Czarnobyl 1986 zapowiadał się naprawdę dobrze. Mogła to być świetna odpowiedź na genialny serial HBO, lecz wyszedł typowy średniak pokroju Jak zostałem superbohaterem. Film opowiada historię strażaka Aleksieja, który po długim czasie odnajduje swoją dawną miłość – Olgę. Wszystko się im układa bardzo pięknie, a nasz główny bohater po dekadzie nieobecności wchodzi „z butami” w życie swojej ex. Stara się naprawić swoje dawne błędy, a także próbuje pokazać się z tej lepszej strony. Wszystko zaczyna się powoli kształtować, póki nie wybucha elektrownia w tytułowym Czarnobylu.
Najpierw poruszę plusy tej produkcji, bo oczywiście – nie ma ona samych minusów. Na pierwszy ogień idzie świetna obsada. Naprawdę, aktorzy dobrani są w punkt. Oksana Akinshina to cast po prostu idealny i dla niej przemęczyłem się te dwie godziny. Postacie drugoplanowe również nie są bezbarwne, chociaż z czasem pojawia się ich tak dużo, że miałem problemy z ogarnięciem kto jest kim. Produkcja idealnie też ukazała klimat lat 80., w ZSSR. Nie widziałem chyba jeszcze produkcji, która by ukazała życie szarych obywateli w kraju naszych wschodnich towarzyszy (bez nadmiernej krytyki lub tworzenia utopii). Czuć po prostu ten vibe – stare auta, sprzęt czy kasety magnetofonowe. Sprawiło to, że uśmiech nostalgii wytworzył się na mej twarzy. Przyznam też, że fajnie w końcu zobaczyć produkcje, która przedstawia tę tragedię w świetle zwykłego człowieka, aniżeli pracownika elektrowni.
No ale na tym plusy się też kończą. Film jest w jakiś sposób spójny, lecz momentami gubiłem się w nim. Były chwile, w których wydawało się, jakby ktoś posklejał klipy w nieodpowiednich miejscach. Dodatkowo, te najciekawsze postacie dostają najmniej czasu ekranowego. Spójrzmy na taką Olgę, która jest miłością głównego bohatera. Poświęcono jej jakąś część pierwszego aktu, lecz na tym się kończy. Owszem, widzimy ją w kilku następnych scenach, ale zmarnowano potencjał tej postaci. Jest to też długi film, który można byłoby skrócić chociażby o czterdzieści minut. Nie powiem, męczyłem się z tym.
Poruszę też Aleksieja. Nasz strażak jest kreowany na jakiegoś Supermana, który jest odporny na promieniowanie reaktora, bo gdy wszyscy doznają szkody poprzez tę eksplozje, on bez żadnego uszczerbku na zdrowie mknie dalej przed siebie, bez jakiegokolwiek strachu. To jest po prostu źle napisana postać, która nie ma w sobie krzty realizmu. Mogę go porównać też do jakiegoś Terminatora, mimo iż na Schwarzeneggera on mi nie wygląda. W filmie jest tribute do ofiar poległych w Czarnobylu, lecz ten film nie ma zbyt wiele wspólnego z realizmem.
Cóż rzec, Rosjanie chcieli chyba stworzyć film katastroficzny inspirowany jakimś 2012, lecz przypomina mi to obraz Leonarda Da Vinci narysowany przez dziecko z przedszkola. W tym filmie nie wyszło nic, poza klimatem lat 80. i Oksaną Akinshiną. Nudny, długi i bezsensu. Odradzam oglądania każdemu. Te dwie godziny można spożytkować znacznie lepiej.
Ilustracja wprowadzenia: Netflix