Po atomowym incydencie z Parco Delgado Stany Zjednoczone zyskują poparcie światowej opinii, co skrzętnie wykorzystują, by przypuścić szturm na DMZ. Pacyfikacja przynosi oczekiwaną stabilizację, ale jak wiemy z historii, nie zawsze zadowala ona obie strony, a zawsze przynosi nieoczekiwane ofiary. Wszystko wskazuje na to, że będzie to całkowicie nowy Nowy Jork, noszący wojenne blizny, które z czasem mogą zacząć się jątrzyć. Tymczasem muszą znaleźć się ludzie odpowiedzialni za nuklearny impas i nawet jeśli tacy się nie pojawią, to można ich wykreować.
Finał DMZ to globalny happy end z osobistymi tragediami. Mamy pokój i wizję przyszłości, która może i nie jest świetlana, ale na pewno lepsza niż wojna domowa. Matty Roth z reportera- żółtodzioba stał się jednym z symboli DMZ, mającym swoje blaski i cienie. Jego powrót na Manhattan nie ma w sobie krztyny nostalgii, będąc bardziej pokutą człowieka, który dołożył się do rozognienia konfliktu. Brian Wood znakomicie poprowadził swego bohatera, nie starając się go idealizować czy wpychać w nierealistyczne ramy. Roth to świetny reporter, ale ulegający rozmaitym wpływom, bywało, że i tym najgorszym. To, co jednak zrobił w finale, zasługuje na głęboki ukłon.
Jeśli dać wiarę propagandzie, to USA byłyby dobrym krajem niosącym kaganek demokracji i wolności. Przykład Wietnamu czy Afganistanu pokazuje zgoła inaczej, a postępowanie władzy wobec własnych obywateli udowadnia, że nawet oni czasem mają okazję zasmakować gniewu Waszyngtonu. Brian Wood w DMZ nie idzie w stronniczą histerię Michaela Moore’a, pozostając bezstronnym, choć z piątego tomu można wywnioskować, że autor nie jest fanem pewnego smakosza precli. Przyczyny całego zamieszania nie są jednak jednorodne i obecna sytuacja w USA również mogłaby stać się inspiracją do tej opowieści, tak jak pierwotnie były nią militarystyczne eskapady Jankesów na początku XXI stulecia. Brak moralizującego politykowania, chłodne i dojrzałe podejście do polityki własnego kraju i współobywateli oraz sporo pomniejszych historii zwykłych ludzi, których życie przerwała wojna domowa.To sprawia, że DMZ – Strefa zdemilitaryzowana jest serią uniwersalną i przy obecnej polaryzacji, odnoszącą się do całego świata zachodu.
DMZ – Strefa zdemilitaryzowana tom 5 to finał bezkompromisowy, boleśnie realistyczny i satysfakcjonujący. Opowieść o Nowym Jorku w czasie wojny domowej nigdy nie była romantyczną epopeją o walce o wolność i inne podniosłe frazesy. Żadna ze stron nie była też gloryfikowana i nawet głównemu bohaterowi zdarzało się chodzić na smyczy. To też opowieść o prawdziwych ludziach zamieszkujących piękną niegdyś metropolię, którym daleko do wielkomiejskich kanapowców raczących się falafelem i sojową latte. Brian Wood wykonał solidną robotę, a Ricardo Burchielli perfekcyjnie oddał miejskiego ducha wymieszanego z wojennymi pejzażami. Powoli rusza projekt serialu na podstawie DMZ i jeśli autorzy nie pójdą w stronniczość, to możemy otrzymać coś więcej niż kolejną nieudaną ekranizację dobrego komiksu.
Tytuł oryginalny: DMZ: The Deluxe Edition Book Five
Scenariusz: Brian Wood
Rysunki: Ricardo Burchielli
Tłumaczenie: Tomasz Kłoszewski
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 304
Ocena: 90/100