Lady Bird – przedpremierowa recenzja debiutanckiej komedii Grety Gerwig z LFF 2017

Niezależne amerykańskie komedie o dorastających nastolatkach to temat rzeka. Prawie każdy filmowiec z USA był w końcu dorastającym nastolatkiem, a najlepsze historie na pierwsze filmy czerpie się z własnych doświadczeń. Od Amerykańskiego graffiti do Earl, ja i umierająca dziewczyna, lista ta prawie nie ma końca. Nie dziwi fakt, że Greta Gerwig, aktorka znana z filmów Noah Baumbaha (Mistress America, Frances Ha), wybrała ten właśnie temat na poły biograficzną opowieść o nastolatce mieszkającej w Sacramento w północnej Kalifornii, skąd sama pochodzi. Scenariusz, dialogi i świetne aktorstwo wyróżniają jednak Lady Bird na tle innych, podobnych produkcji.

Zobacz również: Fantastyczna kobieta – recenzja filmu nagrodzonego na tegorocznym Berlinale

Ktokolwiek kojarzy Gerwig z filmów indie, w których specjalizuje się aktorka, zna ją pewnie jako nieokiełznany wulkan energii, kobietę uwielbiającą być w centrum uwagi, zabawną, ale bardzo często irytującą i pretensjonalną. Nie dziwi zatem fakt, że uczęszczająca do katolickiego liceum Christine McPherson (niesamowita Saoirse Ronan), która każe się nazywać „Lady Bird” (biedronka), ma wszystkie te cechy. Przekonujemy się o tym w pierwszej scenie, kiedy razem z matką (Laurie Metcalf) jedzie samochodem, słuchając książki na taśmie („Grona gniewu” wzruszą obie kobiety), by po chwili wdać się z nią w kłótnię, zakończoną niemalże kaskaderskim wyskokiem z pędzącego pojazdu. Skutkiem tego Christine – o przepraszam, Lady Bird – przez pół filmu nosić będzie różowy gips, kolor odpowiadający temu, który ma na głowie. Tytułowa bohaterka przechodzi jakże charakterystyczny okres buntu wieku dorastania. Myśli, że wszyscy ją nienawidzą, nikt, poza przyjaciółką Julie (Beanie Feldstein) jej nie rozumie, a jej życie jest porażką. Dziewczyna pochodzi z niezbyt zamożnego domu i często czuje, że należy jej się lepsze warunki życia, szczególnie w porównaniu z jej rówieśnikami. „Mieszkam w domu po gorszej stronie torów kolejowych” powie niby żartem Danny’emu (Lucas Hedges), który będzie jej pierwszym licealnym obiektem westchnień. Para pozna się podczas prób kółka teatralnego, pracującego nad wystawieniem szkolnej wersji jakiegoś musicalu (który oczywiście okaże się okropny).

lady bird 02

Gerwig mogłaby w swoim scenariuszu pójść oklepaną drogą, opowiedzieć o tym, jak to dziewczyna poznaje faceta, ale nie może z nim być, choć powinna. Tym bardziej, że gdzieś w połowie filmu pojawia się Kyle (Timothee Chalamet), pretensjonalny do bólu w swoich stwierdzeniach muzyk rockowy, który zawróci w głowie bohaterce. Nic z tego, bo życie takie nie jest. Lady Bird idzie – przynajmniej w niektórych momentach – pod prąd naszym przyzwyczajeniom, wpuszczając w ten wyświechtany gatunek filmowy powiew świeżości. Pojawia się pogaduszka o aborcji w katolickim liceum – wcale nie po to, żeby którąś z postaci obdarzyć stanem błogosławionym. Dziewczyny postanawiają spłatać siostrze prowadzącej figla – ta zareaguje na to zupełnie inaczej, niż byśmy się spodziewali. I tak dalej. Więcej przykładów popsułoby wam oglądanie.

lady bird 01

Choć nie brakuje w tym filmie dramatycznych, jak na życie nastolatki, wydarzeń, to nie one są głównym motywem napędowym filmu. Gerwig skupia się na postaciach i na relacjach między nimi. Wybuchowa, nieprzewidywalna Lady Bird ma niewyparzoną gębę, momentami plecie okropne głupoty, brak jej doświadczenia i obycia, ale czasem zachowuje się niezwykle dojrzale. Do jej gorszych momentów należy zaliczyć popsutą relację z przyjaciółką ze względu na to, że chce przypodobać się nowej koleżance, gwieździe szkoły Jennie (Odeya Rush). Na drugim spektrum jest relacja z chłopakiem, a potem byłym chłopakiem, który powierza jej tajemnicę, a wyjawienie jej mogłoby poprawić jej status wśród popularnych dzieciaków. Jednak to układ z rodzicami, relacje łączące ją z zapracowaną matką i ojcem, który dopiero co stracił pracę (Tracy Letts) są solą tej opowieści. Bohaterka czuje się czasem nierozumiana przez matkę, która mówi prosto z mostu co myśli, a rozpieszczana jest przez ojca. Czasem jest dobrze i wszystko jest między nimi ok, ale jak na nastolatkę przystało, jedno słowo wywołuje burzę w szklance wody i przesadną reakcję. Christine nie zdaje sobie sprawy z tego, jak krzywdzi swoją mamę komentarzami, wypowiadanym niezadowoleniem, odburkiwaniem. Poruszające, doskonale wygrane przez aktorów relacje, nadają temu wątkowi odpowiedniej wagi. Każdy rodzic, wychowujący zbuntowanego nastolatka(ę) znajdzie w tym filmie coś prawdziwego. Podobnie jak ci, którzy sami przechodzili fazę buntu.

lady bird 03

Nostalgia jest kluczowa do zrozumienia sensu Lady Bird. I to nie tylko dlatego, że akcja rozgrywa się jakieś piętnaście lat temu, niektóre stroje wyglądają dziś niemodnie, telefony komórkowe są luksusem, a młodzież zasłuchuje się w pop-punku lub w Justinie Timberlake’u. To tęsknota za czasami liceum, rozczarowań, miłostek, fascynacji nauczycielami, poczucia nudy i straconego czasu. Rozgrywająca się na przestrzeni jednego roku narracja oscyluje wokół przejścia w wiek dorosły (studniówka kończąca szkołę, zdane prawo jazdy, pierwszy zakup alkoholu, pierwszy seks), który każe postaci zacząć myśleć w innych kategoriach (studia, kariera). Jest to ten okres w życiu, w którym dokonujemy wyborów kształtujących resztę naszego życia. To także tęsknota za miejscem, które w latach młodości wydawało się mało atrakcyjne i okropne, a dopiero z perspektywy czasu docenia się jego uroki. Przepiękne ujęcia miasta, zachody słońca, architektury spokojnych przemieści, tylko ten nastrój utwierdzają. Czasem najlepiej widać rzeczy z oddali, a tytułowa biedronka musi przecież kiedyś odlecieć.

https://www.youtube.com/watch?v=cNi_HC839Wo

Gerwig zbudowała z ogranych elementów niezwykle przyjemny, zabawny film z mądrymi, choć nieoryginalnymi myślami. Dialogi należą do najzabawniejszych, jakie pojawiły się ostatnio w amerykańskej komedii. I choć czuć inspirację filmami Baumbacha, Allena i duetu Dayton i Faris, udaje jej się zachować własny głos. Wykonanie nie pozostawia nic do zarzucenia: Ronan gra jedną z najlepszych roli w swojej karierze, a towarzyszący jej aktorzy nie ustępują jej na krok. Nic dziwnego, skoro reżyserka jest doświadczoną aktorką i wie, jak wycisnąć z nich najlepsze. Zarówno zdjęcia i muzyka świetnie uzupełniają oglądaną historię. Nie da się jednak ukryć, że Lady Bird prowadzi nas do dość oczekiwanego zakończenia. Całe szczęście, że Greta zabiera nas tam bardzo mało popularną drogą.

Ocena: 80/100 

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Redaktor

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?