Richard Williams w ciągu dnia, gdy córki są w szkole, jeździ po klubach i spotyka się z trenerami, próbując ich namówić na współpracę z Venus i Sereną. Przychylności żadnej, więc spotkań jest wiele, tak samo jak wiele jest porzuconych tu i tam piłek tenisowych, które lądują w torbie Richarda. W końcu trzeba mieć czym trenować popołudniami i wieczorami na osiedlowych kortach. Po dniu pełnym spotkań i treningów, gdy rodzina kładzie się spać, Richard wychodzi do pracy. Siedząc w kanciapie ochroniarza, odhacza kolejne punkty planu. Planu liczącego 85 stron i zawierającego przepis na sukces Venus i Sereny. Planu, który powstał, zanim dziewczynki przyszły na świat, ponieważ Richard Williams, sam wychowany w biedzie w niebezpiecznej dzielnicy Los Angeles, na każdym kroku spotykający się z dyskryminacją ze względu na kolor skóry, chciał zapewnić swoim córkom lepszy start, a sobie lepszą przyszłość.
King Richard to motywacyjny film sportowy o klasycznej strukturze, mamy więc rywalizację, towarzyszące jej napięcie, treningi, przygotowania, wzloty, upadki, zwątpienie, przełamywanie swoich barier i determinację. Również jak w każdym dobrym filmie sportowym nie musimy nic wiedzieć o tenisie, żeby się emocjonalnie zaangażować w historię. Czas akcji to okres, kiedy Venus Williams zaczyna zawodową karierę, a Serena wciąż czeka na swoją kolej. Jednak pomimo że jest to film sportowy z klasycznymi elementami, nie skupia się na samym sporcie i zawodniczkach. W centrum znajduje się niejednoznaczna postać Richarda Williamsa. To jest z jednej strony człowiek sprytny, planujący na długo do przodu i ciężko pracujący, by zapewnić byt rodzinie. Z drugiej w kontaktach z ludźmi zachowuje się prostacko i obraża każdego, kogo spotka. Jest kochającym ojcem, zależy mu na jak najlepszej przyszłości dla córek, wychowuje je w poczuciu docenienia i buduje w nich ogromną pewność siebie. Jednak jest też surowy, nadmiernie kontrolujący i nie uznaje innego zdania niż swoje własne. Nie można mu jednak odmówić ogromnej determinacji. Film Reinaldo Marcusa Greena będąc klasyczną opowieścią motywacyjną, nie unika pokazywania różnych oblicz Richarda Williamsa, ale zdecydowanie szala oceny tego bohatera przechyla się na stronę pozytywną. Nie mamy prawie żadnej sceny buntu ze strony córek, a mam poczucie, że ich relacja z takim ojcem mogłaby być też co najmniej trudna do zdefiniowania. Siłą przeciwną, głosem rozsądku i – gdy trzeba – hamulcem dla zapędów Richarda, jest tutaj jego żona, Oracene „Brandy” Williams. Stoi murem za rodziną, a także często staje po stronie córek przeciwko mężowi. To są dwie postaci równocześnie dopełniające się i ścierające na ekranie.
Will Smith wcielający się w Richarda Williamsa gra najlepszą rolę od lat. Świetnie przedstawia niejednoznaczność tej postaci, nadaje jej wiarygodności, a cały film zdecydowanie należy do niego. Fantastyczne są również młode aktorki w rolach Venus i Sereny, Saniyya Sidney i Demi Singleton, które sprawiają, że choć wiemy, jak potoczyła się kariera najbardziej znanych tenisistek na świecie, w napięciu i z ogromnym zainteresowaniem oglądamy ich kolejne zmagania. W mniejszej roli, ale również wspaniała jest Aunjanue Ellis, grająca matkę dziewcząt. Jej charyzma i siła biją z ekranu.
King Richard to film sportowy, który wspiera pozytywną motywację. Kiedy jej przeciwniczki mówią same sobie, jak bardzo są beznadziejne, bo popełniły błąd, najpewniej powtarzając słowa swoich rodziców, Venus Williams wie, że wygrana nie jest najważniejsza i zna swoją wartość, której jej ojciec nie pozwala nikomu podkopać. To jest również film, który dobitnie udowadnia, że to, gdzie i jako kto się rodzisz, ma ogromne znaczenie. Można mówić, że ciężką pracą każdy jest w stanie wszystko osiągnąć, ale nie każdy steruje z tej samej pozycji. Nierówności społeczne istnieją i niektórzy muszą włożyć nieporównywalnie więcej wysiłku, żeby coś osiągnąć.
King Richard mógłby być krótszy i trochę mniej przychylny w kierunku głównej postaci, ale to wciąż bardzo dobry dramat sportowy, który opowiada zdecydowanie więcej niż o samym sporcie i zawodnikach. To opowieść o nierówności i ogromnej determinacji, którą trzeba w sobie mieć, żeby przełamać pewne schematy. Nie wiem, czy planowanie innym życia jest dobrym sposobem na osiągnięcie celu i raczej nie polecam robić tego w domu, ale Richard Williams pewnie by się ze mną nie zgodził.