Sędzia Dredd: Tytan – recenzja komiksu

Największy księżyc Saturna, Tytan, to obiekt interesujący nawet bez przystrajania go w wyobraźni autorów SF różnymi wizjami, jak chociażby ta związana z Thanosem. W przypadku uniwersum Dredda nie mógł być on niczym innym, jak kosmiczną kolonią karną dla byłych sędziów. Kolonią, która w każdej chwili może się zbuntować, wszak jej rezydentami są ci, którzy niegdyś trudnili się pracą w służbach porządkowych. Do ugaszenia takowych rewolt mógł zostać wysłany wyłącznie ktoś taki jak Dredd. Jednak czy na pewno niezniszczalny postrach przestępców z Mega-City One da sobie radę poza swoim terytorium?

Strona komiksu Sędzia Dredd: Tytan

Tytan dzieli się na dwie części. Pierwsza to wydarzenia związane z buntem więźniów pod przywództwem niejakiej Nixon. Druga z kolei wiąże się z konsekwencjami owej rebelii i zdarzeniami na innym naturalnym satelicie Saturna – Enceladusie. Lodowy księżyc w pierwszej połowie komiksu nie wydaje się istotnym elementem, szczególnie, że jest miejscem dawnej kolonii karnej, co jeszcze pogłębia wrażenie jego nieprzydatności. Obiekt ten to jednak szara eminencja, która nie wychyla się do przodu, a mimo to czyni swoje z ogromną skutecznością.

Dredd sprawia wrażenie postaci, której niewiele jest w stanie w jakikolwiek sposób zaszkodzić, a owo „niewiele” mieści się w kategoriach istot pokroju Sędziego Śmierci. Wydarzenia na Tytanie jednak solidnie odbijają się na kondycji najtwardszego bohatera Mega-City One. Odważyłbym się nawet stwierdzić, że doznaje on czegoś w rodzaju stresu pourazowego, ale łagodne i psychologicznie delikatne brzmienie tego zjawiska jakoś koliduje z uosobieniem prawa. Stan ten nie przeszkadza mu na tyle, by zaczął zaniedbywać służbę, ale jasno widać, iż nie jest on już niewzruszonym monolitem, za jakiego wielu go uważa. Williams w ciekawy sposób kończy wątek związany z zachowaniem bohatera. Sprawiedliwość nie triumfuje i nie lśni w blasku słońca, a bardziej pokazuje znów swe stalowe, ubrane w sędziowski mundur oblicze. Jest to też powrót Dredda do jego najszerzej znanego oblicza, choć po całym szaleństwie związanym z Tytanem i Enceladusem można patrzeć na niego nieco inaczej.

Czytając ten tom zastanawiałem się dlaczego właściwie byli sędziowie są wysyłani w kosmos do specjalnego obozu odosobnienia? Odpowiedź nadeszła szybko i obnażyła hipokryzję całego systemu sędziowskiego, ale nie wybielając rebeliantów, którzy tworząc owe struktury sami kierowali się zasadami tych, którymi dotąd gardzili. Jawi się to szczególnie przy okazji próby paktowania z różnorakimi, niejednokrotnie potwornymi siłami. Tu wspomnieć należy o Nixon – kobiecie z żelaza, która swoim hartem ducha i poświęceniem dla swych ludzi dorównuje największym walkiriom pokroju Lady Godivy czy Joanny D’arc. Dla rozluźnienia klimatu – jest też Brudny Frank. Człowiek wymykający się schematom i przy całej swej żulerskiej otoczce, niezwykle waleczny i sarkastycznie błyskotliwy.

Strona komiksu Sędzia Dredd: Tytan

Cykl Sędziego Dredda osadzony jest w futurystycznej rzeczywistości, normą więc są wielopoziomowe drapacze chmur czy wszelakie cyberpunkowe naleciałości. Tytan wykracza fabułą poza Mega-City One i przenosi bohatera w przestrzeń kosmiczną. Pozaziemskie wojaże Dredda są jednak takie same, jak jego codzienna służba – brutalne, brudne i chłodne. Henry Flint niezwykle szczegółowo oddał realia odsiadki na Tytanie i kwestii z nią związanych, ale także szczegółowość wszelkiego kosmicznego sprzętu – od okrętów i budynków, aż po skafandry i wygląd postaci, który nie jest nawet echem sędziowskiego majestatu. Flint wie też jak kadrować, aby uzyskać naprawdę dynamiczne i wciągające efekty, a nawet mniejsze jego rysunki łatwo zapadają w pamięć, że nie wspomnę o planszach na całą stronę. No i mamy tu niezapomniany widok Dredda w roli kawalerzysty…

Studio Lain zapowiedziało na bieżący rok kilka zacnych tytułów związanych bezpośrednio i pośrednio z Dreddem, między innymi pozycje związane z Mrocznymi Sędziami i sędzią Anderson. Osładza to brak periodycznej kolekcji poświęconej temu bohaterowi w stylu WKKM, ale i daje większą radość, niż w przypadku takowej. Brak znienawidzonej przez wielu panoramy na grzbietach, okładki niepodlegające żadnej obróbce dostosowującej je do zintegrowanego cyklu i solidny format to coś, za co należą się dodatkowe ukłony, zarówno Studiu Lain, jak i Wydawnictwu Ongrys. A skoro mowa o okładkach – wydawca powyższego tomu pozwolił sobie nawet na wydanie Tytana w dwóch wersjach. Niezdecydowanych polecam kupić obie!


Okładka komiksu Sędzia Dredd: Tytan

Tytuł oryginalny: Judge Dredd: Titan
Scenariusz: Rob Williams
Rysunki: Henry Flint
Tłumaczenie: Jakub Górecki, Sylwia Jamorska
Wydawca: Studio Lain 2018
Liczba stron: 164
Ocena: 90/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?