Nine Perfect Strangers to ekranizacja bestsellerowej powieści Liane Moriarty o tym samym tytule. Reżyserem wszystkich ośmiu odcinków jest Jonathan Levine (Niedobrani), a za scenariusz odpowiadają John-Henry Butterworth (Na skraju jutra), David E. Kelley (Wielkie kłamstewka) i Samantha Strauss (Jak zostać księżną). Historia skupia się na tytułowej dziewiątce nieznajomych bogaczy, którzy udają się na 10-dniowy pobyt do ośrodka odnowy biologicznej. Założycielką Tranquillum House jest słynna, lecz tajemnicza uzdrowicielka Masha (Nicole Kidman).
To, od czego warto zacząć, to docenienie psychodelicznej czołówki, która świetnie odzwierciedla klimat produkcji. Jak łatwo się domyślić, Masha jest kimś na kształt guru, a z czasem odkrywamy coraz więcej faktów na jej temat. Roztacza przedziwną i wciągającą aurę, w której taplają się bohaterowie. Na początku wszyscy są nią zafascynowani, a Nicole Kidman spisała się w tej roli idealnie. Jej ton głosu, hipnotyzujące spojrzenia i białe włosy stały się elementami postaci tajemniczej, ale też niepokojącej.
Na początku Dziewięcioro nieznajomych wielu widzom skojarzyło się z Białym Lotosem. Choć już wcześniej było wiadomo, że to zupełnie coś innego, to po całym sezonie zdecydowanie można to potwierdzić. Dziewięcioro nieznajomych jakościowo nawet nie zbliża się do lotosowej satyry na egoistycznych bogaczy. Mimo swoich ogromnych zalet, takich jak obsada, scenografia czy widoczny na każdym kroku budżet, serial ten stał się nieco naiwną i nieudolnie patetyczną produkcją.
Bohaterowie Dziewięciorga nieznajomych są pozornie dość zróżnicowani, ale tak naprawdę wewnątrz każdy z nich jest taki sam. Łączy ich głównie dziecięca wręcz naiwność i ciężar życiowych problemów. Choć na początku wydają się bardziej złożeni, z czasem każdy z nich postępuje w podobny sposób, niejednokrotnie wzbudzając w widzach sporą irytację. Kolejne odcinki odkrywają coraz więcej tajemnic z przeszłości postaci, jednak nie są one tak zaskakujące, jak mogłoby się wydawać po pierwszych epizodach.
Nowy serial Hulu miał ogromny potencjał, który nieco zbłądził pomiędzy dziwacznymi zachowaniami bohaterów i chęcią bycia aż zbyt patetycznym i tajemniczym. Jednak mimo wszystkich niedociągnięć, dłużących się scen i nieco rozczarowującego rozwoju wydarzeń, wciąż pozostaje czymś, na co dobrze się patrzy. Dziewięcioro nieznajomych to piękne zdjęcia i świetna obsada z nieco zmarnowanym potencjałem. Serial ten z przyjemnością można zaliczyć do swojej listy produkcji guilty pleasure i cieszyć się nim, nie oczekując dzieła wybitnego, a jedynie czegoś lekkiego na leniwy wieczór.
Ilustracja wprowadzenia: Nine Perfect Strangers