Piekielny Chłopiec już za szczeniaka brał udział w przygodach, które narażały jego żywot na szwank. Nic dziwnego, że kilka lat później, gdy nieco powiększył swą masę, stał się czołowym agentem terenowym Biura. Hellboy i jego kompani odwiedzają między innymi senne, nieco idylliczne amerykańskie miasteczko, wioskę w Ameryce Południowej nawiedzaną przez bestię i Wielką Brytanię, gdzie, jak przystało na Albion, magiczne siły są silne. Wszystko zamknięte jest w klimatach kina nowej przygody, a Żaby, Ogdru Hem i inne plugastwa są tu jeszcze odległą przyszłością. Co nie oznacza, że wieje nudą.
Hellboy i B.B.P.O. ma w sobie coś, czego brakowało w pozostałych seriach Mignolawersum. To tytuł bardziej przygodowy, lżejszy, nad którym nie wiszą czarne chmury potencjalnej apokalipsy. Niesie to ze sobą nie tylko pozytywne konsekwencje, bo w świecie Hellboya akcja bywała niekiedy pretekstem do opowiedzenia głębszych historii. Można zrzucić to na karb debiutu nowych bohaterów, jak agentka Xiang. Aczkolwiek wszystkie historie są napisane na pewnym poziomie i trudno zarzucić tu Mignoli odcinanie kuponów.
Format ten zmienia też pewne kwestie w sprawach antagonistów. Powraca Herman von Klempt, czy raczej po raz pierwszy ściera się z Hellboyem. Naziści reprezentowani są nie tylko przez ten gadający czerep, a również pewnego megalomana i jego latające spodki. Że nie wspomnę o osobniku pragnącym zagarnąć moc chińskiego artefaktu. Gdzieś tam pojawia się demon pod postacią kilkulatki, wtedy jeszcze pałający sympatią do profesora Brutteholma, w czasach, zanim dostał/a się pod „opiekę” dyrektora Niczajki. Poruszony zostaje przy tej okazji wątek Zimnej Wojny, podobnie jak i innych problemów tamtej epoki, choć chciałoby się tego więcej.
Hellboy i B.B.P.O. 1953-1954 to album, w którym nie zobaczycie ilustracji Mignoli, wyłączając może tradycyjnie okładki. Ci, którzy śledzili B.B.P.O. są jednak przyzwyczajeni, że to uniwersum jest kreowane przez wielu autorów. Pojawiają się artyści jak Alex Maleev czy Michael Walsch. Album ten różni się od tego, co u nas dotąd wydano i pod względem rysunków najbliżej mu do B.B.P.O.: 1946-1948, czyli również komiksu osadzonego w okresie stosunkowo spokojnym, gdzie nadnaturalne bestie były incydentami, a nie normą na skalę globalną. Stąd mniej mroku i więcej przygodowego klimatu, pasującego do pejzaży pokroju typowego amerykańskiego przedmieścia lat 50.
Choć koncert dobiegł końca, pieśń nadal trwa. Mike Mignola może jeszcze wielokrotnie powrócić do postaci Hellboya i jego kompanów. Bez uciekania się w naciągane zmartwychwstania postaci, a podróżując po różnych erach działań B.B.P.O. ma szansę dać czytelnikowi sporo solidnych historii. Co zresztą ma miejsce, czego dowodem jest niedawno wydana opowieść Hellboy: The Bones of Giants. Mignolawersum to odskocznia od superbohaterów, posiadająca pewne cechy tego gatunku, ale krocząca własną ścieżką. Styczeń przyniesie natomiast kolejny tom Abe’a Sapiena, uzupełniający pewne wątki tego świata.
Tytuł oryginalny: Hellboy and the B.B.R.D.: 1952-1954
Scenariusz: Mike Mignola, Scott Allie, Chris Robertson
Rysunki: Richard Corben, Alex Maleev, Michael Walsh, Brian Churilla, Stephen Green, Paolo Rivera, Patric Reynolds, Ben Stenbeck
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 444
Ocena: 80/100