Ta fabuła brzmi jak coś, co dobrze znamy. Zamieńmy świnię na psa i jak nic patrzymy na opis Johna Wicka. Jest też więcej elementów wspólnych. Zarówno John, jak i Rob działali w specyficznej branży, która rządzi się swoimi prawami i skrywa mroczne tajemnice. Nazwisko każdego z nich jest dobrze znane w świecie, w niektórych wzbudza podziw, w niektórych strach, a ci, którzy je lekceważą, muszą zapłacić wysoką cenę. Tylko że Rob nie jest byłym płatnym mordercą, a byłym szefem kuchni. Tam, gdzie film Davida Leitcha i Chada Stahelskiego kończyłby się strzelaniną lub inną fantazyjną sceną mordu, Michael Sarnoski rozgrywa kontemplację życia przy wykwitnie podanym posiłku. Świnia nie jest filmem sensacyjnym, nie jest też próbą wyśmiania Johna Wicka. To poważny dramat o samotności i odcięciu od świata po stracie ukochanej osoby.
Problem pojawia się, gdy chce się nakręcić poważny dramat, a używa się zabiegów fabularnych służących pastiszowi. Trudno opowiedzieć smutną historię o głębokiej samotności i przeżywaniu żałoby, kiedy widownia ryczy ze śmiechu. Z jednej strony Świnia składa się z niespiesznej narracji, długich ujęć ukazujących piękno natury i klimatycznej muzyki, a każdy z aktorów gra najpoważniej jak potrafi. Z drugiej strony mamy absurdalne śledztwo prowadzone przez głównego bohatera, w którego wcielił się Nicolas Cage znany z tego, że jego powaga niezwykle bawi. Trzeba jednak przyznać, że tutaj aktor nie szarżuje, obywa się bez krzyków i wytrzeszczania oczu. Rob w wykonaniu Cage’a jest małomówny, skupiony na celu i niemalże bezemocjonalny, dopóki nie zwali się na niego tragedia całej sytuacji. Dobranie takiego, a nie innego aktora do głównej roli podpowiada mi, że Michael Sarnoski wiedział, co robi przy tworzeniu Świni, choć jest to jego pełnometrażowy debiut.
W poznawaniu po kawałku podziemia gastronomicznego miasta Portland pomaga nam postać Amira – w tej roli świetny Alex Wolff. Chłopak chce uniezależnić się od ojca i zaistnieć w branży truflowej. Nie mógł trafić na lepszego dostawcę, niż Rob. Opowieść o tworzącej się między nimi nici porozumienia jest równie kluczowa jak historia poszukiwania świni. Są od siebie kompletnie różni – dążący do komfortu i elegancji młody, ambitny chłopak z miasta oraz zarośnięty pustelnik z lasu, któremu chciałoby się przez cały film powiedzieć, żeby chociaż poszedł zmyć krew z twarzy. Połączy ich poczucie samotności i straty. Nicolas Cage i Alex Wolf tworzą świetny duet na ekranie.
Świnia to poważny dramat, który trochę nadużywa pastiszowej konwencji. Trzeba jednak przyznać, że składa się ze starannie dobranych elementów – długich ujęć jesiennego lasu, świetnej, klimatycznej muzyki, powściągliwego Nicolasa Cage’a i momentami absurdalnej fabuły. Mogłabym napisać, że jest jak wykwintne danie, którego smak docenią tylko koneserzy, ale prawda jest taka, że sama koneserką się nie czuję. Co najwyżej mogę stwierdzić, że taka konwencja mi odpowiada, choć mam uwagi. Mogłabym również napisać, że na seansie bawiłam się jak świnia, jednak to by była chyba przesada.
Ja film obejrzałam w kinie podczas American Film Festival 2021, ale jest już od dawna dostępny w serwisach VOD, a od 1 grudnia również w ramach edycji online festiwalu.