Blacksad tom 2: Arktyczni – recenzja komiksu

Rasizm to problem społeczny, który na stałe wpisał się w debatę publiczną i stał się zjawiskiem oddziałującym na wszystkie aspekty życia. Dość istotną rolę w jego negowaniu ma sztuka, w tym rzecz jasna komiks. Legendarny Maus Arta Spiegelmana, gdzie ostracyzm przekroczył wszelkie granice, czy motyw z Johnem Henry’m w Nowej granicy, to jedne z najlepszych przykładów ukazania tego problemu. Obok tych pozycji umieścić należy również drugi tom Blacksada, w którym tytułowy detektyw mierzy się z czymś znacznie więcej, niż tylko kolejną zagadką.

Strona komiksu Blacksad tom 2: Arktyczni

Tytułowi Arktyczni to organizacja zrzeszająca krewkich małojców o śnieżnym kolorze futra. I podobnie jak miało to miejsce w naszym świecie, przez ów jaśniejszy odcień jej członkowie przekonani są o swojej wyższości. Grupa ta przypomina Ku Klux Klan, choć przemówienia jej członków nie powstydziliby się Adolf i Benito. Jak każda skrajność, cieszą się oni pewną dawką popularności, a w ich strukturach kryją się osobnicy znacznie sprytniejsi, niż tylko zapaleni ideami fanatycy. Jednak żeby nie było jedynie o złych i białych, wspomnieć trzeba o złych i czarnych, gdyż bojówki bliskie skrajnym organizacjom afroamerykańskim z lat 60 i 70 również pojawiają się na kartach komiksu i bliżej im do wczesnych poglądów Malcolma X, niż do kompromisowych idei Martina Luthera Kinga.

John Blacksad to ciekawa persona, ale warto spojrzeć też na inne postaci. Nie sposób pominąć dżentelmena imieniem Weekly. Reporter, którego geneza imienia wcale nie nawiązuje do wykonywanego zawodu, to w dużej mierze przeciwieństwo tytułowego bohatera. Higiena jest dla niego bowiem czymś niepojętym, a jakiekolwiek ustatkowanie się, czy choćby powierzchowne ułożenie swego życia, jest dla niego czymś jeszcze bardziej odstręczającym niż mydło i woda. I dla równowagi – niejaki Kradup, wpływowy szef policji, ukazany jako majestatyczny niedźwiedź polarny, który oprócz swej pracy pełni jeszcze istotną rolę w swej parafii i lokalnej społeczności. Pozornie nieskazitelny obywatel, wzór dla wielu mniej moralnych – jak chociażby wspomniany Weekly. Tak się jednak składa, że ma on sporo do ukrycia i są to grzechy naprawdę ciężkiego kalibru, mogące wystrzelić w każdej w chwili w jego stronę. Pesymizmem może nastroić los Cottena, niewidomego weterana lotnictwa, który na swoje nieszczęście jest ciemniejszej barwy, co w oczywisty sposób wystawia go na szykany Arktycznych.

Strona komiksu Blacksad tom 2: Arktyczni

Blacksad początkowo wydawał mi się kryminałem. Z biegiem czasu i zagłębianiem się w kolejne tomy stwierdziłem, że znacznie bliżej mu do dramatu społecznego. Detektywistyczna stylistyka jest tylko oprawą do poruszenia znacznie poważniejszych kwestii. Canales wplata między główny wątek pomniejsze dramaty, prawdziwie dojrzałe i wznoszące ten komiks do statusu prawdziwego klejnotu w swoim medium. Autor piętnuje też dwulicowość elit – ze szczególnym wskazaniem na te, które pozując na świętoszków wypominających niedoskonałości ludzkiej natury, sami toną w swych brudach.

Symbole skrajnych organizacji, takich jak KKK, są wyraziste, ostre i stosunkowo łatwe w nakreśleniu dowolną chałupniczą metodą. Tak jest i z symbolem Arktycznych, gdzie niewinna śnieżynka budzi niepokój równie duży, co okryte złą sławą znaki faszystowskie. Właściwie to cała oprawa i image niezbyt wesołej białej gromadki to idealne zobrazowanie stylistyki grup tego typu. Wymuskani, zdyscyplinowani i epatujący brutalną wyższością, co stoi w opozycji do wizji czarnych bojówek, gdzie ich przedstawiciele kojarzą się raczej z ulicznym proletariatem, dość wyraźnie upominającym się o należne im prawa. Juanjo Guarnido jest po prostu mistrzem w tym, co robi. Nie pozwala sobie nawet na najmniejsze niedociągnięcia i ułatwienia. W Arktycznych, oprócz genialnego zobrazowanie problematyki głównego wątku, znów otrzymujemy to, co najlepsze w jego pracach – szczegółowe tła, pomysłowo zaprojektowane i dopasowane do swych ról postacie i niepowtarzalny klimat, przypominający nastrój filmów z Bogartem.

Strona komiksu Blacksad tom 2: Arktyczni

Nie jestem zwolennikiem politycznej poprawności i przez to zdaję sobie sprawę, że rasizm może stać się etykietką, która może być przylepiona każdemu, kto w jakiś sposób wyraził niezadowolenie z działań przedstawicieli różnych mniejszości. Czytając Arktycznych, nie poczułem jednak zażenowania, że oto po raz kolejny ukazuje się jedynie liberalny sposób postrzegania kwestii nienawiści rasowej. Autorzy pokazują problematykę rasizmu ze znacznie szerszej perspektywy, nie pomijając przy tym dramatów osobistych. Właściwie to właśnie one tworzą głębię, ratując komiks od losu banalnego moralitetu. Postaci takie jak pewna ciemnoskóra dama czy wspomniany Cotten to ofiary nie tylko podłych ideologii, ale i zwykłej podłości. Drugi tom serii Blacksad jest ostatecznym argumentem dla tych, którzy nadal uparcie kręcą nosem nad serią hiszpańskich artystów. Gorąco zachęcam do lektury i włączenia jazzowych standardów Coltrane’a czy Mingusa w tle.


 

Okładka komiksu Blacksad tom 2: Arktyczni

Tytuł oryginalny: Arctic-Nation

Scenariusz: Juan Diaz Canales

Rysunki: Juanjo Guarnido

Tłumaczenie: Joanna Jabłońska

Wydawca: Egmont 2017

Liczba stron: 56

Ocena: 90/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?