Cała w czerni, bieli i czerwieni to już ostatni tom przygód Harley Quinn wydawanych w ramach Nowego DC Comics. Tym samym Egmont w błyskawicznym tempie nadgonił publikowanie opowieści o doktor Quinzel z The New 52 i jest gotowy na DC Odrodzenie, w ramach którego seria jest kontynuowana w prawie niezmienionym składzie autorskim. Czytelnicy nie zdążą nawet specjalnie zatęsknić za postacią – pierwszy album jej przygód z DC Rebirth właśnie się ukazał, ale o tym innym razem.
Szósty tom to zaledwie pięć zeszytów, z czego pierwsze trzy stanowią w miarę spójną całość. Autorzy przedstawiają nam postać… Red Toola, nie czującego bólu mordercy, uwielbiającego różne narzędzia tak bardzo, że nawet jego wypowiedzi umieszczone są w dymkach przypominających kształtem młotki czy piły tarczowe. Nowy czarny charakter zaczyna jako stalker Harley, by potem przymusić ją do stanięcia na ślubnym kobiercu. Na szczęście nasza (anty)bohaterka nie jest w ciemię bita i do małżeństwa przekonać się raczej nie da.
Red Tool jest oczywiście nawiązaniem do innej postaci, znanej doskonale z konkurencyjnego wydawnictwa. Co ciekawe, marvelowski Deadpool był wzorowany na postaci Deathstroke’a z DC, więc mamy tu do czynienia z parodią parodii, co doskonale wpisuje się w ogólny klimat serii prowadzonej przez Amandę Conner i Jimmy’ego Palmiotti. Tym samym radzę przyzwyczaić się do postci Wayne’a Wilkinsa – będzie on częstym gościem w odsłonie spod szyldu Rebirth.
A co w pozostałych dwóch zeszytach? Harley stanie naprzeciw kilku groźnych mafiozów, którzy podpisali wyrok śmierci na naszą bohaterkę. Pech chciał, że w łapki doktor Quinn wpadnie coś na kształt uzbrojonego po zęby Transformera, który rakietami strzela nawet z d… no, z tyłka. Na stronach tego zeszytu gościnnie wystąpi także Poison Ivy, która odegra znamienną rolę również w ostatnim odcinku serii.
A skoro już o nim mowa: zeszyt oznaczony numerem 30 to wręcz samoświadomy scenariusz, wprowadzający czytelników w zmianę, która się przed nimi wtedy znajdowała. Przeskok z Nowego DC Comics do DC Rebirth okazał się jednak w miarę bezbolesny, ponieważ seria zachowała sprawdzonych, doskonale czujących postać scenarzystów, a nawet część ekipy rysowników, na przykład Chada Hardina, który pozostał kolorystą. A intensywne, jaskrawe barwy mają w tej serii przecież ogromne znaczenie.
Nie zmieniło się również szaleństwo i spora doza udanego i całkiem trafionego humoru, zarówno słownego, jak i tego bardziej slapstickowego. Czasem bywa gwałtownie i brutalnie, czasem subtelniej i bardziej erotycznie, a czasem, o dziwo, można się nawet wzruszyć, tak jak miało to miejsce w tym tomie przy krótkiej historii o pewnym dziadku, który stracił swojego najlepszego przyjaciela. A przy okazji wyjaśniło się, po co Harley zadawała się z ptakami.
Album Cała w czerni, bieli i czerwieni teoretycznie kończy pewną erę, ale tylko na chwilę. Zakładam, że kolejne, wydawane regularnie odsłony przygód Harley Quinn będą równie udane, ponieważ w zasadzie wszystko na to wskazuje. Co więcej, pewna scena z tego komiksu pozwala sądzić, że bohaterka upodobniona zostanie do jej filmowego odpowiednika, obszytego skórą pięknej i seksownej aktorki Margot Robbie – a jest to przecież najbardziej udana postać w całym kinowym Legionie Samobójców. Żyć nie umierać!
Scenariusz: Jimmy Palimiotti, Amanda Conner
Rysunki: Chad Hardin, John Timms
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Egmont 2017
Liczba stron: 144
Ocena: 80/100