Polskie kino przeżywa w ostatnich latach świetny okres. Filmy znad Wisły co już chwalimy, nie musimy do najbardziej prestiżowych nagród filmowych kraju nominować tytułów z braku laku, jak to miało miejsce np. w przypadku Miasta 44. Z perspektywy czasu trzeba przyznać, że ważnym elementem tej odmiany byli Bogowie Łukasza Palkowskiego. Gość, który ledwie trzy lata wcześniej nakręcił jedną z bardziej żenujących komedyjek naszych czasów, pokazał, że w naszym kraju też można robić Hollywood. Choć jakości biografii profesora Religi nie odmawiam (a wręcz przeciwnie), to dużą częścią jego sukcesu było fantastyczne zmieszczenie się w gatunkowym kluczu. W ten film w USA rzucano by Oscarami ze względu na znakomitą realizację, ale przede wszystkim za pozytywny przekaz, opowiadanie o naszym Polish dream i bohatera, któremu wiele w życiu się udało. Trzy lata po niewątpliwym sukcesie Palkowski wraca z kolejną biografią. I choć frazes o robieniu amerykańskiego kina w Polsce staje się już nieco wyświechtany, trudno po seansie Najlepszego nie powtórzyć go ponownie.
Zobacz również: Człowiek z magicznym pudełkiem – recenzja filmu Bodo Koxa
Biografia Jerzego Górskiego jest w wielu aspektach podobna, a jednocześnie tak różna od tej, która posłużyła za materiał do nakręcenia Bogów. Tam od początku mieliśmy gościa skupionego na swoim celu, tutaj klasyczne From zero to hero. Ze względu jednak na bardzo daleko wywindowane granice tej przemiany historia jest interesująca. Pierwsze momenty filmu to radosne eksperymenty z heroiną, które szybko zamieniają naszych bohaterów w stwory rodem z The Walking Dead. I wcale mocno w poprzednim zdaniu nie przesadziłem, charakteryzacja jest naprawdę tak mocna. Jest Jerzy, miłość jego życia Grażynka i kumpel naszego bohatera Andrzej. Absolutnego dna jest już naprawdę blisko, w dodatku ojciec nie pomaga Jurkowi w podbudowaniu swojej wartości. Coś musi się w jego życiu zmienić.
Następnie odwiedzamy ośrodek leczenia odwykowego. Tutaj filmowi ewidentnie brakuje kilku krótkich scen łączności między pierwszym a drugim aktem. To odbywa się trochę za szybko, bo słowa bohatera Kościukiewicza o tym, że on będzie siedział sobie w tej melinie i ćpał, aż się zaćpa, podczas gdy Jurek miał kiedyś swój sport to według mnie trochę mało.
Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: Ultraviolet – polski kryminał w amerykańskim stylu!
To, co w nowym obrazie Palkowskiego udało się najlepiej to dobór obsady. Praktycznie każdy, kto pojawia się na ekranie radzi sobie tutaj fantastycznie. Najważniejszy jest oczywiście Jakub Gierszał, który swą postać odgrywa znakomicie. Nie do końca jestem przekonany do scen, które wyróżniają ten film, przedstawiających lustrzane odbicie bohatera jako powracające w nim demony. Gierszał jest bowiem tu tak dobry, że odnoszę wrażenie, iż spokojnie poradziłby sobie sam. Choć jest to film dość mocno grający na emocjach, to dużo bardziej poruszały mnie sceny o mniejszym ciężarze. Głównie za sprawą Arkadiusza Jakubika, który po raz kolejny pokazuje, dlaczego wiele osób (w tym niżej podpisany) uważa go za obecnie najlepszego aktora w tym kraju. Najlepiej zobrazuje to Wam na przykładzie napisów końcowych, w których jego postać jest opisana jako Kierownik basenu. Imienia mu nawet nie dali, a i tak skradł każdą scenę, w której się pojawił.
O ton dramatyczny tej historii dbają młodsi, tworząc ciekawie zarysowany trójkąt miłosny. Popisy zarówno Kamili Kamińskiej, jak i Anny Próchniak kapitalnie ze sobą kontrastują, ale także znakomicie dopełniają postać Jerzego. Gwiazda Miasta 44 wspominała, że w roli Grażynki inspirowała się filmem Candy i relacją Heatha Ledgera i Abbie Cornish. To rzeczywiście momentami widać, mimo iż czasu ekranowego w duecie z Jakubem Gierszałem młoda aktorka ma mniej niż wspomniana para.
Zobacz również: Indiana Jones najlepszym filmowym bohaterem wszech czasów!
Film należy również bardzo mocno pochwalić za wszystkie kwestie techniczne. Począwszy od znakomitych zdjęć (autorstwa niezawodnego Piotra Sobocińskiego), przez równie dobrą scenografię i ciekawe zabiegi montażowe, na świetnie dobranej muzyce skończywszy. Czuć tu, podobnie jak miało to miejsce w Bogach, ten poziom wyżej od znakomitej większości polskich produkcji. Wersja filmu, którą miałem przyjemność oglądać, podobno nieco różniła się od tej, którą oklaskiwała publiczność podczas festiwalu w Gdyni. Ubolewam nad tym, że nie jestem w stanie stwierdzić jak bardzo, ale pewnie dotyczyło to również małych poprawek technicznych.
Taki jest cały ten film. Ma dobrą i wciągającą historię, a w jej opowiadaniu pomaga pozbawiona większych uchybień realizacja. Kolejny odcinek (obiecuje, że powtarzam to już ostatni raz) amerykańskiego kina Palkowskiego w Polsce znowu wychodzi bardzo dobrze. Tak jak poprzednio Religa, tak już niedługo Jerzy Górski zajmie ważne miejsce w życiu Polaków. Już za te kilka tygodni będzie się dużo o nim dyskutować, bo idę o zakład, że wszyscy polubimy ten film. I akurat w tym przypadku nie będzie to żaden wstyd.
Ilustracja wprowadzenia: Robert Pałka