Książki popularnonaukowe to temat trudny, jeśli zestawimy je z powieściami graficznymi DC czy Marvela lub też rozchwytywanymi powieściami o tematyce fabularnej. Głównie dlatego, że niełatwo napisać książkę popularnonaukową, która będzie przystępna dla każdego – zarówno dla typowego Seby z osiedla jak i dla uniwersyteckiego profesora. Połączenie tych grup społecznych w jedną grupę odbiorców jest nie lada wyczynem. Ale sztuka ta udała się autorowi nazwiskiem Peter Wohlleben.
Zobacz również: Marta Krajewska – Wilcza Dolina. Zaszyj oczy wilkom – recenzja książki
Peter Wohlleben to urodzony w niemieckim Bonn leśnik. Pracuje w wyuczonym zawodzie od ponad dwudziestu lat. Zrezygnował on z urzędniczej, dobrze płatnej i wygodnej posady na rzecz pracy w terenie jako strażnik leśny, gdyż – co niejednokrotnie dostrzegamy w tej książce – nie obojętne jest mu życie lasu i właśnie to stanowisko czyni go szczęśliwym. Już w samej przedmowie zauważamy, że Wohlleben jest typem „bohatera”, który przeszedł wewnętrzną przemianę, swoiste katharsis, dokonał rewizji swoich poglądów.
Gdy rozpoczynałem zawodową karierę leśnika, tyle wiedziałem o sekretnym życiu drzew, ile rzeźnik o uczuciach zwierząt.
Moim zdaniem zmiana ta czyni z autora i z jego publikacji coś o bardzo wiarygodnym wymiarze. Niedługo później pisarz zaznacza, że pod wpływem osób z którymi rozmawiał i zdarzeń, które obserwował, jego dziecięca fascynacja i miłość do natury wybuchła z nową siłą.
Czytając książkę na początku możemy odnieść wrażenie, że fascynacja pisarza zakrawa o dendrofilię (sic!), a jeśli nie, to mówienie o uczuciach, miłości i przyjaźniach drzew jest przynajmniej nieco niepokojącą, przerysowaną personifikacją. Do czasu. Autor w kolejnych rozdziałach unosi kolejne całuny pod którymi skrywały się – dotąd nieprzeniknione dla przeciętnego zjadacza chleba – tajemnice leśnego ekosystemu. I to sprawia, że nasz dystans do jego fascynacji lasem stopniowo zanika. Zaczynamy wkrótce patrzeć jego oczyma, a czyż nie o to chodzi w dobrej książce – o spojrzenie oczami autora, o „transfer myśli”, o zapisanie ich na kartce, aby ktoś mógł odtworzyć nie tylko słowa jako takie, ale i myśli a nawet odczucia?
Zobacz również: Atlas tolkienowski w księgarniach!
Mocną stroną książki jest podejście autora do tematu. Na próżno tam szukać sformułowań w rodzaju „Drzewka są dobre, bo tak i już.”. Koniec. Kropka. Deus ex machina. Nic z tych rzeczy. Wohlleben przedstawia zwykłe zdarzenie, jak podróż po lesie i napotkanie wielkiej, zmurszałej skały. Opowiada, jak uniósł z ciekawości warstwę mchu, a pod nią były szczątki drzewa, układające się w wielki okrąg, gdzieniegdzie zauważalne były zielone tkanki. Wtedy autor przedstawia nam ścieżkę dedukcji, zrozumiałą nawet dla kogoś, kto z botaniką ma tyle wspólnego co Janusz Panasewicz z abstynencją – zielone to chlorofil, chlorofil to życie, a więc coś utrzymuje ten wielki pniak przy życiu. Jak się okazuje – jego młodsi kuzyni, za sprawą sieci korzeni i mikoryzy. I wtedy otrzymujemy naukowe wytłumaczenie tej zależności – to że utrzymywanie pniaka przy życiu ma swój cel, że jest odżywiany przez korzenie kuzynów, które doskonale odróżniają korzenie własne od cudzych własnego gatunku oraz obcych gatunków. To właśnie czyni tę książkę bardzo wciągającą publikacją popularnonaukową – autor zafundował nam podróż po własnych doświadczeniach, zwieńczoną zrozumiałym wytłumaczeniem naukowym, ale też nie przesadnie lakonicznym.
Ta książka naprawdę skłania do rewizji poglądów. O życiu, a nawet o naszej mentalności. W rozdziale Bioroboty? autor spostrzega, że mimo świadomości, iż drzewa to organizmy żywe (co wiedzą już nawet małe dzieci) to my, ludzie, i tak na co dzień traktujemy je bardziej jako rzeczy. Są grupy ekologicznych „mędrców z kosmosu” postulujących za zamykaniem ubojni i oznajmiających, że bycie nie-wegetarianinem to okrucieństwo (znam takich z autopsji), a mało jest grup optujących za ręczną wycinką wyznaczonych drzew, bo buldożery sprawiają, że leśna biocenoza – w dużej mierze drzewa – też cierpi. Owszem, cierpi, co sugerowałoby odczuwanie bodźców i przetwarzanie ich w pewnym stopniu. To pokazuje, jakie powierzchowne kryteria sobie stworzyliśmy do podziału istot żywych, z którymi dzielimy świat. Czyż nie skłania to do zastanowienia się kim my, ludzie, jesteśmy? Warto wspomnieć, że to krótki wycinek z książki. Całość bogata jest w mnogość zagadnień skłaniających do podobnych przemyśleń.
Sekretne życie drzew Petera Wohllebena to książka poprawna, a do tego w pewien sposób natchniona, bo sama „poprawność” nie wystarczy by zafascynować. To właśnie owo „natchnienie” sprawia, że dostrzegamy błyskotliwość autora, zostajemy popchnięci ku przemyśleniom, nasz tok myśli jak gdyby dostrajał się do tego, co przekazuje nam autor. To wartościowa książka, która mówiąc nam o zależnościach między wielkimi roślinami, opowiada nam o ludziach i o tym jacy jesteśmy. I może też o tym, jacy być powinniśmy.
Autor: Peter Wohlleben
Tytuł: Sekretne życie drzew
Liczba stron: 240
Wydawca: Wydawnictwo Otwarte
Ocena: 80/100
Ilustracja i pełnego tekstu: madreksiazki.org, Karol Chrobak