Jeśli tytuł Batman Noir – Gotham w świetle lamp gazowych wydaje Wam się znajomy, to tak własne powinno być. Ten sam rzeczony Egmont opublikował tytułową historię w kolorze jeszcze w 2004 roku, a było to w tych mrocznych niczym samo Gotham czasach, kiedy nawet tak duży wydawca twierdził, że polski rynek ma potencjał na wydawanie może jednego komiksu z Mrocznym Rycerzem na kilka czy kilkanaście miesięcy. O kilku albumach każdego miesiąca nikt nie śmiał wtedy nawet marzyć.
Batman Noir – Gotham w świetle lamp gazowych to tak naprawdę dwie historie. Pierwsza jest czarno-białym wznowieniem wspomnianego komiksu wydanego w 2004 roku, osadzonego w epoce wiktoriańskiej. Batman funkcjonuje tu u schyłku XIX wieku, a na drodze bohatera staje legenda tamtych czasów – brutalny zabójca znany jako Kuba Rozpruwacz. Opowieść Briana Augustyna, narysowana przez Mike’a Mignolę i wydana oryginalnie w 1989 roku, to typowa historia kryminalna, która prezentuje się okazale nawet pozbawiona kolorów nałożonych przez Davida Hornunga.
Gotham w świetle lamp gazowych to ciekawa wariacja. Bruce Wayne czerpie tu nauki do samego Freuda, a scena zabójstwa jego rodziców, która stała się przecież genezą Człowieka-Nietoperza, nie straciła nic ze swojej mocy nawet osadzona w XIX wieku. Trzeba jednak zaznaczyć, że licząca zaledwie kilkadziesiąt stron opowieść nie należy do rozbudowanych i specjalnie zaskakujących, ale ma niezaprzeczalną wartość historyczną. To pierwszy oficjalny elseworld, czyli historia osadzona poza głównym kontinuum czasowym, w którym funkcjonują postacie DC Comics.
„No dobrze, ale po co mam kupić ten komiks, skoro już go mam?” – możecie zapytać. Będzie to jednak prawda tylko w połowie, ponieważ Batman Noir – Gotham w świetle lamp gazowych zawiera także drugą historię zatytułowaną Pan przyszłości, stanowiącą dziejący się 18 miesięcy później sequel tytułowej opowieści opublikowany pierwotnie w 1991 roku, a nigdy wcześniej nie wydanej w Polsce. Kompleciści komiksów superbohaterskich powinni więc sięgnąć po ten album, żeby być świadkami pojedynku wiktoriańskiego Gacka z szaleńcem, który bardzo nie chce aby Gotham weszło w XX wiek. Nawet kosztem ludzkiego życia i szeroko zakrojonego zniszczenia elit.
Pana przyszłości czyta się trochę jak naprawdę stare komiksy z Batmanem, te, które dość rzadko goszczą na naszym rynku. Antagonista jest tutaj przerysowany niczym „bondowski” łotr snujący plany zniszczenia, a pojedynek z nim ma oldschoolowy posmak. Płonący sterowiec, steampunkowa stylistyka, do tego jeszcze słownictwo stylizowane na epokę, w której toczy się akcja – to wszystko ma swój niepodważalny urok.
Kocham Mike’a Mignolę za Hellboya i kilka innych komiksów, ale to rysunki Eduardo Barreto (pamiętacie kultową Video-przemoc z 1991 roku?) znakomicie wyglądają w czerni i bieli i mocno powiększonym formacie Batman Noir. Jego Pan przyszłości ma bardziej realistyczną kreskę, a sceny akcji prezentują się wręcz fenomenalnie.
Egmont musi być zadowolony z wyników sprzedaży swoich limitowanych komiksów i nie dziwi mnie to zupełnie. Fani Batmana na pewno z przyjemnością postawią na odpowiednio pojemnych półkach (przypomnijmy, że komiksy z serii mają format 225×344 mm) kolejny pięknie wydany komiks, którego cena nie należy może do najniższych, ale jakość wydania i szansa, że w przyszłości pojawią się kolejne wydane w podobny sposób tomy powinny osłodzić ten cios dla portfela.
Tytuł oryginalny: Batman Noir: Gotham by Gaslight – An Alternate History of the Batman & Batman: Master of the Future
Scenariusz: Brian Augustyn
Rysunki: Mike Mignola, Eduardo Barreto
Tłumaczenie: Miłosz Brzeziński, Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 120
Ocena: 75/100