Liga Sprawiedliwości tom 6: Do was należy zemsta to dwa wątki fabularne, z których pierwszy to znany i czasem nawet lubiany motyw inwazji z kosmosu. W stronę Ziemi nadciąga bowiem Eradicator i jego armia z mocami Supermana. Herosi początkowo dostają łupnia, ale nie samą Ligą broni się świat. Venditti sięga po Madame Xanadu, kojarzącą mi się z nieco innym typem historii niż kolorowe superhero z wściekłymi kosmitami. Z całego tego zamieszania wychodzi coś, co mogłoby powstać dekady temu i nawet wtedy byłoby infantylne i niedojrzałe. A najgorsze jest w tym wszystkim to, że historia kojarzy mi się z Rasą Panów Millera, czyli najlepszym komiksem legendarnego twórcy ostatnich lat i godnym sequelem Powrotu Mrocznego Rycerza. To tak jakby weselny śpiewak zabrzmiał przez sekundę jak Sinatra i człowiek zastanawia się, czy to przypadek, czy początki niedyspozycji umysłowej…
Dalej nie jest lepiej, ale przynajmniej autor przypomina o pewnej istocie ze świata DC, która ostatnimi czasy udzielała się zdecydowanie za rzadko. Spectre to boski duch zemsty, z naciskiem, że chodzi o Boga, a nie któregoś tam boga. Dlatego odziany w zielony płaszcz mocarz świetnie komponuje się z tą stroną swego świata, po której hasają persony pokroju Constantine’a czy Potwora z Bagien. Spectre ma swego śmiertelnego awatara i jest nim Jim Corrigan, niegdysiejszy glina z Gotham, o sumieniu, że tak to ujmę, bardziej gibkim niż przystało na stróża prawa. Zostają oni rozdzieleni i dusza Jima trafia do Tartaru, zaś sam duch bożej zemsty zaczyna tracić nad sobą kontrolę. Pomysł na tę historię mógłby w całości zapełnić jeden tom i byłaby to dobra rzecz. Niestety Venditti nie rozwinął swego scenariusza, a w zestawieniu z siermiężną pierwszą częścią albumu, skazał go na utonięcie między innymi nic nie znaczącymi opowiastkami, jakie zdarzały się już na łamach Ligi Sprawiedliwości.
DC w ostatnim czasie wydało kilka niezłych historii, zazwyczaj jednak ujętych w formie autorskich miniserii, nieobciążonych zależnościami tasiemcowych serii. Co nie oznacza, że regularne tytuły nie mogą oczarować. Robert Venditti mając okazję nieco zaszaleć (wszak i tak cokolwiek by nie zrobił, to nadchodzący Death Metal rozda karty na nowo ), poszedł na całkowitą łatwiznę. Jedna kiepska historia i kolejna ze zmarnowanym potencjałem. I gdyby chociaż próbował przekombinować czy iść po prostu w niezobowiązujące historie, to Liga Sprawiedliwości tom 6: Do was należy zemsta byłby do przełknięcia. Brak tu nie tylko wizji i pomysłu, ale nawet dobrze wykonanej, rzemieślniczej roboty. I nawet rysunki Douga Mahnke czy Aarona Loprestiego, którzy wiedzą jak rysować herosów, jakoś tu nie dały rady udźwignąć balastu fatalnych scenariuszy.
Gdybym miał stawiać Avengers Jasona Aarona i Ligę Sprawiedliwości Vendittiego naprzeciw siebie, to Marvel wygrywa w pierwszej rundzie, choć obaj zawodnicy stosują podobne techniki. Liga Sprawiedliwości tom 6: Do was należy zemsta to dzieło cofające markę do jakiejś superbohaterskiej poczekalni. Cokolwiek by nie mówić o runie Snydera, to miał on charakter i wybijał się ponad przeciętność. Robert Venditti nie sili się na cokolwiek i gdyby chociaż przyłożył się do roboty jak w Hal Jordan i korpus Zielonych Latarni, to nie wypatrywałbym jak najszybszej zmiany na stanowisku scenarzysty. Mamy początek drugiej połowy roku i już widzę faworyta w kategorii najgorszy komiks superbohaterski i nie sądzę, aby jakiekolwiek inne dzieło zdołało mnie tak zmęczyć i rozczarować, jak ten album.
Tytuł oryginalny: Justice League vol.6: Vengeance is thine
Scenariusz: Robert Venditti
Rysunki: Doug Mahnke, Aaron Lopresti, Xermanico
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 228
Ocena: 50/100