Andriej Zwiagincew śmiało zmierza po Oscara! Recenzja filmu Niemiłość

Paradoks – oto jak bym określił artystyczną karierę Andrieja Zwiagincewa. Urodzony w dalekim Nowosybirsku reżyser dość szybko zyskał sobie przychylność zachodniej kinematografii, jednocześnie popadając w niełaskę u krytyków rodzimych. Czy winne temu jest dość bezpośrednie ukazywanie przywar rosyjskiego społeczeństwa? Fakt, że nie skończył żadnej renomowanej szkoły filmowej, a cały warsztat zdobywał na własną rękę? A może to, iż potrafi się „odszczekać” przedstawicielom władz państwowych, gdy te chcą ukrócić jego twórcze zapędy? Nie wiem. Ale wiem za to, że każde kolejne dzieło Zwiagincewa wzbudza wokół siebie uzasadniony szum. Nie inaczej jest i z Niemiłością, która mimo marginalnego zainteresowania ze strony rosyjskiej publiczności została wyselekcjonowana do wyścigu o statuetkę Oscara. Czy jednak ma ona jakiekolwiek szanse w starciu z (na tę chwilę) murowanym zwycięzcą w postaci The Square?

niemilosc web

Jak najbardziej tak. W Niemiłości Zwiagincew zdaje się wszak nieco umniejszać znaczenie kontekstu stricte rosyjskiego na rzecz uniwersalnych wartości, co oczywiście sprzyjać mu będzie w oscarowej batalii. Niech jednak zamilkną ci, którzy w tej zmianie/ewolucji retoryki reżysera upatrują czystej zagrywki festiwalowej – Zwiagincew nadal jest bacznym obserwatorem i z precyzją chirurga plastycznego potrafi wydobyć na wierzch najobrzydliwsze przejawy ludzkiej impotencji emocjonalnej. Wobec tego też trudno byłoby znaleźć dla niego lepszy case study od rodziny, której istnienie już na starcie zostało skazane na wymarcie. W sytuacji bowiem, gdy rozwodząca się para małżonków zostaje zmuszona do odszukania zaginionego syna, klasyczny narrator zafundowałby nam zapewne odnowę łączącego ich niegdyś uczucia i wartości rodzinnych. Ale nie Zwiagincew. Rosjanin pokazuje, że problem tytułowej „niemiłości” nie rodzi się w trakcie nabywania przez człowieka kompetencji społecznych, lecz tkwi w naturze ludzkiej już od samego zarania. To właśnie ten symboliczny grzech pierworodny, za który gatunek Homo Sapiens został skazany na wieczne potępienie i cierpienie za życia zaczerpnięte wprost ze spuścizny dostojewszczyzny. Zwiagincew podejmuje się więc oceny zaistniałego stanu rzeczy, ale bynajmniej nie czyni tego za pośrednictwem nachalnej ekspozycji…

034907

Tej jakże „urokliwej” aurze rozkładu wnętrza człowieka sprzyja bowiem sama atmosfera rosyjskiego miasta, beznamiętnych blokowisk, spowitych mroźnymi objęciami zimowej depresji. Trudno o bardziej wymowną kompozycję środowiska i to w sytuacji, gdy Zwiagincew uwydatnia ją jeszcze swoimi firmowymi zagrywkami. Niezwykle cenię sobie jego charakterystyczne ujęcia „martwej” natury na wstępie filmu i w jego zakończeniu. To coś, co zaraz przywodzi mi na myśl poetycką wykładnię Tarkowskiego, który przyzwyczaił nas do opowiadania własnych dzieł za pomocą samego obrazu. Tego typu zabiegi u Zwiagincewa (w chociażby takim Lewiatanie) doskonale podkreślały natomiast pesymistyczną wymowę produkcji, tworząc coś w rodzaju kontemplacyjnego moralitetu, nastawionego na kontrowanie brutalnego realizmu świata przedstawionego. W Niemiłości jednak reżyser posunął się o krok dalej. Całkowicie bowiem ujednolicił wywód właściwy ze sferą refleksyjną filmu, dzięki czemu cała historia nabiera cech stricte analitycznych, a nie tylko naturalistycznych. To nie zwykły portret dysfunkcyjnego człowieczeństwa, ale także próba jego zgłębienia oraz zdyskredytowania. Sama kompozycja tych ujęć, szczególnie w finalnym etapie poszukiwań małego Aloszy, do złudzenia przypomina natomiast słynnego Stalkera i to nie tylko w skali macro (wytwór człowieka obrócony w pył przez naturę), lecz również w skali micro (zewsząd ociekająca i kapiąca woda).

Na szczególną uwagę zasługuje ponadto suspens, jakim reżyser posługuje się już chyba z biegłością samego Hitchcocka. Często stawia on nas wszak w sytuacjach podbramkowych, przełomowych, których rozwiązanie oraz wizualizację jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, ale wciąż czekamy na ostatnie słowo operatora. I to rzecz jasna w końcu następuje, lecz na pewno nie przybiera takiej formy, jakiej mogliśmy się spodziewać. Jest ono bowiem niezwykle zdawkowe, tak jakby Zwiagincew nie chciał odciągać naszej uwagi od właściwej treści filmu losowym, krwawym kadrem. Co jednak najważniejsze nie traci on przy tym ani trochę z dynamiki i strukturalnego uzasadnienia fabularnego przebiegu zdarzeń. Zresztą chyba nawet sam reżyser wie, że gdyby do tego kotła realnej nienawiści dodał jeszcze choć szczyptę równie odpychającej ekspozycji, to mogłoby się to obrócić przeciwko niemu…

neiemem

To wszystko składa się znowuż na wizerunek najdojrzalszego i najbardziej dopracowanego dzieła Zwiagincewa. Nie mnie oceniać, czy wyżej wymienione przymioty zapewnią mu uznanie na amerykańskiej ziemi, ale ze swojej strony powiem jedno – Niemiłość już jest filmem wygranym. Filmem, który wryje się w serca, dusze i pamięć widzów na długie godziny po seansie, a kto wie, czy nie nawet na dni, tygodnie, miesiące…

Ilustracja wprowadzenia: kadr z filmu

Redaktor

Najbardziej tajemniczy członek redakcji. Nikt nie wie, w jaki sposób dorwał status redaktora współprowadzącego dział publicystyki i prawej ręki rednacza. Ciągle poszukuje granic formy. Święta czwórca: Dziga Wiertow, Fritz Lang, Luis Bunuel i Stanley Kubrick.

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?