Jest początek lat 90. Nastoletni Tomek mieszka tylko z matką, bo jego ojciec wyjechał do Stanów zarabiać pieniądze. Czas wypełniają mu szkoła, włóczenie się po osiedlu z kolegami z klasy, układanie klocków LEGO i marzenia o dołączeniu do taty za granicą. Niespodziewanie Alek wraca z emigracji, przywożąc ze sobą prezenty oraz pieniądze na nowy telewizor i odtwarzacz VHS. Rodzina jest znowu w komplecie, a jej życie wydaje się pełniejsze i po prostu radosne. Z ust Tomka pada jednak pytanie o ojca: „co my z nim zrobimy”, a dlaczego zostaje zadane, dowiadujemy się, gdy Alek sięga po alkohol, od którego jest uzależniony.
Powrót do tamtych dni wyraźnie dzieli się na dwie części. Pierwsza z nostalgią opowiada o dzieciństwie w latach 90., układa obraz z charakterystycznych elementów – znajdą się tam zabawy na podwórku, strach przed oddaniem nieprzewiniętej kasety wideo do wypożyczalni, chodzenie do kolegów „na komputer”. Wydawać by się mogło, że tylko określone pokolenie jest w stanie zrozumieć tę narrację i czerpać przyjemność z oglądania „swojego świata” na ekranie. Jednak w tym wszystkim jest Tomek i jego perspektywa – autentyczność tej postaci sprawia, że świat przedstawiony poskładany z obrazów z danego okresu jest spójny. Dla Tomka ten świat szczęśliwy, zna go i prowadzi przez niego widza, który rozumie, że znalazł się w dobrym miejscu i w dobrym czasie.
Dzięki temu tak mocno działa przejście do części drugiej. Film wprawia widza w radosny, mocno nostalgiczny nastrój, by później zupełnie to zmienić i wbić go w fotel. Tak naprawdę historia nie ma żadnego podziału – fabuła jest spójna, wydarzenia wynikają z siebie, a umowne przejście, które ja przyjmuję, dotyczy tylko emocji. Emocji, które na zasadzie kontrastu silniej oddziałują na widzów. Równocześnie jest to obraz niezwykle prawdziwy, bo nie przedstawia alkoholizmu jako po prostu powolnego staczania się na samo dno. W alkoholiku widzi człowieka, którym jest na co dzień, w długich przerwach pomiędzy epizodami choroby.
Ten film nie byłby nawet w połowie tak prawdziwy, gdyby nie odtwórcy głównych ról – wszyscy zasługują na uznanie. Weronika Książkiewicz mierzy się z postacią matki Tomka, współuzależnionej kobiety, która stara się wychować syna jak najlepiej potrafi. Maciej Stuhr w wywiadach wspomina, że na taką rolę czekał długo i to widać – jego Alek jest przejmujący i niezwykle autentyczny. Jednak to debiutujący Teodor Koziar dźwiga na swoich barkach cały film, portretując chłopaka, który musi za szybko dorosnąć. Również inni młodzi aktorzy, wcielający się w kolegów Tomka, świetnie sobie poradzili.
Konradowi Aksinowiczowi udała się trudna rzecz – przeniósł niemal jeden do jeden swoje doświadczenia z dzieciństwa na ekran, nie idąc na kompromisy, a zrobił autentyczny i emocjonalny film, bez popadania w przesadę i bez użalania się nad sobą. Równocześnie zrobił film, w którym wiele osób odnajdzie siebie, dla których to będzie „powrót do domu”. Choć jest to przerażające, jak wiele to jest osób.
Podczas Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni film ten był pokazywany pod tytułem Powrót do Legolandu, a do kin trafi jako Powrót do tamtych dni.
Ilustracja wprowadzenia: Kacper Chmielowski