Wszystkich, którzy oczekiwali, że Zaświaty, w które wyprawią się Emma (Jennifer Morrison), Regina (Lana Parrilla), Gold (Robert Carlyle), Henry (Jared S. Gilmore), Robin (Sean Maguire), Mary Margaret (Ginnifer Goodwin) i David (Josh Dallas) będą przypominać nieznany, egzotyczny ląd, jakim była Nibylandia, spotka… Niespodzianka. Raczej obiecująca, niż rozczarowująca.
Kiedy w zimowym finale 5. serii okazało się, w jakiej krainie toczyć się będzie akcja drugiej połowy „Dawno, dawno temu”, wielu widzów miało mieszane uczucia. I wątpliwości, czy Edward Kitsis i Adam Horowitz aby na pewno nie strzelili sobie takim pomysłem w kolano – w końcu istnienie Zaświatów teoretycznie umożliwia powrót na ekrany wszystkich postaci, które straciły życie na przestrzeni poprzednich odcinków. Taka wizja stwarzała zagrożenie, że produkcja fantasy niebezpiecznie zbliży się do telenoweli. Na szczęście, seans „Souls of the Departed” rozwiewa wszelkie wątpliwości. Twórcy najwyraźniej wszystko dobrze przemyśleli i naprawdę wiedzą, co robią.
Już w pierwszej scenie, wraz z Emmą, dowiadujemy się, czym są Zaświaty – to kraina, w której utknęli zmarli z niedokończonymi za życia sprawami. Moment ten zasługuje na szczególne wyróżnienie, nie tylko dlatego, że pojawia się przed czołówką, stanowi więc prolog nowego, rozpoczynanego właśnie przez bohaterów, rozdziału. Także dlatego, że wzrusza, przywołuje wspomnienia i uśmiech na twarzy, a jednocześnie stawia fundamenty pod atmosferę zagrożenia, rzucającą nieco cienia na romantyczną misję uratowania Haka (Colin O’Donoghue) za sprawą prawdziwej miłości.
W Zaświatach, podobnie, jak w Storybrooke po rzuceniu klątwy, panuje hierarchia. Okazuje się jednak, że osoba, którą podejrzewamy o trzymanie całego miasta w garści, sama jest szantażowana. Przez kogo? No właśnie. Przez zupełnie nową postać – zapowiadającą się naprawdę obiecująco. Diaboliczną, cyniczną i bezwzględną. Po tym, jak Regina pomaga jednemu z uwięzionych tu mieszkańców przedostać się do lepszego świata, zegar ze zwalonej wieży w centrum Storybrooke – teraz miasta-widma – ponownie rusza. Bardzo dobrze pamiętamy, co to oznacza. Tyle tylko, że tym razem nie Emma jest bohaterką i nie z Reginą przyjdzie jej walczyć. Wręcz przeciwnie, dawna Zła Królowa będzie musiała zmierzyć się z wieloma demonami przeszłości oraz tym jednym, bardzo konkretnym, który włada ponurą krainą.
Tik-tak, tik-tak, tik-tak. Widzisz, każde tyknięcie oznacza duszę opuszczającą moje włości – oświadcza swojej podwładnej, niezadowolony z takiego obrotu spraw – Wyglądam, jakbym lubił cokolwiek tracić?
Większość odcinka poświęcona jest Reginie i jej skomplikowanym relacjom rodzinnym, co oznacza wiele scen retrospekcyjnych, rzucających nowe światło na znane nam już z poprzednich sezonów wydarzenia. Przyznać trzeba, że w tym względzie Kitsis i Horowitz to wciąż prawdziwi wirtuozi. Potrafią rozwijać i ubogacać ten sam wątek, przedstawiając go z różnych, nieznanych dotąd perspektyw.
Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, w drugiej połowie serii możemy się spodziewać powrotu na ekrany zarówno złoczyńców, których nie darzyliśmy sympatią, jak i bohaterów, za którymi zdążyliśmy się stęsknić. Kilkoro z nich pojawia się już w pierwszym odcinku. Pojawia się także obawa, czy na szyi Golda, do niedawna bezdyskusyjnie najlepszej postaci w serialu, nie zaciska się pętla regularnego powracania do punktu wyjścia: oszukiwania Belli (Emilie de Ravin), nieprzepadania za „pracą zespołową”, stronienia od lojalności i ulegania pokusie zdrady, jeśli tylko ma ona przynieść wymierne korzyści. Kiedyś potrafił wzbudzić złość, odrazę, niechęć, ale i wzruszenie. Dawał nadzieję na poprawę, to znów zawodził, przechytrzał. Balansował na granicy dobra i zła. Zaskakiwał. Oby w tej części sezonu odzyskał traconą stopniowo – ze względu na powielające się schematy jego postępowania – wielowymiarowość. Szkoda byłoby zamknąć tak świetnie odgrywaną i obdarzoną takim potencjałem postać w szufladce wiecznego – a przez to przewidywalnego – oszusta.
Jeśli zaś chodzi o Haka… Nie od dziś wiadomo, że Kitsis i Horowitz potrafią grać na emocjach przywiązanych do serialowych postaci widzów, prawda? O losie Killiana Jonesa nie wiemy jeszcze niczego konkretnego, ale to, co zostaje nam zaprezentowane, wystarczy, aby zacząć się martwić. I to poważnie. Od momentu, gdy będziemy mogli odetchnąć z ulgą, z całą pewnością jeszcze sporo nas dzieli. O ile w ogóle taki moment nadejdzie – w końcu przepowiednia z początku odcinka zasiała co do tego spore wątpliwości. Im dłużej bohaterowie pozostaną w Zaświatach, tym trudniej będzie im się stamtąd wydostać. Z jednej strony wiadomo, że bez miłości swojego życia Emma nie opuści ponurej krainy. Z drugiej – wiadomo także, że każda magia ma swoją cenę. A obowiązująca w Zaświatach waluta nie sprzyja lekkim, łatwym i przyjemnym transakcjom…
Jedno jest pewne: rozpoczęła się Operacja Feniks. I będzie się działo. A przecież o to w „Dawno, dawno temu” chodzi.