W Ultimate Spider-Man tom 9 scenarzysta na swój sposób ogrywa niezwykle ważną opowieść znaną jaka Saga klonów, która po raz pierwszy pojawiła się na łamach Amazing Spider-Man jeszcze w latach 70-tych, by potem powrócić ponad 20 lat później w latach 1994-1996. Ten powrót znamy zresztą z miesięczników wydawanych przez TM-Semic i pewnie niektórzy z Was pamiętają, że był odbierany przez czytelników bardzo różnie, o czym w przedmowie do niniejszego tomu opowiada autor oryginalnej sagi – Gerry Conway. Powodem była jego rozciągnięta do granic forma i brak konkretnie wyznaczonego celu. Bendis uwinął się z kolei w 9 zeszytach, wyciągając tylko esencję i zmieniając klimat na nieco mroczniejszy, co wyszło opowieści na dobre.
Scenarzysta miesza wątki, ale najważniejsze motywy powtarzają się, chociaż w nieco innych odsłonach. Mamy więc klona Gwen Stacy, mamy ojca Petera, mamy Jessikę Drew, ale i… Skorpiona oraz Carnage’a, chociaż nie takich, jakich moglibyśmy się spodziewać. Wszystko to okraszone zostało silną warstwą emocjonalną, ponieważ całemu zamieszaniu towarzyszy także przypłacone zdrowiem odkrycie tożsamości pajęczaka przez ciocię May, czy tradycyjne problemy sercowe – przecież trójką między Parkerem, MJ i Kitty Pryde nie może trwać wiecznie, prawda? Dodajcie jeszcze do tego gościnne występy Fantastycznej Czwórki, X-Men i Nicka Fury’ego, a zrozumiecie, że to jeden z lepszych story arców w serii Ultimate Spider-Man.
Druga połowa Ultimate Spider-Man tom 9 to z kolei team-up kilku postaci Marvela, które… zasadzają się na Kingpina. Prowodyrem akcji jest Daredevil, ale w montowanej ekipie towarzyszą mu Moon Knight, Shang-Chi, Iron Fist, Dr. Strange i oczywiście Spidey. Bagley świetnie prowadzi postać Daredevila, ukazuje go jako mroczniejszego, bardziej brutalnego, skorego do sięgnięcia nawet po ostateczne rozwiązania. To również znacznie mroczniejsza opowieść z sensacyjnym posmakiem, która jest najlepszym dowodem na to, że seria po 100 numerach i kilku latach ukazywania się dojrzewa wraz z czytelnikiem.
Nie znaczy to oczywiście, że zaniedbano wątki, które zawsze były dla Petera Parkera najbardziej charakterystyczne. Mamy więc szkołę, w której jako piętnastoletni licealista spędza dość dużo czasu. Mamy jego kolegów z klasy, którzy gdzieś głęboko w tle wydają się być żywi i realistyczni, nie służąc tylko za nieciekawą dekorację. Mamy zamieszanie z pierwszymi miłościami, mamy zawał cioci May i rodzinne pojednanie, które wzruszy do łez nawet największego twardziela – mnie również podczas lektury Ultimate Spider-Man tom 9 zaszkliły się oczy.
Co ciekawe, na końcu tomu mamy też naprawdę dobre wywiady z Brianem Michaelem Bendisem i Markiem Bagleyem, ukazujące nie tylko kulisy pracy nad serią, ale i jej najważniejsze założenia, jak chociażby to, że Peter na jej łamach praktycznie się nie starzeje, pozostając nastolatkiem. Rysownik zwierza się ze swojego braku przekonania co do udziału w tym projekcie i chęci odejścia po sześciu numerach, ale i dzieli się spostrzeżeniami odnośnie tego, jak jego podejście zmieniało się, a styl ewoluował. To jedna z najlepszych ciekawostek z dotychczasowych dodatków.
Mamy też niestety łyżkę dziegciu w tej beczce miodu. Wraz z Ultimate Spider-Man tom 9 Bagley, znakomity rysownik tworzący serię od początku, żegna się z czytelnikami i przekazuje pałeczkę Stuartowi Immonenowi. Kanadyjczyk też świetnie rysuje i pasuje do postaci (współtworzył ją później w ramach Marvel Now! 2.0) ale wejść w buty Bagleya nie jest łatwo. Pozostaje tylko liczyć, że premiera kolejnych tomów się odbędzie, gdyż Egmont po raz pierwszy nie pokazał na końcu tomu okładki i daty premiery kolejnego albumu serii. Oby to nie był zły omen, wierzę jednak, że wydawca nie zostawi nas z historią urwaną w tym miejscu.
Tytuł oryginalny: Ultimate Spider-Man vol 9
Scenariusz: Brian Michael Bendis
Rysunki: Mark Bagley, Stuart Immonen
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 396
Ocena: 85/100
Witam
Fajna recenzja. Krótka i rzeczowa. Tomu jeszcze nie czytałem, ale po tym tekście sięgnę po niego spokojniejszy, bo wygląda na to, że jego zawartośc trafi w mój gust. Szczerze mówiąc, trochę zaniepokoiła mnie Pana informacja o braku daty tomu 10. To faktycznie może oznaczać niepewność wydawnictwa co do sensu dalszego wydawania serii. Już raz mieliśmy taką bardzo długą przerwę między tomami 2 i 3, ale tam chociaż okładkę podano. Dość niepokojąca sytuacja dla kogoś, kto regularnie kupuję tomy tej serii :/
Dziękuję, miło to czytać 🙂
Myślę, że Egmont nie zostawi nas w tym miejscu, szczególnie, że do końca vol. 1 brakuje już niewiele (o ile się nie mylę to bodaj dwa tomy).
Może po prostu okładka nie jest gotowa lub wydawca nie jest pewien, czy wyda komiks w tym roku czy już w przyszłym?
W każdym razie Pajęczak to pewniak i się sprzedaje, o czym świadczy wejście Egmontu w serię Spencera, wejście w serię Epic czy zapowiedziany na październik komiks „Spider-Man. Historia życia”. Bądźmy dobrej myśli 🙂