszcze zwiększyło mój głód.
Ludzkość rozwinęła się i zasiedliła inne światy, lecz mimo swej potęgi i tak stanęła przed zagrożeniem mogącym obalić międzyplanetarną cywilizację. Obok wielu planet pojawiają się gargantuicznych rozmiarów roboty, nazwane potem Żniwiarzami, które, najdelikatniej ujmując, pokazały, że gatunek bezwłosych małp wcale nie jest czempionem wśród gwiazd. Ludzkość jakoś pozbierała się po kłopotach, ale w dużo gorszej sytuacji znalazły się roboty. Cały gniew i frustracja spadła na niewinne blaszaki, które stały się elementami niepożądanymi wśród ludzi. Akcja szybko przenosi nas do głównego bohatera powieści, robota posiadającego powłokę i umysł kilkuletniego chłopca imieniem Tim-21. Nie ma on pojęcia o realiach otaczającej go rzeczywistości, ale to, jakie dane są w nim zapisane, jest kluczem do zagadki kim są i skąd wzięli się Żniwiarze. Prędko więc staje się numerem jeden na listach wszelkiej maści służb i person o podłej opinii.
Maszyny Jeffa Lemire’a to pomysłowo wykreowane postaci. Nie są wygłaszającymi sentymentalne monologi androidami o ludzkiej twarzy, ani też puszkowatymi złomami rodem z lżejszych dzieł dla najmłodszych, zajadającymi śrubki i inne żelastwo. Są istotami zawierającymi w sobie pierwiastek ludzki, znacznie wyróżniający ich spośród swych brutalnych i bezwzględnych twórców, ale nie mają też szczególnych skłonności do melancholijnych monologów w strugach deszczu i dywagacji filozoficznej natury. Niektóre z nich wizualnie są dość toporne, ale pod zimną powłoką skrywają namiętności i idee godne najlepszych przedstawicieli człowieczego rodzaju.
Obok nich funkcjonują i mają dość widoczną przewagę ludzie, znacznie jednak odmienni od naszego wyobrażenia człowieka. Przykładem może być król S’Nok, monarcha niczym z prozy George’a Orwella. Knurowaty, okrutny i wykorzystujący swoją władzę aby dowiedzieć się, czym są Żniwiarze. Nieco mniej „zła” jest kapitan Telsa, kobieta świadoma zagrożenia ze strony robotów, żywiąca do nich ogromną niechęć, ale nie przejawiająca natury sadystki. Z kolei niejako doktor Quan to modelowy typ naukowca przyciągającego problemy. W dużej mierze jest on połączony z Timem-21. Tutaj widzę pewien dysonans między średnio ciekawymi postaciami z krwi i kości, a ich blaszanymi tworami, oferującymi znacznie więcej.
Tym, czego bałem się najbardziej, było to, że scenarzysta zrobi z Tima-21 stereotypowego dziecięcego bohatera w nieprzyjaznym dla niego świecie. Niewinnego, naiwnego i o dobrej duszyczce, wprost idealnego na materiał do przerobienia na żyletki. Lemire na szczęście zachował jedynie szkielet tego rodzaju postaci, ale i nie poszedł w przeciwnym kierunku, czyniąc postać zbyt dojrzałą. Dzięki temu jest on bohaterem wiarygodnym, bez naciągania w jakąkolwiek stronę.
Robot budzi ludzką fascynację i strach. Z jednej strony jest szczytowym osiągnięciem człowieczej myśli, nadającej mu niemal boski status. Z drugiej z kolei włącza się ewolucyjna czerwona lampka – a co jeśli machina się zbuntuje i zniszczy swego stwórcę, bądź co gorsza- zniewoli go i wykorzysta, tak jak on robi to z rozmaitymi zwierzakami? W Descender mamy pokaz w pełni rozognionej fobii przed blaszakami. Przypomina mi to nieco sytuacje z The Million Machine March, animacji składającej się na Animatrixa, gdzie właściwie niewinne maszyny zostały potraktowane w mało humanitarny sposób. Oczywiście Lemire i Nguyen nie pokazują aż tak dosłownego przekazu, ale scena na królewskiej arenie, gdzie blaszaki odgrywają rolę gladiatorów, perfekcyjnie oddaje nieludzką naturę ludzi.
Komiks malowany to dla mnie zawsze ogromna radość. Styl ten oferuje równie szeroką gamę artystyczną, co klasyczne, ołówkowe plansze – od hiperrealizmu Alexa Rossa, po nieco oniryczne prace Billa Sienkiewicza. Dustin Nguyen prezentuje jednak na łamach Descendera swój indywidualny styl, który zauroczył mnie od pierwszych stron. Piękna geometryczność kadrów i inżynieryjna precyzja wszelakiej maszynerii gładko przechodzi w zardzewiałą kwadraturę i turpizm kształtów i brudu. Przemyślanie narysowani są też bohaterowie- niebieskoskóra Telsa czy wyglądający jak zawiany naukowiec Quan są całkowitym przeciwieństwem wieprzkowatego monarchy. Nie inaczej jest z blaszanymi personami – Tim- 21 jest po prostu chłopcem o dość przyjaznej aparycji, z kolei jego towarzysz Wiertacz to potężne robocisko wagi ciężkiej o mało subtelnym wyglądzie. Kardynalną rolę grają tu też kolory – wyraziste, w pełni nasycone barwy przyjemnie podkreślają biele i szarości. Właściwie to one najsilniej oddziałują na nastrój komiksu i nie pozwalają na wywietrzenie go z odmętów pamięci.
Descender to niesamowicie barwne widowisko z gatunku hard SF. Lemire nadał swym syntetycznym bohaterom nader ludzką osobowość, która wpisuje się w słynne hasło z Blade Runnera, opisujące tamtejszych replikantów – bardziej ludzcy niż ludzie. Tytuły z Image coraz częściej pojawiają się na polskim rynku, za co należą się oklaski między innymi dla Mucha Comics. Takie pozycje jak ta są rozsądną alternatywą dla mnożących się serii z superbohaterami, które nie zawsze są tak dobre, jakbyśmy tego oczekiwali. Cieszy mnie też, że wydawnictwo znów uraczyło nas powiększonym formatem albumu, co w przypadku tak dobrego wizualnego dzieła jest wręcz wskazane. Wydawnictwo Mucha Comics zapowiedziało kolejny tom jeszcze w tym półroczu – dopisuję więc kolejny tytuł na liście oczekiwanych pozycji literackich.
Tytuł oryginalny: Descender Vol. 1: Tin Stars
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Dustin Nguyen
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca: Mucha Comics 2018
Liczba stron: 152
Ocena: 85/100