W Blissfield rzeźnik jest postacią legendarną. Każdy coś o nim słyszał, ale nikt nie widział, bo wszyscy, którzy go spotkali, już nie żyją. Upodobał sobie zabijanie nastolatków. A oni nie przejmują się zasadami bezpieczeństwa, gdy w grę wchodzą wolna chata, alkohol z piwniczki rodziców i seks nad basenem. Do tytułowego rzeźnika dołącza tytułowa piękna – nieśmiała nastolatka, Millie. W szkole poza dwójką jej najlepszych przyjaciół niewiele osób ją lubi, a w domu rodzinnym panuje grobowa atmosfera. Pewnej nocy dochodzi do spotkania pięknej i rzeźnika. Dla obojga kończy się to nieoczekiwanie – morderca i jego ofiara zamiast pozostać w swoich rolach, zamieniają się ciałami. Millie budzi się w ciele Vince’a Vaughna, Rzeźnik budzi się w ciele Kathryn Newton. Od tego momentu dziewczyna ma 24 godziny na odwrócenie klątwy, która ich dopadła. Nie będzie łatwo, bo morderca hasa sobie beztrosko jako nastolatka, a ona sama wygląda jak wyjęta z portretu pamięciowego.
Ta historia brzmiała wystarczająco absurdalnie i kusiła obietnicą humoru i rozrywki, bym skierowała się do kina. Tym bardziej, że podobało mi się, co Landon z konwencją typowgo slashera zrobił w Śmierć nadejdzie dziś. Wyszłam nie tyle rozczarowana, co znudzona. Winię za to właśnie konwencję. Slashery to gatunek niemalże tak skonwencjonalizowany jak komedie romantyczne, rządzi się określonymi zasadami, które działają nawet wtedy, gdy są wyśmiewane. Zamiana postaci mordercy i ofiary spowodowała w Pięknej i rzeźniku złamanie zasad, a co za tym idzie prawie kompletny brak napięcia. Oprawca przestał być tajemniczy, bo obserwujemy go, jak radzi sobie z nowym ciałem w zdecydowanie za długich scenach. Ludzie nadal giną w obrazowy sposób, ale gdzieś po drodze zgubił się element zaskoczenia. Nie kibicujemy głównej bohaterce w dążeniu do powrotu do poprzedniego stanu, bo jest dużo ciekawszą postacią, gdy gra ją Vince Vaughn. Co więcej, przez zabieg z zamianą ciał wychodzi na wierzch wiele niespójności fabularnych typowych dla tego gatunku, których zwykle się nie zauważa.
Fabuła Pięknej i rzeźnika opiera się na tym konkretnym zabiegu głównie ze względu na humor. Pytanie więc brzmi, czy tam gdzie horror nie dowozi, dowiozła komedia? Niekoniecznie. Humor polega głównie na tym, że oglądamy dorosłego mężczyznę zachowującego się jak nastolatka oraz nastolatkę w roli psychopatycznego mordercy. To śmieszy na początku, później zaczyna nużyć, tym bardziej, że sceny są za długie, a żarty przeciągane do granic możliwości. W tym wszystkim żal tylko Vince’a Vaughna, który stara się jak może, portretując Millie. Reszta obsady aktorskiej ma do pokazania tylko generyczne postaci, którym nawet nie kibicuje się, żeby przetrwały do końca.
Film Piękna i rzeźnik przeleżał na półce rok, zanim trafił na duże ekrany. Równie dobrze mógł ominąć kina. To film idealny na niezobowiązujący wieczór z winem i Netflixem, kiedy nie masz pojęcia, co będziesz oglądać i wybierasz pierwszą z brzegu pozycję. Czasem można się zaśmiać, czasem przestraszyć, ale jak się wyjdzie na chwilę do toalety albo po dolewkę wina, to żadna strata.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe