W czasie swej przymusowej ucieczki z Syrii główny bohater poznaje miłość swego życia, a jako że oboje są młodzi i zakochani – prędko rodzi się dziecko. Żyjąc w na poły koczowniczych warunkach zmuszeni są jednak do dalszej drogi. Po zdobyciu przez wybrankę Hakima statusu uchodźcy we Francji, protagonista i jego syn wyruszają jej śladem. I tu rozpoczyna się kolejny etap wędrówki Syryjczyka, naznaczonej zarówno pozytywnymi, jak i negatywnymi wydarzeniami. Fabien Toulmé ma serce do snucia opowieści obyczajowej, ujmującej poważną tematykę. Ale o tym nieco niżej, bo i pojawia się mały zgrzyt.
Każdy, kto zdecydował się na wyjazd za granicę, poznał gorzki smak asymilacji. Nawet znając perfekcyjnie lokalny język i obyczaje przez pewien czas było się „tym obcym”. O ile Polak dużo łatwiej odnajdzie się w UK czy Niemczech, gdzie podstawy kulturowo-społeczne są zbliżone, o tyle człowiek z zupełnie innej części świata, wyznający odmienną wiarę i odrobinę wyróżniający się fizycznie od większości Europejczyków, ma cięższy start. Hakim, człowiek wykształcony, o dobrych intencjach i ambicjach, przekonuje się o tym w bolesny sposób. Początkowo nie ma szans na pracę godną swej inteligencji, a opieka nad pociechą jest dodatkowym wyzwaniem w nowym środowisku.
Sporo lukrowałem niniejszej serii, więc przydałoby się kilka słów mniej pozytywnych. Autor ma pewną manierę opowiadania doskonale pasującą do jego rysunków, co ma swój posmaczek. Toulmé przedstawia nawet ciężkie problemy z pewną optymistyczną nutą i w kilku miejscach złapać go można na tym, że nie bardzo chce ukazać mroczne strony imigracji w surowy sposób. Problemy Hakima są namacalne, ale doskonale wiemy, że całokształt zjawiska migracji wygląda dużo mniej przygodowo i pogodnie. Sam bohater to człowiek o dobrej duszy, a wiemy, że nie wszyscy przybysze z Bliskiego Wschodu tacy są. Zaznaczyć chcę, że przez to absolutnie nie nazwałbym tego propagandą, a raczej jasnym przedstawieniem historii syryjskiego uchodźcy. Odyseja Hakima w moim odczuciu ma pokazać człowieka w wizerunku migranta, który w mediach zawsze przekrzywiony jest w jedną lub drugą stronę. Opowieść spełnia swe zadania, zwraca uwagę na istotne problemy i jest czymś więcej niż ładnie narysowaną rozrywką.
Cała trylogia związana z Hakimem jest potrzebna. Nie po to, by uświadomić rzekomo antyeuropejskie i narodowe masy względem uchodźców, ale szerzej pokazać problem, który nie dotyczy wyłącznie współczesnego napływu migrantów na Stary Kontynent. Toulmé ujął w swej trylogii sporo obyczajowych prawd, wykraczających poza główną tematykę komiksu i dokonał tego w sposób przyswajalny dla różnych odbiorców, nawet tych, którym komiks pachnie spandeksem. Może czasem chciałbym, aby francuski scenarzysta walnął z mocniejszego kalibru, ale Odyseja Hakima powinna być uniwersalna, a twardy język narracji mógłby to zaprzepaścić. Może dzięki takim historiom asymilacja nie tylko synów i cór Bliskiego Wschodu przebiegać będzie lepiej. Wielonarodowe społeczeństwa mogą powstać tylko dzięki porozumieniu poszczególnych ich elementów, a w tym ważna jest jasna i klarowana komunikacja. Bablanina polityków i społeczników często wręcz zniechęca do bratania się, a wiele razy okazywało się, że kultura i sztuka może być zalążkiem spoiwa między pozornie odległymi od siebie ludźmi.
Tytuł oryginalny: L’Odyssée d’Hakim, tome 3 : De la Macédoine ŕ la France
Scenariusz: Fabien Toulmé
Rysunki: Fabien Toulmé
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Wydawca: Non Stop Comics 2021
Liczba stron: 256
Ocena: 85/100